- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. Aleksandrina Da Costa (1904-1955)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Szczęśliwy dom – marzenie dzieci
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Niepełna rodzina
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Dzieci tracą tak wiele
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Wybór, którego nie chciałam
- ROZMOWA Z ... Co Bóg złączył
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Muszą wiedzieć, że są kochani
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Dopóki sąd ich nie rozłączy
- POD ROZWAGĘ. Lek silniejszy, im bardziej go nie ma
- POKÓJ PEDAGOGA. Autorytet nauczyciela
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Historia oszustwa w nauce, czyli tzw. klonowanie terapeutyczne
- DUCHOWOŚĆ. Cząstka Marii
- MISJE. Śmierć naszego misjonarza
- MISJE. Jestem powołany do bycia z tymi ludźmi
- MISJE. ***
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Świat apokryfów
- PRAWYM OKIEM. Aby było miło
LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. Aleksandrina Da Costa (1904-1955)
ks. Pascual Chávez SDB - IX następca księdza Bosko
strona: 2
Wydarzenie z Wielkiej Soboty 1918 r. w zaułku Kalwaria portugalskiego miasteczka Balasar było przełomowe w życiu Aleksandriny Da Costa – kobiety niezwykłej, jednej z największych mistyczek naszych czasów.
W tym dniu Aleksandina, jej siostra Deolinda wraz z jeszcze jedną koleżanką zajęte były szyciem na maszynie, gdy zauważyły, że trzech mężczyzn wdziera się do ich domu. Kiedy sforsowali zamknięte drzwi i weszli do środka, Aleksandrina, broniąc niewinności i kobiecej godności, nie zawahała się wyskoczyć przez okno z wysokości czterech metrów. Konsekwencje tego skoku, choć nie natychmiastowe, były dramatyczne. Pomimo długiego leczenia diagnoza stawała się coraz bardziej jednoznaczna i nieodwracalna. Do wieku 19 lat dawała jeszcze radę dojść do kościoła, gdzie mimo zdrętwienia chętnie spędzała długie chwile, budząc podziw parafian, jednak paraliż postępował, a ból stawał się bardzo silny. Od 14 kwietnia 1925 r. przez kolejne trzydzieści lat życia Aleksandrina nie podniosła się więcej z łóżka. Przez pierwsze trzy lata nie przestawała prosić Pana za wstawiennictwem Maryi o łaskę uzdrowienia, obiecując, że jeśli odzyska zdrowie, zostanie misjonarką. Wkrótce zrozumiała jednak, że jest powołana do cierpienia, które przyjęła z gotowością: „Nasza Pani wyprosiła mi większą łaskę: najpierw pokój serca, potem całkowite pogodzenie się z wolą Bożą, a na koniec pragnienie cierpienia”.
Kiedy Aleksandrina rozpoczęła życie zjednoczone z Jezusem w tabernakulach za wstawiennictwem Maryi, pojawiły się w jej życiu wizje mistyczne. Pewnego dnia, kiedy była sama w domu, przyszła jej do głowy myśl: „Jezu, Ty jesteś więźniem tabernakulum, a ja, z Twojej woli, mojego łóżka, więc będziemy sobie towarzyszyć”. Wtedy zaczęła się jej pierwsza misja – bycie jak wieczna lampka przy tabernakulum. Noce spędzała jakby w pielgrzymce od jednego tabernakulum do drugiego. Podczas każdej Mszy świętej ofiarowywała siebie Ojcu jako ofiarę za grzeszników razem z Jezusem i według Jego intencji. Nieustannie wzrastała w niej miłość do cierpienia wraz z coraz większym zrozumieniem, że bycie ofiarą jest jej powołaniem. Złożyła też ślub czynienia zawsze tego, co doskonalsze.
Od 1935 r. razem z jej pierwszym kierownikiem duchowym, jezuitą ks. Mariano Pinho, stała się jakby rzecznikiem Jezusa u Ojca Świętego, prosząc, by świat zagrożony kolejną wojną światową i rozszerzającym się ateizmem został poświęcony Matce Bożej: „Tak jak chciałem od św. Marii Małgorzaty (Alacoque), aby świat został poświęcony mojemu Boskiemu Sercu, tak od ciebie chcę, by został poświęcony Sercu Najświętszej Matki”. Znakiem, który miał potwierdzić Boże pochodzenie tego objawienia, było zjednoczenie w męce krzyżowej, które Aleksandrina przeżywała od piątku 3 października 1938 r. do 24 marca 1942 r. 182 razy. Przezwyciężając naturalny dla niej stan sparaliżowania, schodziła z łóżka i wśród śmiertelnych cierpień przeżywała chwile życia Jezusa w ostatnich godzinach. „Kochać, cierpieć, wynagradzać” – to plan, który wskazał jej Jezus.
Kiedy Pius XII konsekrował świat Niepokalanemu Sercu Maryi, w Aleksandrinie ustały widzialne znaki przeżywania męki Chrystusa, którą w duchu przeżywała do końca życia. W Wielkim Tygodniu tego roku rozpoczyna całkowity post, który zachowa aż do śmierci, która nastąpi 13 października 1955 r. Jej życie to wielki żywy cud eucharystyczny. Jezus powiedział jej: „Sprawię, że będziesz żyła tylko mną, by pokazać światu, co znaczy Eucharystia i czym jest moje życie w duszach: światłem i zbawieniem ludzkości”.
W 1944 r. nowy kierownik duchowy, salezjanin ks. Umberto Pasquale, zapisał ją do Unii Pomocników Salezjańskich, a Aleksandrina kazała powiesić dyplom przynależności nad łóżkiem, „by zawsze móc mieć go przed oczami”. Jej współpraca polegała na ofiarowywaniu cierpień i modlitw za zbawienie dusz, przede wszystkim młodych. W tym samym roku ks. Pasquale zapisał ją do Stowarzyszenia Czcicieli Maryi Wspomożycielki.
Pomimo cierpień troszczyła się o biednych, o dobro duchowe współparafian i o osoby, które jej się polecały. 13 października 1955 r., w rocznicę ostatniego objawienia Matki Bożej w Fatimie, wykrzyknęła: „Jestem szczęśliwa, bo idę do Nieba”. Na jej grobie znajdują się słowa, o które sama prosiła: „Grzesznicy, jeśli moje prochy mogą być użyteczne dla waszego zbawienia, chodźcie tu, depczcie je aż znikną, ale nie grzeszcie więcej, nie obrażajcie więcej Jezusa!”. Są one podsumowaniem jej życia oddanego wyłącznie dla zbawienia dusz. W mieście Porto, po południu, 15 października w kwiaciarniach nie można było dostać białych róż – wszystkie sprzedano. To hołd z kwiatów złożony Aleksandrinie, która była białą różą Jezusa. Jej serce, zawsze zjednoczone z Sercem Jezusa aż do jedności mistycznej, rozszerzyło się i objęło wszystkich. Wzruszało się, zanurzało w sprawy bliźnich i dawało siebie zawsze do końca. Mieszkańcy Balasar przez miesiąc nie ściągali oznak żałoby po jej śmierci. Mówili: „odeszła nasza mama”.