- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Przyjaciele
- WYZWANIA
- Jak wychować świętych
- WYCHOWANIE. Nie chcę do kościoła
- WYCHOWANIE. W poszukiwaniu sensu
- POD ROZWAGĘ. Medytacje z głową
- GDZIEŚ BLISKO. Wspólny dar
- ROZMOWA Z ... Rafałem Boniśniakiem
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE. Debrzno
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Wychowawcy powołań
- Z życia błogosławionych oratorianów
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Savionalia
- W anegdocie
- W ORATORIUM. Sposób na dobrą pogodę
- W ORATORIUM. Funkcje animatora w grupie
- MISJE. Parafia obojga narodów
- MISJE. Finał konkursu misyjnego
- DUCHOWOŚĆ. Bóg rodzic
- DUCHOWOŚĆ. Jaka postawa wobec "Kodu"?
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Świętość
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- Witajcie Najmilsi!
RODZINA SALEZJAŃSKA. Wychowawcy powołań
ks. Jarosław Wąsowicz SDB
strona: 16
Sto pięćdziesiąta rocznica śmierci Matusi Małgorzaty oraz jej zapowiedziana już beatyfikacja jest okazją, aby spojrzeć z wdzięcznością na rodziców, których świadectwo życia i pobożne wychowanie dzieci zadecydowały o wyborze drogi wielu duchowych synów i córek św. Jana Bosko.
Rodzinny dom - to pierwsze seminarium - jak mawiał ksiądz Bosko. Pewnie wielu przyszłych salezjanów i salezjanek mogłoby potwierdzić słowa naszego świętego założyciela. Z pewnością odnosi się do rodziny Leokadii i Mariana Salamonowiczów. Pan Bóg obdarzył ich rodzinę dwójką synów: Eugeniuszem i Stanisławem. Obaj zostali salezjanami.
Salamonowiczowie byli zgodną rodziną. Pan Marian jako nauczyciel tułał się po wiejskich szkołach na Mazowszu. Jego małżonka zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Byli ludźmi pracowitymi i zaradnymi. l bardzo pobożnymi. Ks. Stanisław tak to wspomina: Po I Komunii Świętęj, która przyjąłem wraz z bratem i po otrzymaniu pamiątkowego różańca, odmawialiśmy wspólnie z rodzicami różaniec prawie codziennie. Chociaż los wiązał rodzinę z różnymi miejscowościami, wciąż utrzymywane były żywe kontakty z Czerwińskiem. W niedzielę i święta na Mszy św. byliśmy najczęściej w Czerwińsku własną łodzią, a to z wielu względów - wspomina po latach ks. Stanisław - najpierw ze względu na cudowny obraz Matki Bożej, a także ze względu na życzliwość salezjanów.
Już przed wojną państwo Salamonowiczowie byli członkami ówczesnego Stowarzyszenia Pomocników Salezjańskich, a pan Marian był wieloletnim prezesem lokalnego oddziału. Państwo Salamonowiczowie wysłali
także swoich synów do gimnazjum salezjańskiego w Jaciążku. Ich pociechy trafiły tam w 1938 r.
Naukę chłopców przerwał wybuch II wojny światowej. Rozpoczął się trudny czas dla rodziny Salamonowiczów. Pan Marian jako nauczyciel był na liście do aresztowania, wobec czego ukrywał się. Ks. Stanisław zapamiętał, że kiedy pewnego razu cudem uniknął aresztowania, jego matka powiedziała: Od dziś przestaję się o ciebie martwić. Oddałam cię w ręce Matki Bożej Wspomożycielki - niech cię pilnuje.
W 1946 r. obaj bracia Salamonowiczowie wstąpili do salezjańskiego nowicjatu. Wkrótce otrzymali sutanny z rąk samego kardynała Augusta Hlonda. Modlitewnie wspierali ich rodzice. Państwu Salamonowiczom nie żyło się wówczas łatwo. Utrzymywali się ze skromnęj emerytury pana Mariana, którego komuniści pozbawili pracy jako nauczyciela. Powód: dwóch synów w seminarium i nie chciał zapisać się do partii. W połowie lat 50. doczekali się upragnionych świeceń kapłańskich swoich synów. Rodzice nadal trwali na modlitwie za nich. Nadal także udzielali się w Stowarzyszeniu Pomocników Salezjańskich. Dla wielu stali się budującym świadectwem chrześcijańskiego małżeństwa: pobożnego i zgodnego.
Oddajmy jeszcze raz głos ks. Stanisławowi: Kontakt mojej mamy z Chrystusem był bliski. Wiele godzin przeklęczała przed obrazem Serca Jezusowego. Posiadam po zmarłej mamie duży modlitewnik, bardzo zniszczony, poklejony, bo przemodlony, codziennie używany. Mama od wczesnej młodości przechodziła wiele chorób, a od czasu świeceń kapłańskich brata i moich cierpiała z powodu bardzo dokuczliwej astmy. Jestem przekonany, że jej cierpienie wiąże się z naszym kaplaństwem. Podczas pogrzebu mamy wzruszające były słowa niektórych uczestników pogrzebowej uroczystości, że zmarła osoba święta.
Pan Bóg zabrał do siebie najpierw pana Mariana później panią Leokadię. Piękna historia tej rodziny całkowicie poświęconej realizacji charyzmatu salezjańskiego trwa nadal. Chociaż żyje jeszcze tylko ks. Stanisław.