- Rodzina Salezjańska jest misyjna
- Od redakcji
- Rewolucja w szkolnych kuchniach
- Madagaskar: Dzieci niczyje
- Peru Miłość z prędkością światła
- Uganda Dom dla chłopców ulicy
- Prawdziwym zadaniem jest powołanie do życia w sakramencie
- Temat imigrantów i prześladowanych chrześcijan powinni podjąć katecheci
- Salezjańska droga św. Alojzego Orione (1872-1942)
- Łaska zdrowego życia
- Tata pod łóżkiem...
- Jak wychowywać dziewczęta. W relacji do Boga, czyli dziewczęta o wierze
- Dorastać do przyjęcia daru wolności
- Jak radzić sobie z agresją słowną w szkole?
- Temat: Darmowy czy dobry podręcznik do katechezy?
- Szum powracających fal
- Miłosierny konkretMiłosierny konkret
- Jak działa zły duchJak działa zły duch
- Nawrócenie aborcjonisty
Miłosierny konkretMiłosierny konkret
ks. Marek Chmielewski
strona: 26
Minione wakacje zdominowali imigranci. Papież Franciszek odwołał się do sumień wierzących Europejczyków. Wołał: „Dlatego też przed zbliżającym się Jubileuszem Miłosierdzia apeluję do parafii, wspólnot religijnych, klasztorów i sanktuariów w całej Europie, aby wyrazili konkret Ewangelii i przyjęli rodzinę uchodźców. Konkretny gest w ramach przygotowań do Roku Świętego”. Salezjanie szybko odpowiedzieli na papieski apel. Ks. generał skierował list do wszystkich inspektorów Europy, prosząc, aby zastanowili się, jak konkretnie ich inspektorie pomogą imigrantom, zwłaszcza dzieciom i młodzieży bez opieki. W obliczu dyskusji, jaka rozgorzała w Europie, przypomniał za Franciszkiem, że gest pomocy motywowany miłosierdziem musi być konkretny. Konkret odpowiedzi na ludzką potrzebę to salezjańska specjalność. „Salezjanin jest konkretny, widzi problem, zastanawia się i go rozwiązuje” – mówił w tym roku Franciszek na Valdocco. Tak postępował ks. Bosko. Także wobec imigrantów. Trzeba o tym mówić. Ks. Bosko miał do czynienia z uchodźcami. Aż do lat siedemdziesiątych XIX w. na Półwyspie Apenińskim nie było obecnej Republiki Włoskiej. Na jego terenie znajdowały się królestwa i księstwa będące pod politycznym wpływem cesarza austriackiego. Było też Państwo Kościelne. Jeszcze na długo przed Wiosną Ludów (1848), a potem aż do lat 70. XIX w. porządek ten próbowano rozbić przez przeróżne powstania i rewolucje szukające zjednoczenia i wolności od Austrii. Ścierali się ze sobą monarchiści, republikanie, zwolennicy papieża, masoni, socjaliści, historyczna prawica i lewica. Obalano rządy, konstytucje i władców, a potem ich przywracano. Po przegranej własnego obozu, nierzadko trzeba było uciekać z kraju. W ten sposób w 1849 r. w Turynie (Królestwo Sardynii) znalazł się choćby słynny Francesco Crispi, wywodzący się z Neapolu (Królestwo Sycylii), z rodziny Albańczyków,ochrzczony w greckim prawosławiu. Jako wychodźca polityczny szybko popadł w biedę. Ks. Bosko przez kilka miesięcy zapraszał go do oratorium na posiłki, pomógł mu z mieszkaniem, zapewnił środki na życie dla niego i jego żony. Konkret miłosierdzia. Zamiast dyskusji o tym, czy warto i czy trzeba. A przecież Crispi całe życie prowokował, zmieniając poglądy polityczne (był monarchistą, republikaninem, zwolennikiem Garibaldiego, eksponentem historycznej lewicy, wrogiem liberałów i Kościoła) …i żony (do tego stopnia, że oskarżono go o bigamię). I mimo to w 1878 r., jako minister spraw wewnętrznych, po mediacji ze strony ks. Bosko, zapewnił Kościołowi wolność konklawe, które w Watykanie, bez nacisków z zewnątrz, wybrało Leona XIII. Ks. Bosko miał do czynienia jednak przede wszystkim z imigrantami poszukującymi lepszego życia. Po 1841 r. rozwój 120-tysięcznego Turynu nabierał mocnego rozpędu. Z Piemontu, Ligurii, Sardynii, Sabaudii, z okolic Nicei przybywali do miasta różnorodni imigranci. Wśród nich młodociani robotnicy sezonowi, najczęściej analfabeci. Część z nich, jak np. Tyrolczycy i Sabaudczycy, zwłaszcza ci małego wzrostu i szczupli, byli sprowadzani do miasta i zatrudniani przez kominiarzy, którzy zapewniali im zarobek i opiekę, a po sezonie wyprawiali na powrót do domu. W najtrudniejszej sytuacji byli tzw. dzicy imigranci, którzy nie byli z nikim związani, pozostający nieraz przez całe dnie bez zatrudnienia. To ich na oku miała policja, gdyż stanowili zagrożenie porządku publicznego. Wydaje się, że takimi imigrantami byli np. Bartłomiej Garelli i chłopiec z Val Sesja, o których ks. Bosko pisze we „Wspomnieniach oratorium”. Obaj doświadczyli jego konkretnego miłosierdzia. Warto zauważyć, że poszło ono znacznie dalej, niż współczesne interwencje państw Unii Europejskiej wobec imigrantów. Najpierw ks. Bosko uwolnił chłopców od strachu, przed którym uciekali. Zatrzymał agresywnego kościelnego, wpuścił zmokniętego chłopca do ciepłego domu, ogrzał i nakarmił. Na to też nas dzisiaj stać. Potem postawił każdemu z nich wiele pytań o wiek, rodzinę, wykształcenie, utrzymanie, wiarę. Wszystko po to, aby ich poznać. Okazuje się, że to nie dla wszystkich w UE jest dziś ważne. Na koniec ks. Bosko zaproponował obu chłopcom wspólną modlitwę, a jednemu od razu katechezę. Nie zadowolił się tym, że już mają co jeść i że chyba nikogo nie napadną. Podzielił się nimi tym, co miał najlepszego. Bogiem. Nie schował dla siebie swej tożsamości. Jasno pokazał, że jeśli znaleźli ciepły dom i przyjęcie (dobrobyt chwili), to dlatego, że zbudowano go na chrześcijaństwie i związanych z nim wartościach. Może to kogoś zainspiruje? ▪