- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. Aleksandrina Da Costa (1904-1955)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Szczęśliwy dom – marzenie dzieci
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Niepełna rodzina
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Dzieci tracą tak wiele
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Wybór, którego nie chciałam
- ROZMOWA Z ... Co Bóg złączył
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Muszą wiedzieć, że są kochani
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Dopóki sąd ich nie rozłączy
- POD ROZWAGĘ. Lek silniejszy, im bardziej go nie ma
- POKÓJ PEDAGOGA. Autorytet nauczyciela
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Historia oszustwa w nauce, czyli tzw. klonowanie terapeutyczne
- DUCHOWOŚĆ. Cząstka Marii
- MISJE. Śmierć naszego misjonarza
- MISJE. Jestem powołany do bycia z tymi ludźmi
- MISJE. ***
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Świat apokryfów
- PRAWYM OKIEM. Aby było miło
WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Dzieci tracą tak wiele
Dorota
strona: 7
Fajnie jest w rodzinie, zwłaszcza, gdy jest dużo dzieci. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi i nie myślimy, że ta sytuacja mogłaby się kiedykolwiek zmienić. Ale czasem się zmienia. Dwa lata temu mój mąż odszedł, aby rozpocząć nowe życie. Zostałam sama z czwórką dzieci – dwie nastolatki, syn rozpoczynający naukę w szkole podstawowej, półtoraroczna córeczka i ja, niepracująca zawodowo gospodyni domowa.
Na początku ambitnie założyłam, że zastąpię dzieciom tatę, ale bardzo szybko rzeczywistość zweryfikowała moje plany. Po prostu okazało się, że nigdy nie będę w stanie nauczyć dzieci i przekazać im takich wzorców zachowań i postaw, do których nie jestem stworzona. Jestem kobietą i mam inną rolę, zakres odpowiedzialności, uzdolnienia czy emocjonalność. W rodzinie nie da się – mimo najszczerszych chęci – zastosować zasady „równości płci”.
Następną sprawą, z którą musiałam się uporać, były problemy logistyczne. Przywiezienie, odwiezienie, odebranie. Poza tym pomoc przy lekcjach, zabawa, rozmowy, nakarmienie, przytulenie, położenie spać, czyli cała masa domowych czynności związanych z dziećmi, które w normalnych warunkach dzieli się na dwoje. Brakuje po prostu fizycznej obecności drugiej osoby. Starsze córki musiały więc szybciej dorosnąć do wielu domowych obowiązków, które w normalnych warunkach należałyby do ojca. Często muszę dzieci przepraszać, że nie możemy czegoś zrobić z powodu nieobecności taty. W takich sytuacjach mogę jedynie tłumaczyć, że choć bardzo je kocham, nie potrafię wszystkiego zrobić sama. Pozostaje jedynie żal, że dzieci tracą tak wiele.
Staram się wychować dzieci w przeświadczeniu, że ich tato pomimo wszystko je kocha i nie jest ich winą, że odszedł. Zdaję sobie sprawę, że bardzo mocno przeżywają to niezawinione odrzucenie, i że zrobiłyby wszystko, byleby ojciec tylko był. One po prostu bardzo go potrzebują, by poczuć swoją wartość, by czuć się bezpiecznie i aby wiedzieć, jak postępować w dorosłym życiu. Wiele rozmów z dziećmi poświęciłam na wytłumaczeniu im, że każdy ma prawo popełniać błędy, sztuką jest je naprawić tak, aby nikt nie cierpiał. Cieszę się, że pomimo całej tej tragicznej sytuacji dzieci zachowały szacunek dla swojego taty.
Po odejściu męża zmieniła się natomiast postawa dzieci w stosunku do mnie – wymagającej matki, która jest na co dzień i nie zgadza się na wszystkie ich pomysły. Zdarza się, że jestem obiektem wyładowywania ich frustracji, złości na ojca. Bywa, że łatwiej im zrzucić winę na mnie, a nie zawsze da się znaleźć rozsądne argumenty na każde ich oskarżenie. Wtedy staram się nie wdawać w kłótnie, tylko tłumaczę, bardziej sobie, ich zachowanie i wybaczam to, co powiedzą w złości. Ale czasem trzeba też wybaczyć sobie, że nie zapanowało się nad nerwami. Wtedy też sięgam do najwyższej instancji i proszę o pomoc Boga. Zresztą modlitwa to mój najskuteczniejszy środek pomocniczy w wychowaniu dzieci, szczególnie wtedy, kiedy tracę grunt pod nogami i nie wiem, jak postąpić. Wtedy przypominam sobie i dzieciom przy okazji, że jesteśmy dziećmi Bożymi i nasz najlepszy Ojciec jest w niebie. On nas kocha najmocniej, tylko Jemu możemy całkowicie zaufać, bo tylko On nas nigdy nie zawiedzie.
Mimo wszystkich trudności próbuję wypełniać moje zadanie, najlepiej jak potrafię. Wciąż uczę się samotności i samodzielnego radzenia sobie z codziennymi kłopotami i problemami. Mam oddane grono przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć, stałego spowiednika i wiarę, która pozwala mi mieć nadzieję, że mimo trudności wychowam dzieci na dobrych ludzi, wierzących w potęgę miłości.
I wciąż staram się nie być rozżaloną czy sfrustrowaną matką z powodu opuszczenia przez męża, choć czasem jest to bardzo trudne.