- Czwórka chłopców i „sen”
- Od redakcji
- Czy katolik powinien być ekologiem?
- WYCHOWANIE UCZUĆ
- ZOSTAŃ MISTRZEM PRZYJAŹNI JAK JAN PAWEŁ II
- KAZACHSTAN: Dzieci z oczagów
- KAMERUN POTRZEBNE ŁAWKI I STOŁY
- Jaki jest cel Ewangelii?
- Potrzeby rodziców i nauczycieli w zakresie współpracy oraz wzajemnego komunikowania się
- Rola dziadków w rodzinie
- ZMYSŁY, MECHANIZMY I PROCESY ZAANGAŻOWANE w odbiór gier komputerowych
- F: JAK FESTIWALE FILMOWE
- Czy widzieliście, jak występowałem?
- Lekcje religii w kryzysie? Czy konsekwencja nowego modelu edukacji?
- A gdyby Greta trafiła do ks. Bosko?
- Trzy siostry
- PREKURSORKA DZIEŁ CÓREK MARYI WSPOMOŻYCIELKI WIERNYCH SIOSTRA LAURA MEOZZI FMA (1873–1951)
- Mały wielki KRÓL
- Ekumenizm tak, wspólne parafie NIE
Mały wielki KRÓL
Piotr Legutko
strona: 28
W tym roku czeka nas kumulacja okrągłych rocznic. W sierpniu z pewnością nikt nie zapomni o stuleciu Cudu nad Wisłą, czyli jednej z najważniejszych bitew w dziejach świata, w wyniku której Polacy uratowali Europę przed Armią Czerwoną. Będziemy oczywiście pamiętać o majowej, setnej rocznicy urodzin Karola Wojtyły, no i czterdziestej powstania „Solidarności”. Ale pierwsza w kolejności jest w kalendarzu inna data. 20 stycznia minęło 700 lat od koronacji Władysława Łokietka. Ktoś powie, że to zamierzchłe czasy, nieomal legendarne, bez znaczenia dla naszej współczesności. I nie będzie miał racji. Koronacja, o której mowa, zakończyła przecież ponadstuletni czas rozbicia dzielnicowego. Na linii czasu od chrztu Polski po XXI wiek – jest tylko kilka dat równie symbolicznych. Być może przypisujemy jej większe znaczenie niż miała w rzeczywistości, ale robiło to przed nami wiele pokoleń, nadając tamtej koronacji nowy sens. Historycy mogą oczywiście kręcić nosem, że tamto zjednoczenie nie było pełne, bo wiele ziem polskich pozostawało poza granicami królestwa. Że Łokietka nazywano w wielu stolicach „królem Krakowa”, pozostawiając tym samym furtkę dla innego pretendenta do polskiej korony – Jana Luksemburskiego. Ale szczerze mówiąc, są to kwestie drugorzędne. My dziś pamiętamy, iż była to pierwsza koronacja dokonana na Wawelu. I to się liczy. Być może rzeczywiście Kraków, mniej wówczas ważny niż Gniezno, był kompromisem, dzięki któremu papież dał zielone światło dla koronacji. Tylko kto (poza historykami) o tym pamięta? Kto dziś będzie wypominał Łokietkowi polityczne błędy i militarne klęski? Złamane traktaty i chybione sojusze? W końcu to on zakończył stulecie podziałów, wszedł na drogę jedności, stworzył warunki, by jego syn, Kazimierz, mógł zyskać przydomek Wielki.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego świętowanie 700. rocznicy koronacji Władysława nie jest tylko zerwaniem kartki z kalendarza i okazją do kilku okolicznościowych notatek. Otóż udało się tego właśnie króla w sposób szczególny zadomowić w zbiorowej wyobraźni Polaków. Także tych, którzy na lekcjach historii nie uważali. Zasługa zbudowania prawdziwej Łokietkowej mitologii (być może faktycznie nie do końca zasłużonej) należy się twórcom kultury masowej, zarówno nam współczesnym, jak i tym sprzed kilku dekad.
W czasach Polski Ludowej tego akurat króla ceniono, bo miał na pieńku z Krzyżakami. Ci zaś uchodzili za – w prostej linii – poprzedników III Rzeszy. Nie było zatem problemu, by młodzież uczyć patriotyzmu w serialu „Znak Orła”, którego akcja toczyła się właśnie w czasach bitwy pod Płowcami (znów budzącej kręcenie nosem wśród znawców epoki). Do wyobraźni nastolatków, bez względu na epokę, przemawiały też opowieści o królu skazanym na banicję i jego żonie ukrywającej się przez lata w przebraniu mieszczki. Przemawianie nie było specjalnie trudne, bo w programach wycieczek szkolnych po Ojcowskim Parku Narodowym obowiązkowym punktem było zwiedzanie Groty Łokietka, czyli miejsca, gdzie nasz bohater miał się ukrywać.
Ale prawdziwą modę na małego wielkiego króla wywołały dopiero dwa seriale: książkowy i telewizyjny. „Korona królów” jedynie zahacza o czasy Łokietka, za to cykl powieści Elżbiety Cherezińskiej jest już jednym wielkim hymnem pod jego adresem. Miłośnicy telenoweli musieli poszukiwać w źródłach historycznych wiadomości o królu, czytelnicy książek dostali kompletny zestaw informacji, wzbogaconych o portret władcy z krwi i kości. Cherezińskiej udało się coś więcej. Uwspółcześniła postać sprzed siedmiu wieków, sprawiła, że król stał się nam bliski nawet wtedy, gdy przegrywał. Jego zawołanie „pod wiatr” idealnie pasuje do opowieści o polskim losie, w którym zwycięstwo równało się temu, by nie ulec, nawet będąc zwyciężonym.