- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. August Czartoryski
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Polityka „Ojcze nasz”
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Formacja przed zaangażowaniem
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Wychować prezydenta
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Moja nieprywatna wiara
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Byli wychowankowie
- GDZIEŚ BLISKO. Skazani na aktywność
- (nie)zbędna POLITYKA. Kapłani, prorocy i królowie w liberalnym państwie
- (nie)zbędna POLITYKA. Odpowiedzialni za przyszłość cywilizacji
- (nie)zbędna POLITYKA. Realne niebezpieczeństwo władzy
- (nie)zbędna POLITYKA. Kościół w polityce – obecność obowiązkowa
- POKÓJ PEDAGOGA. Choroba dziecka
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Nie taki diabeł straszny?
- BIOETYKA. Eksperymenty na zwierzętach
- DUCHOWOŚĆ. Owoc drzewa życia
- MISJE. Bambo Marek
- MISJE. Salezjański Ośrodek Misyjny
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Z ewangelistą Markiem poznajemy Jezusa
- PRAWYM OKIEM. Pokusa anglikanizmu
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 25
Tradycyjnie, przynajmniej raz w roku, musimy odbyć spacer do zoo. Nie powiem, dzieci wprawdzie starsze i więcej mają z tego radości i wiedzy, ale ja jednak wolałam wozić je w wózku. Wtedy i spacer był szybszy, i mniej narzekania „a mnie bolą nogi”, bo nogi bolały tylko mnie, a ja z tego powodu bynajmniej nie piszczałam. Zawsze tak bardzo chcą iść, a im więcej kroków na terenie parku, tym mniejszy zapał, żeby iść dalej.
– Dlaczego te żyrafy stoją tyłem? – jęczy Olek. – Powiedz im, żeby się odwróciły! Ja chcę zdjęcie z żyrafą!
– A kupisz nam lody? Tam gdzie zawsze, obok słoni? – Żyrafy nie interesują Seweryna w ogóle, w przeciwieństwie do lodów oraz nietoperzy i robaków wszelkiej maści.
Świetnie, faceci idą bez obciążenia, a ja za to targam plecak z aparatem, chusteczkami, zapasem wody, kanapek. Co chwilę też dopychają mi ten plecak jakimiś cudami. Najpierw leci kijek („bo on mi się przyda”), potem fajny kamyczek („patrz mama, on ma taka fajną, czerwoną kreseczkę, a skąd na nim ta kreseczka?”), cierpliwość tracę przy przywiędłych pozostałościach jesieni.
– O nie! Żadnych suchych liści, chyba, że będziecie je jeść razem z kanapkami zamiast sałaty!
Przy wolierze dla flamingów drogę przecina nam gąsienica. Rzeczywiście, jest przepiękna. I przy tym niesamowicie szybka, chłopaki śledzą ją przez całą szerokość chodnika, na chwilę zapominając o tygrysach i słoniach. W motylarni zmuszają mnie do zakupu pamiątek. Olek wybiera magnes z motylem, a Seweryn – jak to on – breloczek z imitacją skorpiona. Zupełnie nie rozumiem skąd to zamiłowanie do groźnych stworów.
Wracamy do domu całkiem wyczerpani (przynajmniej ja!). Na widok taty chłopaki już od furtki krzyczą:
– Tato! A my widzieliśmy gąsienicę!
– Gąsienicę? Jedną tylko? W terrarium była tylko jedna?
– Ona nie była w terrarium! Szła po chodniku!
– Rany, to musieliście aż do zoo iść, żeby obejrzeć jedną gąsienicę? A były tam tygrysy? Słonie? Wielbłądy?
– Ale ta gąsienica była taka milutka! Na naszym ogródku nie ma takich milutkich! – nadaje rozentuzjazmowany Seweryn.
– Milutkich tygrysów na ogródku też nie posiadamy, synku!