facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2011 - marzec
ROZMOWA Z ... Co Bóg złączył

Małgorzata Tadrzak-Mazurek, ks. Andrzej Godyń SDB

strona: 9



Rozmowa z ks. ROMANEM MARYŃSKIM – kierownikiem notariatu Metropolitalnego Sądu Kościelnego we Wrocławiu

Czy można stwierdzić nieważność zawarcia sakramentu małżeństwa, jeśli są dzieci?
Naturalnie, że tak.

I co wtedy z dziećmi, przecież one nie są „nieważne”?
Fakt obecności dzieci oczywiście stwarza problemy natury moralnej i psychologicznej, natomiast od strony prawnej to, że ktoś jest zdolny do stania się biologicznym rodzicem, nie przesądza jeszcze, czy jest zdolny do stworzenia trwałej wspólnoty małżeńskiej, gdzie jednym z istotnych celów jest nie tylko zrodzenie, ale także wychowanie potomstwa.

Ale jeśli sąd stwierdzi, że małżeństwo nie zostało zawarte, to przecież przyczynia się do cierpienia tych dzieci?
To cierpienie pojawia się wcześniej, zanim rodzice trafiają do nas. Dzieci są pierwszymi, którzy doświadczają skutków rozłamu.

Są badania, które wskazują, że odejście rodzica z domu dziecko znosi gorzej niż jego śmierć. Czy stwierdzenie, że małżeństwo zostało nieważnie zawarte, nie oznacza właśnie zgody na odejście jednego z rodziców?
To nie jest „zgoda na odejście”, bo to stało się już dużo wcześniej. To nie jest tak, że my rozrywamy trwające związki. Jeśli związek trwa, to nie ma podstawy do wszczęcia procesu. Najpierw musi trafić do nas osoba, która nosi w sobie przekonanie o nieważności swojego małżeństwa. Dopiero to przekonanie jest podstawą, żeby w ogóle zacząć cokolwiek robić dalej. Owo przekonanie często trwa w kimś od dłuższego czasu, czasem od początku małżeństwa. To są naprawdę ogromne ludzkie dramaty. Choć oczywiście wciąż trzeba wracać do tego, że normą jest jedna mama i jeden tata w trwałym i nierozerwalnym związku, a ta nierozerwalność pojawia się nie jako ciężar, ale jako gwarancja obecności osób, ich lojalności wobec siebie. Niestety, częste dzisiaj tzw. wolne związki wynikają nie tyle z „poprzewracania w głowach”, co z tego, że wielokrotnie człowiek nie chce brać na siebie odpowiedzialności, wręcz boi się jej.

Czy powodem własnego przekonania o nieważności małżeństwa może być np. przemoc fizyczna lub psychiczna?
Tam, gdzie jest przemoc fizyczna czy psychiczna, potrzebna jest pomoc instytucji państwowych, które mają skuteczne narzędzia do tego, żeby chronić i pomóc takiej rodzinie. Sąd kościelny zawsze szuka duchowego dobra tych ludzi. Wyjściem leczącym związek może być separacja. Procesy o separację są prowadzone. Owocem takiego procesu jest dekret, na mocy którego strona jest zwolniona z obowiązków płynących z małżeństwa, czyli – jak to się nazywa – z troski o wspólne dobro stołu i łoża. Jeśli związek jest niszczący dla jednej ze stron czy dzieci, to nierozerwalność nie może być pojmowana jako „kaganiec”, ale też niekoniecznie oznacza to automatycznego stwierdzenia nieważności małżeństwa, związek bowiem trwa, tylko tych dwoje nie może mieszkać ze sobą i razem podejmować codziennych obowiązków.

Można wykazać, że czyjeś subiektywne przekonanie odpowiada rzeczywistości?
Próbujemy to zobiektywizować. Strona, która składa dokument rozpoczynający proces, podaje fakty potwierdzające jej przekonanie o nieważności związku. Proces zaś ma na celu wykazanie czy strona powodowa miała podstawy do takiego przekonania. Pytamy, co na ten temat mówią krewni z obu stron, znajomi. Czy fakty, które towarzyszyły zawieraniu małżeństwa, potwierdzają, że nie mogli oni złożyć ważnej przysięgi małżeńskiej. To jest jedyna rzecz, jaką możemy zrobić – zweryfikować twierdzenie strony powodowej i nic poza tym. Była na przykład osoba, która kilkanaście lat nosiła w sobie przekonanie o niedojrzałości męża. I rzeczywiście sąd mógł wydać takie stwierdzenie, bo potwierdzili to świadkowie, łącznie z krewnymi ze strony męża, którzy wobec niej zachowywali na co dzień dystans. Ale może być też tak, że niestety upłynęło już załóżmy 20 czy 30 lat i choć człowiek czuje się pokrzywdzony, to nie ma na to dowodów, nie ma świadków, nie ma np. dokumentacji lekarskiej (bo taką czasem się wykorzystuje dla ukazania prawdy), a często jest też niechęć drugiej strony do udziału w procesie. I można być przekonany, że skarga powodowa zawiera prawdę, ale nie ma dowodów, które by ją potwierdzały. A zasada jest taka, że związek uważa się za ważny, dopóki nie udowodni się, że jest inaczej.

Czy stwierdzenie nieważności może być dobrem dzieci, jeśli np. nieodpowiedzialny ojciec zostawił rodzinę dla kogoś innego?
Dobrem dzieci jest nawrócenie ojca. To jest jedyne dobro i tylko w takich kategoriach można patrzeć na tę sprawę. Największym dobrem byłoby, gdyby w pewnym momencie powiedział tej drugiej osobie: „Zdaję sobie sprawę z tego, że ogromnie cię skrzywdziłem, dając nadzieję na normalne życie”, przeprosił i wrócił do domu.

Nawet jeśli w drugim związku są dzieci?
To ma on tam zobowiązania jako ojciec, ale żadnych praw jako mąż, bo nim nie jest. To dramatyczna sytuacja, ale zaistniała niestety na skutek czyichś decyzji. Żeby ją uleczyć nie wolno uciekać od prawdy. Mężczyzna powinien po prostu wrócić do prawdziwej żony i rodziny.

Kiedy się wchodzi w związek małżeński, to na ogół nie ma się mądrości człowieka dojrzałego…
Dzięki Bogu, bo może ludzie by się nie żenili…

…więc może być tak, że świadomość niedojrzałości współmałżonka przyjdzie później?
Ale muszą też być konkretne fakty, świadkowie. Natomiast to, że ktoś po kilku latach znudził się związkiem, nie oznacza, że w chwili zawierania go dawał swoim nastawieniem podstawy do stwierdzenia nieważności małżeństwa.

A jeśli tylko jedna strona ma poczucie ważności związku, bo druga np. nie rozumiała w chwili składania przysięgi, czym on jest, to czy taka przysięga może być jednostronnie ważna?
Nie, nie ma czegoś takiego. Albo są fakty przemawiające, nawet wbrew mojej woli, o nieważności małżeństwa albo ich nie ma. Choć czasami zdarza się, że tak zwana strona pozwana, składa oświadczenie: „Ja wiem o tych wszystkich faktach, ale ja ją tak kocham, że mimo tego chcę z nią być”.

Czy alkoholizm może być podstawą do uznania nieważności małżeństwa?
Oczywiście że tak, jeśli to doprowadza do rozpadu pożycia. Jeśli ktoś pił np. od 16 roku życia, to nietrudno to wykazać.

Nawet jeśli druga strona o tym wiedziała?
To nie ma znaczenia. Nie wiedziała, jakie będą konsekwencje choroby alkoholowej, która w momencie zawierania związku czyniła osobę niezdolną do wypełnienia obowiązków małżeńskich. Wszystkie fakty, które towarzyszyły stronom po ślubie, z racji owego uzależnienia, były nie do przewidzenia przed małżeństwem.

A gdy ktoś stał się alkoholikiem w trakcie trwania małżeństwa, to małżeństwo jest zawarte ważnie?
Tak. To, że jedna ze stron jest krzywdzona, nie znaczy, że związek małżeński został zawarty nieważnie. Nie powoduje tego ani alkoholizm, ani np. zdrada, bo to zdarzenia, które są wynikiem decyzji podjętych po zawarciu związku. Wcześniej uczciwy uczeń, student, pracownik, kolega, koleżanka, a od jakiegoś czasu po ślubie – człowiek uzależniony.

Czy ludzie miewają pokusy, żeby oszukać sąd albo nawet podświadomie samych siebie, żeby doprowadzić do stwierdzenia nieważności sakramentu?
Być może czasem tak się dzieje, ale wierzę, że w tym wszystkim działa nie tylko ludzka roztropność, ale i Pan Bóg. Osobie, która przychodzi do nas po raz pierwszy, tłumaczy się, że zeznania będą składane pod przysięgą. Że nie może dostać rozgrzeszenia po złożeniu fałszywych zeznań, jak tylko pod warunkiem ich odwołania w sądzie kościelnym. Jeśli wytłumaczę, że to ma wymiar religijny, że nie można oszukać Pana Boga i własnego sumienia, to trudno mi przyjąć z góry, że ktoś przyszedł kłamać, że to jest jeden wielki spisek dla potwierdzenia nieprawdy.

Zna Ksiądz dalsze losy rodzin z dziećmi, u których została stwierdzona nieważność zawarcia małżeństwa?
Znam dwie takie sytuacje. Dzieci zostały przy matkach. Obie zawarły związki sakramentalne z nowymi mężczyznami, a dzieci naturalnie przyjęły postawę „to jest nasz tata”. Ci mężczyźni odpowiedzialnie przejęli zadania i obowiązki ojców. Łącznie z tym, że o ile wcześniej matka słyszała od partnera zarzuty, że jest „nawiedzona”, zwariowała z tą religią, bo ciągle chodzi do kościoła, a dzieciom „przewraca w głowach”, to teraz razem dziękują Bogu za to, że proces się zakończył pozytywną decyzją, a oni mogli swoje sprawy uregulować przez zawarcie sakramentu małżeństwa. I dzisiaj razem z dziećmi klękają do Komunii świętej. To szczęśliwi ludzie. Dzieci zaś łatwo weszły w nową więź, bo zawsze nosiły w sobie tęsknotę za taką więzią, której nigdy wcześniej nie doświadczyły.

Praca w sądzie kościelnym ma także wymiar duszpasterski?
Wszyscy pracujący tutaj zdają sobie sprawę, że jest to cząstka pracy duszpasterskiej Kościoła. To nie jest jedynie instytucja, w której formalnie załatwia się sprawy, choć można mieć takie wrażenie, bo powołujemy się na paragrafy. Czasem ludzie do nas wracają, ale już jako do księży, nie do pracowników sądu, wtedy możemy posiłkować się poradnią rodzinną. A bywa i tak, że mogę powiedzieć: „Po tym, co pan mi powiedział, nic nie stoi na przeszkodzie, abym udzielił rozgrzeszenia”. To doskonała okazja, żeby zmienić swoje życie, uwzględniając obecność Jezusa Chrystusa.