- Pier Giorgio i Roderick
- Wyzwania
- Odnalezione zaufanie
- Wschodnie sumienie
- Bieg ku zdrowiu
- Fajna mama
- Zanim będzie za późno
- "Piję, bo..."
- Mnie się udało
- Proponuję to, co ksiądz Bosko
- Droga powrotu
- To tylko narzędzie
- Moje chatowanie
- Kiedy jest wszystko jedno
- Odzyskałem nadzieję
- Nazwa nie ma znaczenia
- Nie potrzebni mi nowi mesjasze
- To nie wina muzyki
- Sposób na wakacyjny spływ kajakowy
- Kto tu rządzi?
- Przez szczyty górskie ku szczytom świętości
- Od filozofii po oratorium
- Przez pustynię i po wodzie
- Błyskawiczny Kurs Modlitwy
- Szkoły salezjańskie
Moje chatowanie
Jadwiga
strona: 16
Już kilka lat temu zaczęłam zaglądać na chat, ale to było całkiem normalne i niewinne. W przerwach w nauce wchodziłam do witryn tematycznych i towarzyskich, chcąc podyskutować. Cieszyłam się, gdy udało mi się znaleźć towarzysza do konkretnej rozmowy. Wtedy po raz pierwszy poczułam, jak bardzo chat jest wciągający i jak bardzo poruszające jest spotkanie z drugą osobą siedzącą gdzieś przy komputerze, a przede wszystkim jak czas szybko leci przy tym zajęciu.
Minęło trochę czasu i nieco zmieniła się moja sytuacja osobista. Przyszedł czas bardzo trudnych doświadczeń dla mnie. Często czułam się sama, nie miałam co ze sobą zrobić, nie radziłam sobie z ilością problemów. Do tego doszło pewne nieuporządkowanie w sprawach seksu, łatwość wchodzenia w wyobrażenia, męczące pożądanie, uleganie „niewinnym” pokusom. I tu pojawił się chat, jak wybawiciel. Doskonale zapełniał dziurę w moich niespełnionych potrzebach (łatwego kontaktu z kimś, zajęcia sobie czasu i myśli, zabawy, odprężenia i wreszcie flirtu i nadziei na spotkanie). Po jakimś czasie okazało się, że nie zawsze było ważne z kim rozmawiam, ważny był ten szmerek podniecenia, który prawie zawsze odczuwałam.
Przez te wizyty na chacie często chodziłam całe dni półprzytomna, z nadmiernie rozbudzonymi pragnieniami i pożądaniami. Przestałam panować nad myślami i nad wyobraźnią, zaczęłam snuć coraz śmielsze plany i kilka razy otarłam się o ich realizację. Widziałam z jaką prędkością przekraczam własne granice (przekonań i godności). Na chacie dzieje się to z nieprawdopodobną prędkością i łatwością.
Wiele razy postanawiałam, że już nie będę wchodzić na chat. Ale nic z tego nie wychodziło. W końcu musiałam uznać, że nie potrafię nad tym panować, że jest w tym coś nienormalnego. Dopiero zdanie sobie sprawy, że to jest jakiś chory mechanizm, nad którym nie mam już kontroli, i że nie ma dla mnie możliwości wchodzenia na chat „na chwilę” lub z jakimiś stawianymi sobie ograniczeniami, a także rozmowa z osobą, która miała ten sam problem, pozwolił mi podjąć odpowiednie, wreszcie konstruktywne postanowienia.
Nie było łatwo. Przez jakiś czas w ogóle nie mogłem się skupić podczas pracy na komputerze, wciąż chcąc zajrzeć na chat, a Internet prawie całkiem stracił swój blask. Ale się trzymam tego postanowienia i nie żałuję straty, bo powoli zaczynam odzyskiwać przytomność umysłu. Wiem, że nieuporządkowanie w sferze seksualności wymaga ode mnie jeszcze przyjrzenia się mu i pracy, ale przynajmniej nie wchodzę w niekontrolowane jazdy myśli i planów związanych z chatem. Czuję się przez to wolniejsza i spokojniejsza.
za: www.mateusz.pl