- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Sto sposobów komunikowania
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. W pogoni za sukcesem
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Oko w oko z porażką
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Łatanie dziur
- ROZMOWA Z ... Komu potrzebny sukces
- GDZIEŚ BLISKO. Umieranie nie jest ciekawe
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Umiarkowanie
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- POKÓJ PEDAGOGA. Płacić – nie płacić
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Ręce zwisały mi do nóg
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Warto się czasem zasłuchać
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Salezjanie grekokatolicy
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- MISJE. W rytm szamańskiej pieśni
- MISJE. Wczoraj, dziś i jutro
- MISJE. Prosto z Hawany
- ZDROWA MEDYCYNA. To nie komórki, to człowiek
- DUCHOWOŚĆ. Kilka myśli o miłości, co nie umiera
- DUCHOWOŚĆ. Bracia (cioteczni) Jezusa
- PRAWYM OKIEM. Nieludzkie miłosierdzie
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 13
Wczorajszego wieczora szykowałam łazienkę do kąpieli dwóch trzecich męskiej części rodziny. A te „dwie trzecie” rozbierały się w korytarzu. Tak, moi drodzy, tak, w korytarzu! Nieopatrznie kilka razy dopuściłam do rozbierania się w łazience i co miałam później z tego? Pustynię! Rozmiarami co prawda nie dorównywała Saharze ani nawet Gobi, ale tylko dlatego, że nasza łazienka ma ograniczony metraż...
Panowie rozpakowali się zatem poza drzwiami łazienki i już w samych majtasach, tupiąc bosymi stópkami, przybiegli w pełni gotowości do zanurzenia.
Piana zasłoniła wszystko i bynajmniej nie mam na myśli golizny. Brud zasłoniła po prostu. Kiedy jednak odeszła w niebyt, moim oczom ukazał się… piach. No masz ci los, a już myślałam, że zdołali zostawić go na korytarzu. No to szorujemy! Dzieci szorujemy, na wannę przyjdzie czas później. Przydałaby się szczotka ryżowa, bo łatwo nie jest. Wyparzać też nie bardzo mogę, bo jutro znalazłabym się na pierwszych stronach wszystkich brukowców w Europie Środkowowschodniej. Samo namydlanie bynajmniej sprawy nie załatwia. Przydałyby się też jakieś kleszcze przytrzymujące delikwenta, żeby się nie wyrywał.
Wychodzę z łazienki po pidżamy, korytarz czysty. Uff, myślę, małżonek się zlitował i pozamiatał. Godzinę później spacyfikowane dzieciaki już prawie śpią. Z wizją solidnej porcji lodów i książki pakuję się na kanapę. Nareszcie wolna! Nareszcie cała moja! Nareszcie… z piaskownicą w pełnej wersji! Teraz już jasne, dlaczego korytarz wyglądał na zamieciony. Chłopcy całą zawartość kieszeni zdążyli wcześniej, w tajemnicy, wysypać na kanapę.