- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Święty wychowawca
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Przegrana młodość
- WYCHOWANIE. Mądre i wymagające wychowanie
- OKIEM RODZICA. Między dobrem a złem
- ROZMOWA Z... Wybrałem wolność
- GDZIEŚ BLISKO. Osiemnastka za kratkami
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Szczególnie zagrożeni
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Będziecie prawdziwie wolni
- DUCHOWOŚĆ. Pierwsze przykazanie
- POD ROZWAGĘ. Współczesne zagrożenia duchowe
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Karnawał po salezjańsku
- MISJE. Rehabilitowana Etiopia
- MISJE. Jesienne spotkania z wielkim światem
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Błogosławiony Zefiryn Namuncurá
- W ANEGDOCIE
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE. Warszawa wspólnota Świętej Rodziny
GDZIEŚ BLISKO. Osiemnastka za kratkami
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
strona: 10
Na osiemnaste urodziny Jacka nie było wystrzałowej imprezy. Nie było gości, ani nawet tortu. Jacek spędził je w areszcie, oczekując na wyrok. Kilka miesięcy temu pod wpływem narkotyków i alkoholu zabił swojego najlepszego przyjaciela.
Nie wygląda na mordercę (zresztą niby jak wygląda morderca). Trochę zagubiony, trochę nieśmiały. Jego rodzinę też do patologicznych nie można raczej zaliczyć, może tylko zbyt mało uwagi poświęcało się w niej dzieciom. Ale przecież czasy takie, że troska o zapewnienie bytu rodzinie pochłania za wiele energii czy się tego chce czy nie.
Zło, które nie jest złem
„Jacek tak naprawdę nawet nie wie dlaczego aż tak się pogubił? Twierdzi, że nie pamięta kompletnie nic z tego, co zrobił. Był w stanie takiego zamroczenia narkotykowego, a do tego jeszcze upojenia alkoholowego, że „film mu się zupełnie urwał”. Ma jednak to szczęście, że widzi tragizm tego, co zrobił, wie, że to zło. Szczęście, bo niewielu młodych przestępców, to co zrobili nazywa złem. Relatywizują, wypierają, tłumaczą. Traktują jako czyny, które przydają im splendoru, honoru, a nie jako wyświadczone zło. Złem w ich mniemaniu jest to, że dali się złapać. Właściwie umiejętność rozróżniania dobra od zła jest im obca. Granica jest zupełnie zatarta, płynna.
„To nienazywanie zła po imieniu widać szczególnie u młodych więźniów – mówi ks. Jerzy Glabas, salezjanin, kapelan więzienny z Poznania – starsi osadzeni często mówią, że czegoś nie zrobili, że są niewinni, ale jak już się przyznają do jakiegoś czynu, to potrafią ocenić, że to jest zło. Z młodymi jest inaczej. Są zbuntowani, świat jest zły, inni robią źle, ale oni nie. Zabili, bo to i tak był zły człowiek; ukradli, bo potrzebowali; pobili, bo ktoś na to zasłużył. To nie było zło.”
Ksiądz za murami
Ksiądz Jerzy ma pod opieką około tysiąca więźniów w poznańskim areszcie. Z tego prawie stu to młodociani. Większość czynów, za które tu trafili dokonali pod wpływem środków odurzających. Pochodzą z różnych rodzin, tych dobrze sytuowanych, z tzw. porządnych, i z takich, gdzie pobyty w więzieniach są na porządku dziennym. „Mamy w areszcie ojca z synem, siedzą tylko na innych oddziałach – mówi ks. Jerzy – mama też była osadzona. Dzieciom z takiego domu, jeśli się w porę nie pomoże, to nie mają szansy na normalne życie, nie znają innego modelu. Dla nich przestępstwa są chlebem powszednim.” Jak już się znajdą w więzieniu, to właściwie jest za późno na pomoc. Bo resocjalizacja w takim miejscu to tylko pobożne życzenie. Są programy, starania, ale jakakolwiek zmiana na lepsze w takim środowisku jest uznawana za słabość. Wymaga ogromnego hartu ducha. Radzą sobie więc niestety nieliczni.
Jacek jednak nawrócił się właśnie w więzieniu. Wyspowiadał. Choć tak naprawdę od Kościoła nigdy nie odszedł. Na pewien tylko czas Boga zastąpiły mu narkotyki i alkohol. Teraz stara się apostołować wśród więźniów z gorliwością godną neofity. Ma tyle odwagi, że nawet na „spacerniaku” odmawia różaniec, koronkę, mało tego zachęca do tego innych więźniów. Będzie miał wiele czasu na swoje apostolstwo, bo grozi mu 25 lat więzienia. Całą swoją młodość spędzi za murami.
Duchowość więźniów
„Myślę, że 15 % więźniów pogłębia swoje życie duchowe, albo się przynajmniej stara – ocenia ks. Jerzy. – Młodym jest w tym względzie o wiele ciężej, są za bardzo zbuntowani. Potrzebują czasu, choć chcą ze mną rozmawiać, choćby po to, żeby mi powiedzieć, że nie wierzą. Każda taka rozmowa posuwa jednak sprawę o krok do przodu. Pamiętam np. takiego chłopaka, który najpierw wykrzykiwał głupstwa, później zaczął spokojnie rozmawiać, a na końcu poprosił o różaniec. Nie przestał się buntować, ale przynajmniej zaczął poszukiwać.”
Owocem tych poszukiwań jest przyjmowanie sakramentów. Ksiądz Jerzy w więzieniu spowiada, odprawia msze św., ale także przygotowuje do pierwszych komunii św., do bierzmowania. Właśnie kilka tygodni temu była uroczystość bierzmowania dwóch osób.
Religia niewątpliwie jest motorem przemian wewnętrznych, choć nie zawsze te przemiany bywają trwałe po wyjściu na wolność. Bo osadzeni, szczególnie ci młodzi, potrzebują troski i zainteresowania. Może nawet bardziej po wyjściu niż w czasie odsiadywania wyroku. Wrócić do starego środowiska, starych zachowań jest bardzo łatwo, o wiele trudniej żyć uczciwie. Szczególnie, jeśli nie ma pozytywnych wzorców i wsparcia. Dlatego ks. Jerzy nie traci kontaktu z więźniami po opuszczeniu przez nich aresztu. I ci, którzy chcą zawsze mogą liczyć na jego czas i zainteresowanie. Tyle tylko, że to za mało, bo szczególnie młodym potrzebna jest konkretna pomoc – terapia, praca, miejsce zamieszkania. A z tym już jest gorzej, bo wciąż za mało jest instytucji zajmujących się pomocą młodym po opuszczeniu zakładów karnych.
Lepiej zapobiegać
Co będzie z Jackiem, kiedy opuści więzienie? Ile będzie miał lat? Gdzie będzie mieszkał? Z czego będzie żył? Na razie wiadomo tylko tyle, że w więzieniu będzie się starał ukończyć szkołę, zdobyć zawód. Ale czy ktoś zechce przyjąć do pracy byłego więźnia? Jak poradzi sobie na wolności po tylu latach za kratkami? Dlaczego musiał zmarnować sobie całą młodość?
Jak dobrze by było gdybyśmy nie musieli zadawać sobie takich pytań i umieli w porę ratować młodych, zanim trzeba ich będzie odizolować za czyny, które budzą grozę i przerażają niekiedy nawet ich samych. Pewnie jednak to nigdy nie nastąpi i więźniów zawsze u siebie mieć będziemy, dobrze by było więc spróbować dać im kolejną szansę. Może bez naiwnej łatwowierności, ale jednak z dużą dozą otwartości. Pewnie tego potrzebują, bo jaką inaczej będą mieli motywację do zmiany.