- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. Aleksandrina Da Costa (1904-1955)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Szczęśliwy dom – marzenie dzieci
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Niepełna rodzina
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Dzieci tracą tak wiele
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Wybór, którego nie chciałam
- ROZMOWA Z ... Co Bóg złączył
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Muszą wiedzieć, że są kochani
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Dopóki sąd ich nie rozłączy
- POD ROZWAGĘ. Lek silniejszy, im bardziej go nie ma
- POKÓJ PEDAGOGA. Autorytet nauczyciela
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Historia oszustwa w nauce, czyli tzw. klonowanie terapeutyczne
- DUCHOWOŚĆ. Cząstka Marii
- MISJE. Śmierć naszego misjonarza
- MISJE. Jestem powołany do bycia z tymi ludźmi
- MISJE. ***
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Świat apokryfów
- PRAWYM OKIEM. Aby było miło
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 15
– Mamo, kiedy będzie kolacja? – Seweryn kręci się dookoła jak mucha, a tu jeszcze pięćset rzeczy do zrobienia. Szkoda, że nie jestem ośmiornicą, może byłabym cztery razy bardziej efektywna. Wprawdzie chłopaki osiągnęli już wymarzony przeze mnie etap i mogę przygotowywanie drugiego śniadania ograniczyć do hasła „weź sobie z lodówki jogurt”, to jednak z kolacją nie zaryzykuję. Kto wie, pewnie kuchnia zostałaby wytapetowana dżemem wiśniowym z dodatkiem płynnego miodu.
– Jeszcze chwilę, synku, nie wyciągnęłam masła z lodówki i jest za twarde, żeby rozsmarować. Jak mu damy pięć minut, to reszta pójdzie błyskawicznie.
Niby przekonany, ale nadal się kręci w kółko dookoła kuchennego stołu, żebym o nim nie zapomniała. W końcu masło daje się rozsmarować. Dżem, talerzyk i Seweryn już wędruje do pokoju dobrze zaopatrzony.
– A ja mam już kanapkę! – chwali się Olkowi.
– A mi mama przyniesie z miodem – odpowiada młodszy, kiedy ja w kuchni faktycznie… szukam miodu.
– Sam sobie przynieś! Mama nie jest twoją służącą! – hmmm, ma rację, zresztą, to moje słowa! I co teraz? Szłabym do pokoju tak czy siak, a talerz zabrałabym przy okazji, ale w jakim świetle postawię Seweryna, a co gorsza siebie? Oblizuję łyżeczkę z miodu, żeby zyskać kilka sekund na decyzję.
– Olek! Buła do odbioru! – wołam w końcu.
Tup tup tup, Oluś odbiera gotową kolację z kuchni.
Ufff, udało się wyjść z tego z twarzą. A jednocześnie przypomniało mi się, że mama mojej koleżanki w takich sytuacjach mawiała: „Nóg na loterii nie wygrałam!”. No cóż, ciekawe, czy moje dzieci zapamiętają, że nie jestem służącą…