- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. August Czartoryski
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Polityka „Ojcze nasz”
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Formacja przed zaangażowaniem
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Wychować prezydenta
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Moja nieprywatna wiara
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Byli wychowankowie
- GDZIEŚ BLISKO. Skazani na aktywność
- (nie)zbędna POLITYKA. Kapłani, prorocy i królowie w liberalnym państwie
- (nie)zbędna POLITYKA. Odpowiedzialni za przyszłość cywilizacji
- (nie)zbędna POLITYKA. Realne niebezpieczeństwo władzy
- (nie)zbędna POLITYKA. Kościół w polityce – obecność obowiązkowa
- POKÓJ PEDAGOGA. Choroba dziecka
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Nie taki diabeł straszny?
- BIOETYKA. Eksperymenty na zwierzętach
- DUCHOWOŚĆ. Owoc drzewa życia
- MISJE. Bambo Marek
- MISJE. Salezjański Ośrodek Misyjny
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Z ewangelistą Markiem poznajemy Jezusa
- PRAWYM OKIEM. Pokusa anglikanizmu
(nie)zbędna POLITYKA. Kościół w polityce – obecność obowiązkowa
ks. Andrzej Godyń SDB
strona: 23
Zarzut mieszania się Kościoła do polityki nie jest nowy. Prekursorem tego „wtrącania się” był św. Jan Chrzciciel, wypominając Herodowi niemoralne prowadzenie się, za co jak wiemy, zapłacił głową. W historii naszego kraju jego pierwszym naśladowcą był św. biskup Stanisław zabity przy ołtarzu kościoła na Skałce w Krakowie przez Bolesława Śmiałego za wyrzucanie królowi okrucieństwa wobec poddanych.
Mniej znana jest historia ks. Marcina Baryczki, wikariusza wawelskiej katedry, który nie bał się ganić za niemoralne prowadzenie samego króla Kazimierza Wielkiego, za co ten kazał utopić go w Wiśle. W czasach zaborów mieszali się do polityki biskupi Szczęsny Feliński zesłany na dwadzieścia lat w głąb Rosji i Mieczysław Ledóchowski, skazany na dwuletni areszt za krytykę polityki kulturkampfu kanclerza Bismarcka. W czasach komunistycznych za wtrącanie się do polityki trzy lata spędził w internowaniu kardynał Wyszyński a bł. ks. Jerzy Popiełuszko stracił życie.
Wobec powyższych przykładów, ktoś mógłby zaoponować: ale to nie było wtrącanie się do polityki, a jedynie obrona pokrzywdzonych, wiary, prawdy, sprawiedliwości, ludzkiej godności. I miałby rację. Tylko, że w większości wymienionych sytuacji oprawcy usprawiedliwiali swoje postępowanie właśnie mieszaniem się Kościoła do polityki. Królewski kronikarz Gall Anonim zarzucał św. Stanisławowi zdradę króla, a rzecznik komunistycznego rządu ks. Popiełuszce politykierstwo i szerzenie nienawiści. Ta opinia do dziś jeszcze nie przebrzmiała wśród tych, którzy słowa ks. Jerzego pamiętają jedynie z przekazu propagandy czasów stanu wojennego. Tymczasem, kto zadałby sobie trud zapoznania się z homiliami błogosławionego, zdziwiłby się jak niewiele było w nich odniesień stricte politycznych i z jaką delikatnością wypowiadał się kapelan robotników, mówiąc rzeczy, które dziś wydają się oczywiste, a nawet banalne. Że godność każdego trzeba szanować, że zło trzeba zwyciężać, ale dobrem, że zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku, że aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Dla bandytów z komunistycznych służb specjalnych wystarczyło, by kapłana porwać, zmasakrować i wrzucić do Wisły.
Ostatnio zarzut wtrącania się Kościoła do polityki usłyszeli biskupi, kiedy przypomnieli posłom deklarującym się jako katolicy, że przyczynienie się do śmierci ludzkich zarodków, co jest nierozerwalnie związane z procedurą tzw. zapłodnienia in vitro, jest nie do pogodzenia z przystępowaniem do Komunii św. Czyli czegoś, co dla każdego świadomie wierzącego człowieka jest kwestią zupełnie oczywistą. Co więcej, można zasadnie zadać pytanie, dlaczego udzielana jest Komunia św. obecnemu prezydentowi, który publicznie zadeklarował, że jest zwolennikiem in vitro, jak i dlaczego była udzielana poprzedniemu prezydentowi, który publicznie stwierdził, że nie wyobraża sobie, że można zmusić trzynastolatkę do urodzenia dziecka, usprawiedliwiając tym samym grzech aborcji. Natomiast swoistym fenomenem (i logiczną aberracją) jest, że ci sami ludzie, którzy domagają się niewtrącania się Kościoła w tworzenie prawa broniącego życia nienarodzonych, wciąż przytaczają zarzut, że Kościół nie wystarczająco wypowiadał się publicznie w obronie Żydów w czasach hitlerowskich.
Kościół nie może nie zabierać głosu w debatach publicznych dotyczących obrony wiary, moralności, życia, godności ludzkiej i tego wszystkiego, co jest po prostu konsekwencją wypełniania nakazu Jezusa: „Idźcie i głoście światu Ewangelię”. I jest oczywistym zadaniem pasterzy kościoła przypominanie zasad uczestniczenia katolika w życiu publicznym. Można różnić się poglądami w sprawie np. wysokości podatków, ale głos oddany na ludzi, którzy deklarują, że utworzą prawo, w wyniku którego będą zabijane małe dzieci (aborcja, in vitro) lub starcy (eutanazja), przyczynią się do rozbijania i osłabiania rodziny (ułatwienia rozwodów, tzw. związki partnerskie) jest przyjęciem na siebie winy, za każdą z realnych sytuacji, które w wyniku uchwalenia tego prawa się staną. Jeśli jest to uczynione świadomie i dobrowolnie, jest grzechem przyłożenia ręki do każdej aborcji, eutanazji, rozbicia rodziny, które w konsekwencji takiego prawa będą miały miejsce.
To że są środowiska, które chciałyby zmusić Kościół do milczenia, tam gdzie milczeć nie może bez sprzeniewierzenia się istocie swojego posłannictwa – nie dziwi. Dziwi, jeśli osoby głośno deklarujące swój katolicyzm, nie dostrzegają, że wierność Ewangelii ma swój wymiar publiczny – społeczny, więc także polityczny.