- CO ZROBIMY BEZ MŁODZIEŻY?
- Od redakcji
- Dzieci potrzebują RUTYNY
- WIARA W GODZINIE PRÓBY
- SZANSA NA ODNOWĘ ŻYCIA RODZINNEGO
- Bieda, głód, wirus
- COVID19 – POMOC NIE ZOSTAWIMY ICH SAMOTNIE
- Ewangelia wg świętego Marka. MIEJSCE I CZAS POWSTANIA
- Dlaczego dziecko nie liczy się z naszymi słowami
- Nie oceniaj nastolatka, ale jego zachowanie
- CYWILIZACJA MEDIALNA i „MEDIALSI”
- I: – jak iGen
- Nauka w czasie epidemii
- Lekcja religii Z PAPIEŻEM FRANCISZKIEM nauczanie zdalne
- Opatrzność Boża
- Czy Ty pamiętasz? Bo ja nie zapomniałem
- KIEDY CHŁOPCY KS. BOSKO OPIEKOWALI SIĘ CHORYMI NA CHOLERĘ
- Niepokorni wczoraj i dziś
- Kwarantanna JAKO TEST WIARY
CO ZROBIMY BEZ MŁODZIEŻY?
Ángel Fernández Artime
strona: 2
Młodzi ludzie powiedzieli nam, że nas kochają, naprawdę nas kochają jako wychowawców, jako przyjaciół, jako braci i jako rodziców, ponieważ, jak mówią, „nam, młodzieży, bardzo dzisiaj brakuje ojcostwa. A przede wszystkim chcemy się rozwijać duchowo i osobiście i chcemy zrobić to z wami, salezjanami”.
W moim życiu spotkałem wiele osób dorosłych, dla których ludzie młodzi to kategoria osób, do których trzeba podchodzić ostrożnie, w stosunku do których należy zachować czujność, bo ci są gotowi do wszystkiego i „nigdy nie wiadomo, co mogą wykombinować”. Wierzcie mi, że jest to bardziej powszechne mniemanie, niż byście mogli sądzić. Czy bierze się to z niepewności, z lęku, odmiennej mentalności? Zawsze mówiłem i powtórzę to po ostatniej 28. Kapitule Generalnej, która odbyła się w Turynie-Valdocco, w tych samych miejscach, gdzie nasz ojciec przebywał ze swoimi chłopcami, że ludzie młodzi są racją naszego życia i że czynią nas lepszymi, poszerzają nasze serca, czynią nas bardziej hojnymi i sprawiają, że spoglądamy na życie z nadzieją i uśmiechem jak to było w przypadku księdza Bosko i jego „łobuziaków”. Tak właśnie myślę. Jeśli salezjański wychowawca, osoba konsekrowana czy świecka, nie czuje tego, to jest po prostu kimś, kto tylko pracuje i zarabia na życie uczciwą pracą wychowawczą, ale nie przeżywa z prawdziwą pasją „sztuki wychowania”. W Kapitule Generalnej uczestniczyło 16 ludzi młodych pochodzących z czterech kontynentów. Byli to przedstawiciele starszej młodzieży, mający od 25 do 30 lat. Od razu nawiązała się wspaniała więź między nimi a nami. Warto przypomnieć to, co nam powiedzieli i o co nas poprosili: „Udało nam się zestroić nasze serca i nasze marzenia. Daliście nam możliwość kontaktu z wami, salezjanami, których chcemy z nami. Uczyniliście to w waszym salezjańskim stylu. Pozwoliliście nam być z wami, obok siebie, czyniąc nas protagonistami”. Oni i my zrozumieliśmy wiele rzeczy. Jedna z nich jest bardzo interesująca: młodzi powiedzieli nam, że mają problem ze zrozumieniem, i to nie tylko z powodu różnych języków (ponieważ nie wszyscy byli w stanie rozmawiać po angielsku), ale w odniesieniu do koncepcji, mentalności, zwyczajów, wartości… A przecież byli w bardzo podobnym wieku! Nie było żadnej przepaści pokoleniowej między nimi. Zastanawiając się nad tym, powiedziałem im, że jestem w stanie ich zrozumieć i poprosiłem ich, by i oni starali się zrozumieć salezjanów, których znali, w sytuacji, kiedy to w tej samej wspólnocie znajdują się osoby w różnym wieku, z różnych krajów i z różną mentalnością. Powiedzieli mi, że nigdy tak nie myśleli, ale teraz odczuli to na własnej skórze. W ten sposób byliśmy zgodni co do tego, że wspólnota i wspólne projekty nie realizują się przez koligację i sympatię, ale poprzez wybór tego samego ideału i podobnych wartości. Reszta to rezultat wysiłku i wiary. Ci sami ludzie młodzi (chłopcy i dziewczęta) wyrazili uczucia, które pozostawiły nas bez słowa. Być może mogliśmy sobie to wyobrazić, ale kiedy słyszeliśmy to z ich ust w czasie tego wielkiego zgromadzenia, zrobiło to na nas niesamowite wrażenie. Młodzi oświadczyli, że nas kochają, kochają nas jako wychowawców, jako przyjaciół, jako braci i jako rodziców, ponieważ – dodali – „my, młodzież, cierpimy dzisiaj z powodu wielkiego braku ojcostwa”. I poprosili nas, byśmy byli ich towarzyszami podróży. Powiedzieli nam, że nie potrzebują, byśmy to my mówili im, co mają robić, a czego nie mają robić; że nie chcą, byśmy im ułatwiali rzeczy; że nie potrzebują, abyśmy im mówili, co mają myśleć i jak mają żyć. Ale chcą nas u swojego boku, także kiedy się mylą. Poprosili nas, byśmy im towarzyszyli na drodze życia; byśmy byli blisko nich także w czasie podejmowania ważnych decyzji.