- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. Aleksandrina Da Costa (1904-1955)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Szczęśliwy dom – marzenie dzieci
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Niepełna rodzina
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Dzieci tracą tak wiele
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Wybór, którego nie chciałam
- ROZMOWA Z ... Co Bóg złączył
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Muszą wiedzieć, że są kochani
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Dopóki sąd ich nie rozłączy
- POD ROZWAGĘ. Lek silniejszy, im bardziej go nie ma
- POKÓJ PEDAGOGA. Autorytet nauczyciela
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Historia oszustwa w nauce, czyli tzw. klonowanie terapeutyczne
- DUCHOWOŚĆ. Cząstka Marii
- MISJE. Śmierć naszego misjonarza
- MISJE. Jestem powołany do bycia z tymi ludźmi
- MISJE. ***
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Świat apokryfów
- PRAWYM OKIEM. Aby było miło
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Muszą wiedzieć, że są kochani
ks. Marek T. Chmielewski SDB
strona: 11
Ksiądz Bosko szybko zrozumiał, że z powodu rozstania z rodziną potrzeby jego chłopców są znacznie głębsze, sięgają świata emocji i ducha. Wiedział, że mają ogromny deficyt miłości.
Księdzu Bosko obce było doświadczenie rodziny rozbitej w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Sam wychował się na wsi piemonckiej, gdzie dominował model wielopokoleniowej rodziny patriarchalnej. Powodem utraty rodzica była głównie ciężka choroba lub nieszczęśliwy wypadek. Wtedy jednak najbliżsi krewni przejmowali opiekę nad dziećmi zmarłego. Najczęściej przyjmowali ich pod swój dach, a ich dom stawał się domem rodzinnym spokrewnionych sierot. Presja społeczna, na którą silny wpływ miał Kościół katolicki i proponowana przez niego moralność małżeńska i rodzinna, była tak silna, że nikt ze zwyczajnych ludzi nie odważyłby się opuścić żony lub męża oraz dzieci, aby zamieszkać o kilka ulic dalej z nowym partnerem i nowymi dziećmi. Zostałby natychmiast napiętnowany, poddany ostracyzmowi sąsiedzkiemu i towarzyskiemu oraz straciłby oparcie moralne i materialne ze strony najbliższych krewnych.
Za czasów księdza Bosko instytucja rozwodu, przyniesiona później z powiewem tzw. wolności zapisanej na sztandarach rewolucji francuskiej, dopiero raczkowała i to wśród bogatej arystokracji. Dla zwyczajnych ludzi była nieznana. To wszystko nie znaczy, że rodzina nie miała swoich problemów, które boleśnie ją dotykały i doprowadzały do czasowego, a nieraz też trwałego – rozejścia się jej członków. Ogromnym wyzwaniem tamtych czasów była bieda materialna, w jakiej żyli przeciętni piemonccy wieśniacy. Znamy jej oblicze choćby z biografii księdza Bosko. Dotknęła jego rodzinę, szczególnie po śmierci ojca. W poszukiwaniu lepszego losu, źródeł utrzymania, skromnego zarobku mężczyźni decydowali się pozostawić żony z dziećmi na wsi, a sami ruszali do miasta, do Turynu, w poszukiwaniu pracy. Jeśli się im powiodło, byli robotnikami sezonowymi na budowach, przy sprzątaniu miasta, w warsztatach rzemieślniczych. Gdy nie mieli szczęścia, wracali na wieś albo (aby przetrwać) wchodzili na drogę przestępstwa. Wtedy ich rozłąka z rodziną trwała nieraz całe lata. Podobną drogę emigracji sezonowej podejmowali ludzie młodzi. Czasem rodziny decydowały się na posyłanie do pracy dzieci. To też oznaczało rozłąkę. Bieda popychała ludzi także do emigracji zarobkowej poza teren Królestwa Sardynii, do którego należał Piemont w okresie dzieciństwa księdza Bosko. Piemontczycy dołączali do innych emigrantów z Półwyspu Apenińskiego i wyjeżdżali do Anglii, Belgii, Szwajcarii, a także poza Europę, do Stanów Zjednoczonych i do Ameryki Południowej, głównie do Argentyny. Bardzo często emigrantem zostawał ojciec rodziny lub któryś z synów. Rozbicie rodziny kończyło się wtedy, gdy wracał do domu albo gdy rodzina emigrowała jego śladem. Zdarzało się, że nigdy nie wracał i nigdy nie zabierał do siebie najbliższych.
W swej działalności wychowawczo--duszpasterskiej ksiądz Bosko wychodził naprzeciw obu kategoriom ofiar ówczesnego rozbicia rodziny. U jej początków jego oratorium wypełniali głównie młodociani robotnicy, emigranci ze wsi do miasta, w znacznej mierze sieroty i półsieroty. Chłopcy, o których napisał we „Wspomnieniach oratorium”, że „nie mieli nic i nie należeli do nikogo”. Dla nich na Valdocco stworzył dom, w którym zamieszkali. Dał im szkołę i pracę, wprowadził na nowo do Kościoła, zajął mądrze ich czas wolny. Szybko też zrozumiał, że z powodu „rozstania z najbliższymi” – ówczesnego rozbicia rodziny – ich potrzeby są znacznie głębsze, sięgają świata emocji i ducha. Wiedział, że mają ogromny deficyt miłości. Zabezpieczenie materialne, możliwość rozwijania się intelektualnego, przygotowanie do zawodu nie wyczerpią deficytu miłości. Ksiądz Bosko rozumiał, że musi uczynić wszystko, aby być dla nich ojcem. Z naciskiem pisał w słynnym liście z Rzymu: „Niech chłopcy nie tylko będą kochani! Oni muszą wiedzieć, że są kochani!”. Temu podporządkował w swym życiu wszystko.
W 1875 r. do Argentyny dotarła pierwsza grupa wysłanych przez niego salezjanów misjonarzy. Najpierw zajęli się oni pomocą emigrantom włoskim. To była druga z odpowiedzi, jakich ksiądz Bosko udzielił „rozbiciu rodziny” swoich czasów. Aż korci, aby zapytać, co zrobiłby dzisiaj, aby sprostać współczesnym rozbiciom rodziny? Tyle tylko, że do odpowiedzi musiałbym wezwać nas, jako jego spadkobierców.