- Niech mi pani powie, czy w tym roku nauczyciele mogą nie przepuścić ucznia do następnej klasy? - z takim pytaniem zadzwoniła do mnie znajoma. Sama bym chciała wiedzieć – pomyślałam. Ale żeby nie wyjść na niezorientowaną, odpowiedziałam: - Skąd to pytanie?
Pani Basia, która na co dzień sprząta w dużej firmie, bardzo się przejmuje swymi synami- jeden z nich jest w podstawówce, a drugi - od września w liceum. Nie kryje też, że nie potrafi pomóc swoim dzieciom się uczyć - jej edukacja skończyła się na szkole zawodowej. Ale chłopcy bez niczyjej pomocy, bez korków, idą do przodu. Znajoma przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się, od czego zacząć, po czym wyrzuciła z siebie strach i obawy o losy starszego dziecka; że przybywa mu braków zadań, że siedzi w domu cały czas przy komputerze, ale to raczej nie ma nic wspólnego z nauką, że jak go o coś zapytać, to zapewnia rodziców, że mają się nie przejmować, bo on to wszystko ogarnia... I w ogóle to będzie dobrze...
Nie wiem czy będzie dobrze. Każdy z nauczycieli zajmujący się aktualnie zdalnym nauczaniem zapewne doświadcza tego, że w poszczególnych klasach są uczniowie, którzy z różnych powodów jednak nie ogarniają... Gdy ostatnio wpisywałam oceny, w jednej z moich klas zobaczyłam, że w zespole jest pięcioro uczniów, którzy nie wykonali kolejnej pracy. Poczułam strach. Do każdego z uczniów napisałam maila z prośbą, aby uzupełnili brakujące prace i przypomniałam, gdzie znajdą szczegóły z nimi związane. Zapewniłam też, że mogą liczyć na moją pomoc. Dzisiaj jedna z uczennic odpowiedziała, że miała „kłopoty z internetem” ( tak to określiła), ale teraz jest dobrze i ona w najbliższym czasie prześle prace.
Bardzo się ucieszyłam z tej odpowiedzi. Ale już po chwili pomyślałam o tych czterech pozostałych uczniach, którzy nie zareagowali. I nie kryję, że też odczuwam strach. I wiem, że to ja - jako nauczyciel - muszę zrobić wszystko albo jeszcze więcej, żeby się od niego uwolnić...
powrót