- CO ZROBIMY BEZ MŁODZIEŻY?
- Od redakcji
- Dzieci potrzebują RUTYNY
- WIARA W GODZINIE PRÓBY
- SZANSA NA ODNOWĘ ŻYCIA RODZINNEGO
- Bieda, głód, wirus
- COVID19 – POMOC NIE ZOSTAWIMY ICH SAMOTNIE
- Ewangelia wg świętego Marka. MIEJSCE I CZAS POWSTANIA
- Dlaczego dziecko nie liczy się z naszymi słowami
- Nie oceniaj nastolatka, ale jego zachowanie
- CYWILIZACJA MEDIALNA i „MEDIALSI”
- I: – jak iGen
- Nauka w czasie epidemii
- Lekcja religii Z PAPIEŻEM FRANCISZKIEM nauczanie zdalne
- Opatrzność Boża
- Czy Ty pamiętasz? Bo ja nie zapomniałem
- KIEDY CHŁOPCY KS. BOSKO OPIEKOWALI SIĘ CHORYMI NA CHOLERĘ
- Niepokorni wczoraj i dziś
- Kwarantanna JAKO TEST WIARY
Opatrzność Boża
ks. Marek Chmielewski sdb
strona: 24
Kiedy piszę te słowa w Europie rozpoczął się nowy etap w podejściu do epidemii Covid-19. Polega on na stopniowym przywracaniu działalności pewnych dziedzin życia. Otwarto sklepy, restauracje, parki. Mówi się o otwarciu teatrów, organizuje się kina dla kierowców. W niektórych krajach – Niemcy, Francja, Włochy – nie wzięto w tym momencie pod uwagę powrotu wiernych do kościołów. Biskupi niemieccy zareagowali, podkreślając, że takie traktowanie wierzących jest rażącym ograniczeniem podstawowych wolności obywatelskich. Rząd federalny w odpowiedzi powołał się na przeprowadzony przez siebie sondaż, wg którego tylko 12 proc. [sic!] pytanych uważa, że obecnie należy otworzyć kościoły, synagogi i meczety. Jeśli wierzyć badaniu, to postawa respondentów musi zdumiewać. Gdy wirus z Chin stał się światową pandemią, rzesze odkryły ograniczoność człowieka i słabość zbudowanego przez niego świata. W ciszy opustoszałych ulic czuło się czekanie na „kogoś” lub „coś”, co mogłoby pomóc. Wielu zwróciło się do Boga. Jedni szukali w Nim ratunku. Inni pytali o Jego przyzwolenie na zło, które się dzieje. Powróciły pytania stare jak człowiek. I to nie była iluzja. To się czuło wszędzie. I oto raptem kilka dni po bolesnej, zatrzymanej w domach Wielkanocy, tylko garstka ludzi chce pójść do świątyni i wspólnie się modlić? Już nie ma tych wszystkich ważnych pytań? A może komuś zależy, aby odpowiedzi szukano wyłącznie w sklepie, w kinie, w portfelu? Kiedy Jan Bosko miał dwa lata, po krótkiej chorobie zmarł jego ojciec Franciszek. Matka Małgorzata została sama z trójką dzieci i długami do spłacenia. Majątek, jaki zdołali zgromadzić małżonkowie Bosko, szacowano na 1300 lirów (ok. 5200 euro). Mieli przy tym dług w wysokości 446 lirów (ok. 2100 euro). Ponieważ dzierżawcy, tacy jak rodzina Bosko, mieli bardzo mało gotówki, spłacali długi, najmując się do pracy lub oddając to, co wyhodowali. Choć ziemia w Piemoncie jest żyzna, to konieczność spłacania dzierżawy ziemi pochłaniała znaczną część plonów. Stąd rodziny żyły niezwykle skromnie. Nieurodzaj oznaczał biedę. Śmierć ojca burzyła zupełnie system ekonomiczny oparty na jego ciężkiej pracy. Przed Matką Małgorzatą stanęło widmo głodu, rozpadu rodziny, a nawet śmierci. Gdzie szukać wsparcia? W Opatrzności Bożej! Małgorzata była niepiśmienna, ale mądra. I była wierząca. „Bóg cię widzi!” – sama tak wierzyła i tak uczyła synów. „Z Bogiem nie ma żartów!”. Wszystko wychodzi z Jego ręki. Wszystko jest jego zrządzeniem. Także śmierć ojca. „Bóg dał. Bóg wziął. Bóg da ponownie!”. W duchu tej wiary kazała zabić jedyne cielę i nakarmiła dzieci. To był gest taki jak zabranie reszty oszczędności z banku. Ciele nie wyrosło na krowę, nie dało mleka. Ale Bóg podsunął inne rozwiązania. Ks. Bosko był silny tą matczyną wiarą w Opatrzność. Zaczynał budowę kościoła, dając inżynierowi wszystko, co miał w portfelu, czyli 6 soldów! Prosił chłopców o intensywną modlitwę, a sam wychodził na ulice, gdzie spotykał nieznajomych, którzy wręczali mu kopertę z dokładną sumą potrzebną na spłatę aktualnych długów. Z wiarą w Opatrzność zaczynał oratorium, przez 20 lat zabiegał o zatwierdzenie salezjanów, wysyłał w świat misjonarzy, nie poddał się prześladowaniom Kościoła, nie dał się skusić poprawności politycznej proponowanej mu przez wielkich jego czasów. „Bóg cię widzi, z Nim się nie żartuje!”. A my? W czas pandemii wzajemnie dodajemy sobie odwagi. Znajomy przysłał mi filmik. Pośród ośnieżonych górskich szczytów, uczepiony kawałka skały, wisi zrozpaczony człowiek. Ostatkiem sił woła: „Jest tu kto? Pomocy!”. Cisza. Woła drugi, trzeci raz. Nic. Gdy jest już zupełnie zrezygnowany słyszy: „Ja tu jestem!”. „Kto ja? Kim jesteś?”. „To ja Bóg! Pomogę ci! Puść skałę. Podtrzymają cię moi aniołowie!”. Cisza. W końcu wiszący woła: „Czy jest tu jeszcze ktoś inny?”.