- Rodzina Salezjańska jest misyjna
- Od redakcji
- Rewolucja w szkolnych kuchniach
- Madagaskar: Dzieci niczyje
- Peru Miłość z prędkością światła
- Uganda Dom dla chłopców ulicy
- Prawdziwym zadaniem jest powołanie do życia w sakramencie
- Temat imigrantów i prześladowanych chrześcijan powinni podjąć katecheci
- Salezjańska droga św. Alojzego Orione (1872-1942)
- Łaska zdrowego życia
- Tata pod łóżkiem...
- Jak wychowywać dziewczęta. W relacji do Boga, czyli dziewczęta o wierze
- Dorastać do przyjęcia daru wolności
- Jak radzić sobie z agresją słowną w szkole?
- Temat: Darmowy czy dobry podręcznik do katechezy?
- Szum powracających fal
- Miłosierny konkretMiłosierny konkret
- Jak działa zły duchJak działa zły duch
- Nawrócenie aborcjonisty
Jak wychowywać dziewczęta. W relacji do Boga, czyli dziewczęta o wierze
S. Marzena Lata FMA
strona: 20
Rolą rodzica, wychowawcy, katechety jest pokierowanie dziewczyną, wysłuchanie, w czym tkwi problem, bez zbytniej dociekliwości. Ogromną rolę pełni dyskrecja. Witam serdecznie, kochani Rodzice, wspaniali Wychowawcy, Nauczyciele, Pedagodzy. Minął miesiąc od ostatniego spotkania na łamach naszego salezjańskiego pisma. Mam nadzieję, że już z odwagą wychodzimy do młodych, by słuchać o naszych błędach, o tym, co zraniło ich dojrzewające uczucia. Pozwoliliśmy, by ksiądz Bosko przeniknął nasze modlitwy i serca, tak by nasze słowa i postępowanie dawały „życie”. Fascynuje mnie duchowość św. Jana Bosko i wręcz to naturalne przekazywanie chłopcom tego, co się kocha, wartości istotnych w życiu. Byli z nim, żyli jak on, popełniali błędy przy nim, modlili się z nim. Myślę, że sukces wychowawczy jest w słowie „być”. „Być” zakłada dynamikę, nie bierne przyglądanie się. To po prostu asystencja salezjańska. Czasem słyszymy: „bo przecież ja jej powiedziałem, żeby poszła do kościoła” ... dobrze, ale powinieneś pójść z nią. Zauważyłam, że dziewczęta mają dużą trudność z tematem wiary. Wcześniej z wielką łatwością opowiadały o błędach rodziców, wychowawców, wyjaśniały, co znaczy być dobrze wychowaną. Na pytanie: „Kto lub co pomaga mi w wierze?”, odpowiedzią było długie milczenie. Jedna z wypowiedzi podkreśla modlitwę indywidualną: „We wzroście wiary najbardziej pomaga mi lektura Pisma Świętego i samotne rozważania. Na lekcjach ciężko jest się skupić, bo nie każdy chce wykorzystać ten czas na rozwój wiary”. Inne zwróciły uwagę na aspekt świadectwa: „We wzroście wiary najbardziej pomagają mi świadectwa innych wierzących, tych, którzy się nawrócili. Pomaga mi również wspólne śpiewanie z innymi, wtedy czuję, że Bóg nas wypełnia, jest pośród nas”. „Najbardziej pomagają mi wspólnotowe spotkania, świadectwa bliskich... rozmowy, wspólne chwalenie Boga. Adoracje, śpiew – wtedy można się najbardziej zbliżyć do Niego”. Miałam okazję zobaczyć, w jaki sposób treści filmów poruszały i przemieniały myślenie i postępowanie. Znalazło to odzew w wypowiedziach: „Po zobaczeniu filmu o przebaczaniu postanowiłam, że napiszę list do taty, który bardzo mnie zranił. Przebaczyłam Mu. Stałam się wolna. Dla mnie film religijny odegrał ogromną rolę w dojrzewaniu mojej wiary”. „Pomaga mi modlitwa i spotkania z ludźmi wiary, np. na rekolekcjach, a także filmy religijne i katecheza”. „We wzroście wiary najbardziej pomagają mi filmy religijne, te trzyminutowe też, np. o prześladowaniu chrześcijan. Poruszają mnie, otwierają na świat, widzę, że jest nas wielu wierzących”. Kilka dziewcząt podkreśliło lekcję religii: „Myślę, że we wzroście wiary najbardziej pomagają mi lekcje religii i wspomnienia, doświadczenia innych ludzi”. „Bóg przez lekcje religii, w osobie katechetki, okazał się słuchającym mnie, przyjaznym i dyskretnym, dzięki temu przystąpiłam do spowiedzi i komunii i tak już trzymam się z Jezusem od dwóch lat”. „Na katechezie zobaczyłam, jak bardzo mocny jest Bóg; Kościół przetrwał pomimo tylu rozłamów i ciemnych kart. Lubię historię, a nasza katechetka chyba jeszcze bardziej lubi niż ja, więc umacnia się moja wiara”. Nie byłby to pełny obraz wypowiedzi dziewcząt, gdybym nie zacytowała także tych. „Chodzę do kościoła, bo chcę dostać bierzmowanie”. „Fajnie jest mieć skończone gimnazjum razem z bierzmowaniem. Przynajmniej jedno z głowy”. „Wiara to opium dla ciemnych mas”. „Nie praktykuję. Jest mi ciężko w to wszystko uwierzyć. Gdy potrzebuję pomocy, nigdy nie mówię o tym Bogu. Moja wiara nie wzrasta. Jest na tym samym poziomie jak podczas Komunii św.”. „Bóg mnie nie przekonuje, że tak ma po prostu być, bo Bóg tak chce. Jakby On istniał, to nie byłoby wojen, głodu na świecie”. „Wiara jest dla mnie głupotą”. „Chodzę do kościoła, do spowiedzi, bo tak chcą rodzice, no i dziadkowie. Ci to nie daliby mi kasy, gdybym przestała chodzić do kościoła. Mi się opłaca”. Poprzestanę na tych wypowiedziach. Tacy nasi młodzi są w k lasach szkolnych, w kościołach, w salkach parafialnych. Każdemu z nich przyświeca inna motywacja obecności. Świadomość, że taka jest rzeczywistość, pomaga, gdy zaczynamy rozmowę na temat wiary. Jedni odradzają takie rozmowy z dziewczyną – bo po co ją rozjątrzać. Rozmowa, wróćmy myślą do poprzedniego artykułu, zakłada wysłuchanie. Może się okazać, że gdzieś ukryty jest dramat, jak w przypadku nastoletniej dziewczyny, która od Pierwszej Komunii św. panicznie bała się chodzić do kościoła, a przyczyną było napastowanie przez mężczyznę, gdy szła do toalety. Zgubiła wtedy złoty pierścionek. Po latach dopiero powiedziała mamie, co się stało. Ile bólu, buntu, lęku, bo bała się mówić. Młodzi często mają trudne spowiedzi, dlatego trzeba, by konfesjonały stawały się miejscem miłosierdzia, a nie salą tortur, jak to powiedział papież Franciszek. Piszę to w imieniu tych młodych, z którymi się spotkałam, którzy prosili o pomoc, bo żyli w ogromnym poczuciu winy. Nieotrzymane rozgrzeszenie, niedopowiedziana sytuacja domowa, wstyd blokujący wyznanie grzechów, zapomniana formułka spowiedzi, wnikliwe pytania, niezrozumienie mentalności współczesnego młodego człowieka – to spowodowało, że nie wrócili więcej do kościoła . Zdaję sobie sprawę, że wielu spowiedników zaboli , że tak to się dzieje. Dziękuję w tym momencie kapłanom, szczególnie salezjanom, dzięki którym młodzi spotykali się z Bogiem przebaczającym. Nikt z nas nie jest wolny od błędów, sama wielokrotnie je popełniam, i dobrze, że inni mi je wskazują. Wiem, że rolą rodzica, wychowawcy, katechety jest pokierowanie dziewczyną, wysłuchanie, w czym tkwi problem, bez zbytniej dociekliwości. Ogromną rolę pełni dyskrecja – ze względu na dobro dziewczyny. Pomocą będzie może zmiana godziny Eucharystii, czasem inna parafia, wspólnota działająca w parafii, podpowiedzenie spowiednika, którego możemy poprosić o rozmowę. Duch Święty niech nam podpowiada, jak mamy postąpić, bo możemy być tą pierwszą i ostatnią osobą, z którą dziewczyna chce porozmawiać. Natrafiłam kiedyś na taką myśl: abyśmy nie byli dla nikogo kamieniem, o który ktoś się potknie i zrani. Niech nam towarzyszy cytat z Pisma Świętego mówiący o tym, że wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy. I najpierw młodemu człowiekowi powinniśmy ukazać to dobro, które jest w n im Łaska buduje na naturze, poprzez piękne człowieczeństwo Bóg działa i zbawia. ▪
Sukces wychowawczy jest w słowie „być”. „Być” zakłada dynamikę, nie bierne przyglądanie się. To po prostu asystencja salezjańska. Czasem słyszymy: „bo przecież ja jej powiedziałem, żeby poszła do kościoła” ... dobrze, ale powinieneś pójść z nią.