- Pier Giorgio i Roderick
- Wyzwania
- Odnalezione zaufanie
- Wschodnie sumienie
- Bieg ku zdrowiu
- Fajna mama
- Zanim będzie za późno
- "Piję, bo..."
- Mnie się udało
- Proponuję to, co ksiądz Bosko
- Droga powrotu
- To tylko narzędzie
- Moje chatowanie
- Kiedy jest wszystko jedno
- Odzyskałem nadzieję
- Nazwa nie ma znaczenia
- Nie potrzebni mi nowi mesjasze
- To nie wina muzyki
- Sposób na wakacyjny spływ kajakowy
- Kto tu rządzi?
- Przez szczyty górskie ku szczytom świętości
- Od filozofii po oratorium
- Przez pustynię i po wodzie
- Błyskawiczny Kurs Modlitwy
- Szkoły salezjańskie
Nie potrzebni mi nowi mesjasze
Ewa
strona: 21
Jestem byłą członkinią Kościoła Zjednoczenia. Mieszkałam wśród nich i działałam przez trzy lata. Pochodzę z rodziny niepraktykującej, byłam ateistką. Na spotkanie moonów złożył się zbieg wielu niesamowitych wydarzeń. Wiadomość, iż Moon jest Mesjaszem, rozwiązała wiele moich problemów, a przede wszystkim to, że skoro jest mesjasz, to musi być Bóg, więc zaczęłam w Niego wierzyć.
Specyfiką ruchu jest wielkie i szczere zaangażowanie członków. Ci, którzy decydują się na życie w ruchu, bardzo długo znajdują się w cieplarnianych warunkach, gdzie wszyscy starają się urzeczywistniać ideały tkwiące w głębi serca każdego człowieka. Z czasem przechodzi się kolejne wtajemniczenia, jest to zasada mająca podświadomie popychać młodych, by chcieli być bardziej samodzielni i odpowiedzialni. Mnie popychała do przyspieszenia kroku chęć poznania wszystkiego, co odnosiło się do żyjącego mesjasza Moona, a gdy nie znajdowałam odpowiedzi na jakieś pytania, zawsze pozostawał ten asekuracyjny punkt, że jeszcze nie doszłam do końca wiedzy w ruchu.
Pod koniec trzeciego roku bardzo zaangażowanego życia w ruchu, zaczęło się w końcu coś psuć. Był to czas wysyłania młodych na tzw. święty ślub do Korei. Przed ślubem przechodziliśmy ostatnie wykłady. Tam okazało się, że Moon nie ma dwóch żon, bo o dwóch wszyscy wiedzą i jak to się mówi w ruchu - akceptują, ale cztery. Okazało się także, że nauka Moona jest zamknięta, przemyślana i w zasadzie bardzo ograniczona, chociaż inteligentna. Ruch zaś wykorzystuje wrażliwość i uczuciowość człowieka.
Zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać, a przy tym stopniowo poznawać także Kościół katolicki. Dostrzegłam, że w „upadłym świecie", czyli wszędzie poza ruchem, ludzie też żyją z Bogiem. To było dla mnie odkrycie! Zdecydowałam się popatrzeć na ruch z boku. Wyprowadziłam się w zamiarze uczestniczenia dalej w ruchu i po raz pierwszy pojechałam na dłużej do domu. Tam natrafiłam na rekolekcje wspólnoty katolickiej, a potem zmiany w moim życiu posypały się lawinowo. Choć odejście z ruchu nie było wcale takie proste. Stworzono tam warunki umożliwiające sztuczny rozwój emocjonalnej strony, tak że po dłuższym okresie życia w ruchu, nie jest się w stanie samemu wrócić do normalnego życia w świecie.
Po odejściu miałam problem z modlitwą. Bałam się modlić, ponieważ nie wiedziałam, do kogo się modlę, kto słucha mojej modlitwy. Przez długi czas różaniec był jedyną modlitwą, jaką mogłam odmawiać. Ona mnie ratowała, dodawała sił i pomogła stać się prawdziwie wolną, wolnością dziecka Bożego. Teraz wiem, że wszystko zostało już powiedziane w Jezusie Chrystusie i nie są potrzebne nowe księgi, rzekomo tłumaczące Pismo Święte, ani nowi mesjasze.