- Pier Giorgio i Roderick
- Wyzwania
- Odnalezione zaufanie
- Wschodnie sumienie
- Bieg ku zdrowiu
- Fajna mama
- Zanim będzie za późno
- "Piję, bo..."
- Mnie się udało
- Proponuję to, co ksiądz Bosko
- Droga powrotu
- To tylko narzędzie
- Moje chatowanie
- Kiedy jest wszystko jedno
- Odzyskałem nadzieję
- Nazwa nie ma znaczenia
- Nie potrzebni mi nowi mesjasze
- To nie wina muzyki
- Sposób na wakacyjny spływ kajakowy
- Kto tu rządzi?
- Przez szczyty górskie ku szczytom świętości
- Od filozofii po oratorium
- Przez pustynię i po wodzie
- Błyskawiczny Kurs Modlitwy
- Szkoły salezjańskie
Kiedy jest wszystko jedno
Rozmowa z ks. Markiem Barańskim SDB, dyrektorem Ośrodka Wychowawczego "Nasz Dom"
strona: 18
Jak dzieci trafiają na ulicę?
Pewnie jest to złożony problem i jest wiele przyczyn, które składają się na tę rzeczywistość, dziś już wcale nie marginalną. Najważniejszy powód zdaje się być jeden – brak miłości rodziców. Rodzice nie kochają swoich dzieci. W zdecydowanej większości nie są zdolni okazać właściwych uczuć i wypełnić ról rodzicielskich. Najczęściej z powodu uzależnienia alkoholowego, ale ten sam skutek może być również wtedy, gdy rodzice nie są uzależnieni od alkoholu. Czasem jest to po prostu uzależnienie od pragnienia własnego szczęścia lub inna dysfunkcja.
Dlaczego więc alkoholizm rodzica jest wymieniany jako podstawowe zło?
Bo jest najpowszechniejszy. Alkoholizm rodziców, bądź jednego z nich, łamie w dziecku poczucie własnej wartości i godności. Jeżeli dziecko jest świadkiem demoralizujących zachowań, przekleństw, przemocy, rozwodów i kolejnych przypadkowych związków, traci poczucie, że jest kochane. Oddala się albo wręcz umiera w nim nadzieja na normalne życie. Do tego łamanie praw Bożych przez rodziców nie pozwala rozwijać się doświadczeniu religijnemu dziecka albo je niszczy zupełnie. Wtedy właśnie dziecko ucieka. Gdy nie ma świętości, nie ma Boga, dziecku jest wszystko jedno. Traci ochotę do nauki, poczucie obowiązkowości i łamie kolejne bariery moralne. Rozpoczyna się dramat szukania czegoś, czego nie okazali mu dorośli, a powinni, czyli miłości i Boga.
Czy i jak można pomóc takim dzieciom?
Z pewnością można i trzeba pomagać. W naszych czasach potrzebujemy przede wszystkim nowych serc: wrażliwych, dostrzegających problem takich dzieci i młodzieży. Trzeba podejmować trud zauważania ubóstwa dzieci i młodzieży i nie można od tego uciekać. Jest to zadanie nauczycieli, wychowawców, pedagogów, księży, sióstr zakonnych, sąsiadów czy najbliższej rodziny. Ojciec Święty mówił w czasie ostatniej pielgrzymki do Polski o wyobraźni miłosierdzia. Wystarczy dostrzec problem, a Duch Święty podpowie, w jaki sposób odpowiedzieć na konkretne ubóstwo.
Może wystarczy pomoc materialna?
Na pewnych etapach taka pomoc jest nieodzowna. Chcąc jednak ukierunkować młodego człowieka na drogę odpowiedzialnego dorosłego życia, trzeba się zgodzić na cierpliwe towarzyszenie aż sam stanie na nogi. Początkiem tej drogi jest wykształtowanie nawyku uczenia się i systematycznego uczęszczania do szkoły.
Czy nie jest trochę tak, że my nie bardzo wiemy, jak się zachować w sytuacjach, gdy obok nas komuś dzieje się krzywda...
Wielu młodych ludzi nie znalazłoby się w więzieniach, wielu nie powieliłoby patologicznych zachowań rodziców, gdyby środowisko zareagowało wcześniej na nienormalne zachowania niewydolnych wychowawczo rodziców. Wystarczyłoby powiadomić sąd dla nieletnich, pedagoga szkolnego czy inne instytucje jeżeli jest się świadkiem np. libacji alkoholowych, przemocy czy zaniedbań opiekuńczo-wychowawczych. Ten brak czy nieumiejętność reakcji – to jeden z naszych głównych grzechów. I dlatego coraz więcej jest tych, którzy pozostali sami ze swoim problemem.
Dlaczego więc nie reagujemy?
Może z lęku przed osobistymi konsekwencjami. Może to znieczulica....
Uważa Ksiądz, że taki lęk przed wejściem w konflikt ze środowiskiem patologicznym jest zawsze nieuzasadniony?
Może i jest uzasadniony, ale na pewno udaremnia szansę pomocy dzieciom. A o ich dobro powinno nam chodzić. Myślę, że powinno nam towarzyszyć światło wiary, że Chrystus zwycięża wszystkie trudne sytuacje, w których znajdują się ludzie. Wśród nich również te, które powodują, że dzieci nie mają godnych środowisk rodzinnych. Ktoś musi stanąć pomiędzy miłością Chrystusa a konkretną biedą i beznadzieją. Jeśli nie my, to kto?
rozmawiał ks. Andrzej Godyń SDB