- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. August Czartoryski
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Polityka „Ojcze nasz”
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Formacja przed zaangażowaniem
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Wychować prezydenta
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Moja nieprywatna wiara
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Byli wychowankowie
- GDZIEŚ BLISKO. Skazani na aktywność
- (nie)zbędna POLITYKA. Kapłani, prorocy i królowie w liberalnym państwie
- (nie)zbędna POLITYKA. Odpowiedzialni za przyszłość cywilizacji
- (nie)zbędna POLITYKA. Realne niebezpieczeństwo władzy
- (nie)zbędna POLITYKA. Kościół w polityce – obecność obowiązkowa
- POKÓJ PEDAGOGA. Choroba dziecka
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Nie taki diabeł straszny?
- BIOETYKA. Eksperymenty na zwierzętach
- DUCHOWOŚĆ. Owoc drzewa życia
- MISJE. Bambo Marek
- MISJE. Salezjański Ośrodek Misyjny
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Z ewangelistą Markiem poznajemy Jezusa
- PRAWYM OKIEM. Pokusa anglikanizmu
WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Moja nieprywatna wiara
Krzysztof Zimoch
strona: 8
Pamiętam, że jako mały chłopiec zawsze miałem problem ze skupieniem się na modlitwie. Niedzielna Eucharystia kojarzyła mi się z „przynudzaniem”... Wszelkie nabożeństwa napawały mnie strachem przed bolącymi od klęczenia kolanami, a modlitwa wieczorna nierzadko ograniczała się do jednej „zdrowaśki” odmawianej bezwiednie.
Do 13. roku życia raczej nie zastanawiałem się nad tym, po co chodzę do kościoła, co to znaczy, że należę do wspólnoty Kościoła, ani że wiarę wyrażać można nie tylko poprzez formuły pacierza.
Wszystko zmieniło się, kiedy mama postanowiła posłać mnie do szkoły salezjańskiej w Łodzi. Jako uczeń gimnazjum bałem się trochę, że moja niechęć do pobożności kojarzonej z bezrozumnym uczestniczeniem w nabożeństwach tylko pogłębi się, zważywszy na katolicki charakter szkoły. Nie potrzebowałem jednak dużo czasu, by przekonać się, że sposób wychowania w tej szkole jest zupełnie inny. Wyjazdy rekolekcyjne, spływy kajakowe, służba ministrancka, a przede wszystkim zafascynowanie duchowością księdza Bosko odmieniły moje spojrzenie na wiarę. „Jedz tak, byś ty nie był głodny, a i sąsiad najedzony”, „gdy boisko żywe, diabeł martwy”, „wystarczy, że jesteście młodzi, abym was kochał”. Te maksymy założyciela salezjanów były dla mnie takie prawdziwe! Czułem – przepraszam za patos – ducha św. Jana Bosko. Poczucie wspólnoty z innymi uczniami szkoły, akceptację przez środowisko. Zacząłem dostrzegać możliwość okazywania swojej wiary, miłości do Chrystusa w najdrobniejszych czynach.
Nie chodzi mi o zrobienie laurki salezjanom czy promocję szkoły. To raczej próba zwrócenia uwagi na to, że swoją wiarę odkryłem przez kontakt z drugim człowiekiem. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądałaby moja wiara bez księdza Bosko, bez salezjanów. Dlatego nie rozumiem tych, którzy mówią: „jestem wierzący, ale niepraktykujący”, „moja wiara – moja sprawa, a Kościołowi nic do tego”. Owszem, wiara jest sprawą osobistą, bardzo intymną, ale nie jest prywatną sprawą. Myślę że chęć „sprywatyzowania” swojej relacji z Bogiem wynika z mylnego rozumienia słowa „Kościół”, kojarzonego głównie z hierarchią. Może trochę brakuje poczucia tożsamości wiernych ze swoim z Kościołem.
Ale wiara ma się objawiać nie tylko troską o moją wspólnotę. Dla mnie to przede wszystkim niesienie Chrystusa tam, gdzie Go nie ma, tym, którzy Go nie znają lub nie chcą znać. Bywa, że nadal mam opory przed nadmiernym eksponowaniem swojego katolicyzmu. Nie jestem zwolennikiem ani koncertów ewangelizacyjnych, ani nowatorskich form liturgicznych, które mimo że wynikają z chęci wyrażenia miłości do Boga, nierzadko (w moim odczuciu) są pozbawione sfery sacrum. Uważam że wiarę można przekazywać, nawet o niej nie mówiąc. Dlatego tak bardzo doceniam rolę misjonarzy w dzisiejszym świecie. Oni są najlepszym przykładem na to, że wiary nie można zamknąć w szufladzie i trzymać tylko dla siebie. Choć nie zawsze mogą bezpośrednio głosić nauki Chrystusa, swoją miłością i oddaniem drugiemu człowiekowi świadczą o Nim. A to chyba najlepsza i najpiękniejsza forma ewangelizacji.
To, że pokochałem duchowość św. Jana Bosko i doświadczyłem wspólnoty nie znaczy, że zrozumiałem sens wiary i nagle rozjaśniły mi się wszystkie związane z nią wątpliwości. Wręcz przeciwnie, jest ich z dnia na dzień coraz więcej. Ale najważniejsze jest to, że nigdy nie pozostaję ze swoimi zwątpieniami sam.