- Pier Giorgio i Roderick
- Wyzwania
- Odnalezione zaufanie
- Wschodnie sumienie
- Bieg ku zdrowiu
- Fajna mama
- Zanim będzie za późno
- "Piję, bo..."
- Mnie się udało
- Proponuję to, co ksiądz Bosko
- Droga powrotu
- To tylko narzędzie
- Moje chatowanie
- Kiedy jest wszystko jedno
- Odzyskałem nadzieję
- Nazwa nie ma znaczenia
- Nie potrzebni mi nowi mesjasze
- To nie wina muzyki
- Sposób na wakacyjny spływ kajakowy
- Kto tu rządzi?
- Przez szczyty górskie ku szczytom świętości
- Od filozofii po oratorium
- Przez pustynię i po wodzie
- Błyskawiczny Kurs Modlitwy
- Szkoły salezjańskie
Droga powrotu
Alicja
strona: 14
Trudno tak naprawdę pisać o swoim grzechu i drodze powrotu do Miłującego Boga. Wiele łask w swoim życiu zmarnowałam, ale dzięki Miłosierdziu Bożemu doświadczyłam też wiele błogosławieństwa. Teraz mogę się cieszyć 20–letnim stażem małżeńskim i dwójką dzieci. Jestem naprawdę szczęśliwa, a dzięki historii, jaka mi się przytrafiła, wierzę, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Każdy dzień teraz ma znamiona cudu. Zatrzymam się jednak na pewnym wydarzeniu z przełomu lat 70. i 80, który tak mocna „wrósł” w nasze życie, że stał się „pamiątką wiary”.
W latach 70. ruch hipisowski zawitał do naszego małego miasteczka. Obok wielu wspaniałych rzeczy, przyniósł również i te, które pod płaszczykiem wolności zniewalały umysł i ciało człowieka. Mam na myśli narkotyki. Z jednej więc strony „dzieci–kwiaty”, kolorowy świat, z drugiej – ciemna strona życia.
Mój mąż i ja byliśmy wtedy dorastającą młodzieżą, która poprzez bunt pragnęła odnaleźć własną drogę życia. Mnie podobały się długie włosy, kolorowe ubrania, rozmowy o wolności. Krzyś poszedł o wiele dalej. Były narkotyki, alkohol i „zgłębianie tajników wolnej miłości”. Jedno nas wtedy łączyło – chęć samookreślenia w świecie, który oboje uważaliśmy za szary i nielogiczny. Szliśmy jednak inną drogą. Sytuacja grzechu Krzysztofa była jasna i klarowna, ale moja chyba jeszcze gorsza. Nie widziałam w sobie faryzejskiego zakłamania pod maską pobożności. W moim mniemaniu komu, jak komu, ale mnie nawrócenie nie było potrzebne.
W 1982 roku – mój mąż i ja – spotkaliśmy się na pieszej pielgrzymce do Częstochowy, zorganizowanej przez ks. Szpaka. Ksiądz Andrzej, przesiąknięty duchowością księdza Bosko, katechizował nas oboje. Krzysztof na ostatniej Mszy św. w Częstochowie ofiarował Panu Jezusowi swoje życie, w tym 5–letnie zniewolenie narkotykami. Od tamtej pory już nigdy nie wziął, chociaż bywały bardzo trudne chwile. Ten moment nie uzdrowił jednak od razu psychiki, zatrutej ćpaniem. Na to potrzeba było aż 13 lat! A ja byłam świadkiem tego wszystkiego! Tego cudu. Tak mnie to poruszyło, że sama zajrzałam do mojego wnętrza i inaczej spojrzałam na tę moją „porządność”. Doznałam takiego głębokiego Spotkania z żywym Bogiem, Osobą! Nadal ma to odbicie w moim życiu.
Oboje doznaliśmy z mężem nawrócenia i aby podziękować za ten dar od czasu do czasu udajemy się z całą rodziną na „Szpakowską pielgrzymkę”, żeby dzielić się swoim doświadczeniem wiary i wlewać w serca nadzieje. Chcemy ofiarować Bogu coś z siebie za Jego niezmierzone Miłosierdzie.