- Bóg się rodzi w Agartali
- Od redakcji
- Jeśli przyjmiemy do końca to, czego nauczał Jan Paweł II, możemy spokojnie patrzeć w przyszłość
- ŻYWY POMNIK Jana Pawła II
- Nie zgub dziecka w sieci
- ZAMBIA: Pasterka w języku bemba
- LIBAN BOISKO, CZYLI PERSPEKTYWY PRACY DLA MŁODYCH
- Postanowiłem spisać wszystko… (Łk 1,1)
- CZYNNIKI UTRUDNIAJĄCE BUDOWANIE AUTORYTETU NAUCZYCIELA
- Komputer. Co w zamian
- Wirtualna rzeczywistość – dlaczego jest tak zaborcza i zimna jak Królowa Śniegu?
- D: JAK DEZINFORMACJA
- NADMIAR BODŹCÓW JEST SZKODLIWY
- Lekcje religii w kryzysie (?)
- Wobec przemocy w internecie
- WIARA POD CHOINKĘ
- Wspomożycielka na Wileńszczyźnie
- Jeśli sam tego nie opowiesz…
- Niezależność Kościoła
Jeśli sam tego nie opowiesz…
Piotr Legutko
strona: 28
Listopadowe świętowanie stulecia polskiej niepodległości wywołało wśród wielu rodaków pewną konfuzję. Bo przecież sto lat od zakończenia wielkiej wojny narodów minęło przed rokiem, jaki sens mają takie „poprawiny”? Otóż sens mają dziś głęboki.
A jeszcze głębszy mieć będą za rok. Wystarczy trochę wiedzy historycznej i chwila refleksji, by zrozumieć, że nasza niepodległość rodziła się aż do 1922 roku. Wojna z bolszewikami, powstania wielkopolskie i śląskie miały ogromne znaczenie nie tylko dla kształtowania się granic. To były lata, gdy Polacy udowodnili, że zasługują na własne państwo. Nie dostaliśmy niepodległości w prezencie. Uważna lektura źródeł pokazuje, że – owszem – zwycięskie państwa I wojny światowej obradujące w Wersalu chciały reaktywacji państwa polskiego, ale najchętniej w granicach królestwa z początków XIX wieku. Z drugiej strony Lenin traktował ziemie polskie jako autostradę do eksportu na zachód rewolucji sowieckiej. Do tego doszły niepodległościowe aspiracje Ukraińców. O polski Lwów walczyli tamtejsi gimnazjaliści, bohaterskie Orlęta. Każdy, kto w listopadowe dni odwiedzał cmentarze, musiał zobaczyć, jak wiele jest tam grobów właśnie z lat 1919–1921, gdy teoretycznie mieliśmy już wolną Polskę.
No dobrze, ale czy trzeba w kółko do tego wracać? Kogo to poza nami interesuje? I jeszcze ta druga wojna światowa, nieustanne przypominanie naszych cierpień, strat, porażek i nieszczęść. Wyliczanie wagonów dóbr wywiezionych przez Niemców, spalonych miast, zaginionych dzieł sztuki… Czy można na tym coś pozytywnego zbudować? Otóż można, jeśli nasza opowieść o polskiej historii zostanie zbudowana na tym, co w niej najważniejsze: odwaga, honor, wierność oraz solidarność – bo to są wartości uniwersalne. I nie jest tak, że jeśli zamkniemy przeszłość w bibliotekach i archiwach, będzie tam bezpieczna. Stara mądrość głosi: jeśli sam nie opowiesz swojej historii, zrobią to za ciebie inni. I możesz bardzo się zdziwić, w jakiej roli zostaniesz obsadzony.
Niedawno TVP pokazała film „Sprawiedliwość”. Wypowiadający się w nim znany niemiecki dziennikarz był wyraźnie zdegustowany faktem, że Polacy wciąż wracają do wydarzeń sprzed 80 lat i jeszcze domagają się jakichś odszkodowań. Przecież zadośćuczynienie dawno zostało dokonane, a pokuta za grzechy ojców i dziadów odprawiona. Za Odrą toczy się właśnie debata na temat zasadności postawienia w Berlinie pomnika polskich ofiar nazizmu. Lektura niektórych padających w niej głosów może wprawić w osłupienie. Kwestionuje się zarówno fakt ludobójstwa, jakie miało miejsce na polskim narodzie podczas II wojny światowej, jak i heroizm żołnierzy Armii Krajowej, opisywanej w tamtejszej prasie jako formacja skażona antysemityzmem. Niestety, wciąż kwestionowane są podstawowe fakty: kiedy wojna wybuchła, kto ją wywołał i kiedy się ostatecznie zakończyła. Rozmywane i relatywizowane jest to, kto i jak podczas tej wojny się zachował. Dlatego tak ważne było przejmujące warszawskie wystąpienie prezydenta Niemiec. 1 września w świat poszły słowa Waltera Steinmaiera o „nieprzemijającej” winie i odpowiedzialności jego narodu.
Tego samego dnia największe, najbardziej wpływowe tytuły prasowe świata zamieściły dodatkowe okładki – reprinty własnych wydań sprzed 80 lat oraz zestaw tekstów napisanych przez doborowe, międzynarodowe grono historyków, publicystów i analityków. Oczywiście nie zrobiły tego z własnej inicjatywy, specjalne wkładki zostały zamówione i opłacone przez państwo polskie. Nie wszyscy chcieli je publikować, twarde negocjacje toczone były o każde sformułowanie. Prawda bywa trudna, bo nie zawsze zgodna jest z polityką historyczną prowadzoną przez Niemcy, Francję czy Anglię. Ale tak właśnie należy dziś działać: jeśli sam nie opowiesz swojej historii, zrobią to za ciebie inni.