- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Sto sposobów komunikowania
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. W pogoni za sukcesem
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Oko w oko z porażką
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Łatanie dziur
- ROZMOWA Z ... Komu potrzebny sukces
- GDZIEŚ BLISKO. Umieranie nie jest ciekawe
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Umiarkowanie
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POKÓJ PEDAGOGA. Płacić – nie płacić
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Ręce zwisały mi do nóg
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Warto się czasem zasłuchać
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Salezjanie grekokatolicy
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- MISJE. W rytm szamańskiej pieśni
- MISJE. Wczoraj, dziś i jutro
- MISJE. Prosto z Hawany
- ZDROWA MEDYCYNA. To nie komórki, to człowiek
- DUCHOWOŚĆ. Kilka myśli o miłości, co nie umiera
- DUCHOWOŚĆ. Bracia (cioteczni) Jezusa
- PRAWYM OKIEM. Nieludzkie miłosierdzie
PRAWYM OKIEM. Nieludzkie miłosierdzie
Tomasz P. Terlikowski
strona: 22
Miłosierdzie nie schodzi ostatnio z ust naszych elit. Miłosierni mamy być wobec polityków, którzy „kręcili lody” z biznesmenami, a także wobec reżyserów, którzy wykorzystywali seksualnie nastolatki. A jeśli ktoś przypomina, że nie ma miłosierdzia bez sprawiedliwości, to natychmiast oskarża się go o brak chrześcijańskich uczuć.
Obrona Romana Polańskiego przez elity kulturalne,
a także Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego czy ministra Aleksandra Grada przez elity polityczne (przy różnicy zła moralnego działań ministrów i reżysera), powiedziały nam wszystko o poziomie naszego medialno-polityczno-kulturalnego mainstreamu. Poważni i wydawałoby się na poziomie ludzie, bez większej żenady, bronili pedofila i atakowali ofiarę gwałtu, oskarżając ją o to, że była „nieletnią prostytutką” czy „sama pchała się do łóżka”. Tak stwierdzili Dorota Stalińska i pełen „moralnego niepokoju” Krzysztof Zanussi.
Inni, uchodzący za moralne autorytety politycy – tacy jak Jarosław Gowin – pochylali się ze współczuciem nad politykami, którzy przez lata załatwiali państwowe posady dzieciom znajomych i stanowili prawo tak, by opłacało się ono bardziej biznesmenom z półświatka (robiącym biznes na hazardzie). I ubolewali, że w ciągu jednego dnia „zawaliło się im życie”, pomijając milczeniem to, że na ten jeden dzień panowie Drzewiecki i Chlebowski „uczciwie” sobie zapracowali przez wielomiesięczne działania.
A wszystko to oczywiście w imię „chrześcijańskiego miłosierdzia”, które usprawiedliwiać ma każde postępowanie i wyjaśniać wszelką niegodziwość. Przesadzam? To odsyłam do wypowiedzi Jarosława Gowina, gdzie krakowski konserwatysta zapewniał, że trzeba skończyć z surowym ocenianiem polityków i pochylać się nad ich upadkami z „chrześcijańskim miłosierdziem”. Do tej samej kategorii odsyła Agnieszka Holland, która w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” ubolewa nad faktem, że Polacy (tak jak Amerykanie i Francuzi) nie potrafią spojrzeć na sprawę Polańskiego z „chrześcijańskim miłosierdziem”. Sam proces zaś, jej zdaniem, „to bardziej odwet niż sprawiedliwość”, bowiem Polański i jego ofiara zmienili się przez trzydzieści lat, więc nie należy ich męczyć rozdrapywaniem przeszłości.
Czytając takie rozważania, trudno nie zadać pytania, czy Agnieszka Holland ma, tak do końca, świadomość bzdur jakie opowiada. Bo przecież idąc dalej tropem jej myślenia, należałoby w ogóle zaprzestać ścigania przestępców, bo oni się zmieniają (i to nie po trzydziestu latach, ale szybciej), każdy z nich ma jakieś traumatyczne przeżycia (to kolejny element, który usprawiedliwiać ma Polańskiego) i wreszcie każdy uznaje się za niewinnego, bo w jego środowisku pewne zachowania są uznawane za moralne (jak – ponoć – pedofilia wśród aktorów). Ale do tego Agnieszka Holland nie wzywa, bo przecież zwyczajni przestępcy nie są tak wybitni, jak Polański, a zatem mogą mniej...
Ale nie o głupstwach wypowiadanych przez celebrytów miał być ten felieton, a o miłosierdziu i jego rozumieniu. Od jakiegoś czasu miłosierdzie przekształca się bowiem w niepamięć, zapomnienie czy powszechną abolicję, którą nie jest. Dietriech Bonhoeffer, niemiecki teolog ewangelicki, już w latach 40. przestrzegał przed budowaniem „taniego miłosierdzia”, które nie jest przebaczeniem, ale udawaniem, że nic się nie stało. Takie „tanie miłosierdzie” jest szalenie niebezpieczne, nie tylko dla ofiary (bo krzywdzi ją ponownie), społeczeństwa (bo uniemożliwia mu obronę przed dewiantami), ale również dla samego sprawcy. I paradoksalnie to on może być najbardziej stratny. Jeśli bowiem nic się nie stało (a tak zapewniają niektórzy obrońcy Polańskiego), to nie musi żałować, szukać przebaczenia czy próbować zadośćuczynić. A to oznacza, że nie może uzyskać miłosierdzia, które – o czym nieczęsto się przypomina – w chrześcijaństwie zawsze opiera się na sprawiedliwości, a nigdy nie działa przeciw niej.
Słowem, jeśli chcemy miłosierdzia dla Polańskiego czy (zachowując różnicę skali) dla Chlebowskiego i Drzewieckiego, najpierw musimy wyciągnąć wobec nich konsekwencje. Jasne i zdecydowane, bez udawania, że nic się nie stało.