facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2015 - listopad
Rewolucja w szkolnych kuchniach

Grażyna Starzak

strona: 4



Płacz i zgrzytanie zębami słychać w szkolnych stołówkach. Od 1 września obowiązuje tam całkowity zakaz używania cukru, a soli można dodać do obiadu tylko około dwóch gramów.

Od 1 września w szkołach i przedszkolach nie można sprzedawać śmieciowego jedzenia.Zgodnie z hasłem „zdrowo jem, więcej wiem”, obowiązuje także zakaz podawania niezdrowych posiłków w stołówkach szkolnych. Zmiany w ustawie mają na celu ograniczenie dostępu dzieci do produktów żywnościowych zawierających znaczną ilość składników szkodliwych dla ich rozwoju. Przede wszystkim cukru, soli, różnego rodzaju konserwantów i polepszaczy. Po dwóch miesiącach obowiązy wania ustawy okazało się, że wprowadzone przez nią rygory trzeba poluzować, bo dzieci na przerwach i tak jedzą chipsy, drożdżówki i batoniki kupione w sklepie za rogiem.

Chociaż za przyjęciem zmian w ustawie O bezpieczeństwie żywności i żywienia głosowało w październiku ub. roku 426 posłów i cieszy się z niej wielu rodziców, ustawa wywołuje kontrowersje. Jej przeciwnicy argumentują, że wprowadzając dość restrykcyjne zakazy, wylano dziecko z kąpielą. Okazuje się bowiem, iż w wielu szkołach dzieci nie mogą kupić nawet bułki grahamki i owoców, bo nie mają gdzie. Konfederacja Lewiatan, zrzeszająca przedsiębiorców, zebrała dane, z których wynika, że w ciągu dwóch miesięcy obowiązywania ustawy zamknięto nawet kilka tysięcy sklepików szkolnych. W obecnej sytuacji właścicielom po prostu nie opłaca się ich prowadzić.

Płacz i zgrzytanie zębami słychać w szkolnych stołówkach. Od 1 września obowiązuje tam całkowity zakaz używania cukru, a soli można dodać do obiadu tylko około dwóch gramów. – Dwa gramy to czubek łyżeczki do kawy. I to ma wystarczyć na osolenie zupy, ziemniaków, mięsa czy ryby i surówki?! To nieporozumienie – mówi kucharka w jednym z krakowskich przedszkoli. – Przecież jedzenie musi mieć jakiś smak. Obowiązujące nas zakazy sprawiły, że większość przedszkolaków z trudem zjada obiad, a uczniowie zerówki często oddają pełne talerze – mówi kucharka. Owszem, można oszukiwać kubki smakowe, dając – zamiast soli – dużo ziół – ale przyzwyczajenia robią swoje. A z domu, niestety, wynosimy niezbyt zdrowe nawyki. Ziemniaki muszą być słone, tak żeby było to czuć, a kompot – słodki – dodaje inna.

Kucharkom idą w sukurs specjaliści. – Sama idea ograniczenia niezdrowych produktów w żywieniu dzieci jest słuszna, ale sposób jej wprowadzenia był zły. Nawyki żywieniowe to utrwalone zachowania. Kilka dni przeznaczonych na wprowadzenie rozporządzenia w życie nie wystarczy do zaakceptowania diametralnych zmian w diecie – uważa prof. Małgorzata Schlegel-Zawadzka, kierownik Zakładu Żywienia Instytutu Zdrowia Publicznego Wydziału Nauk o Zdrowiu UJ Collegium Medicum. – Ani szkoły, ani rodzice, a tym bardziej dzieci nie były przygotowane na tak radykalne postawienie sprawy. Najpierw należało odpowiednio przeszkolić dyrekcje szkół, przygotować rodziców, aby była wspólna polityka żywieniowa w domu i szkole. Poza tym, aby dziecko miało pewne nawyki żywieniowe powinno aktywnie uczestniczyć w procesie przygotowywania posiłków i w zakupach. Samo powinno nauczyć się wybierać odpowiednie produkty do spożycia dla siebie pod okiem mamy czy taty, czy innego dorosłego domownika w sklepie, a potem również uczestniczyć w ich przygotowaniu do jedzenia. Prof. Schlegel-Zawadzka zwraca uwagę, że dzieci w klasach 1-3, jak wynika z przeprowadzonych przez jej zakład badań, mają świadomość tego, co jest odpowiednie do jedzeia, a co nie. – Niestety, nie biorą one czynnego udziału w przygotowaniu dla siebie kanapki do szkoły – podkreśla moja rozmówczyni.

Kontrowersje wokół nowej ustawy sprawiły, że szefowa resortu edukacji poprosiła dyrektorów szkół i przedszkoli o przekazanie informacji, czy stosowanie nowych przepisów powoduje istotne przeszkody i utrudnienia w funkcjonowaniu szkolnych i przedszkolnych stołówek oraz sklepików.

Dyrektorzy szkół nie mają wątpliwości, że sklepiki powinny wrócić, bo sprzedawano tam nie tylko żywność, ale i przybory szkolne. Nie chcą się jednak oficjalnie wypowiadać na temat tego, czy np. w szkołach powinno być wolno sprzedawać drożdżówki, bo, jak mówi jedna z dyrektorek, gdyby powiedziała, co o tym myśli, „naraziłaby się rodzicom”. A wielu rodziców uważa, że zakaz sprzedaży drożdżówek to przesada. – Jeśli chodzi o drożdżówki to wszystko zależy, jakie one będą. Na jakim tłuszczu będą przygotowane, jakie będzie ciasto. Można przygotować takie drożdżówki, które będą niskokaloryczne, a jednocześnie smaczne i apetyczne. W Krakowie znam tylko jedną cukiernię, która takie przygotowuje – z cienkim ciastem i dużą ilością owoców – takie zdanie w sprawie drożdżówek ma prof. Małgorzata Schlegel-Zawadzka.

Dietetyk Magdalena Tymczewska-Engler uważa, że wraz z ustawą zakazującą sprzedaży niezdrowego jedzenia w szkołach, powinno się zintensyfikować akcję edukacyjną w środowisku szkolnym i domowym. – Dzieci powinny wiedzieć, dlaczego te produkty zostały im zabronione i czym powinny je zastępować. Ta ustawa to pierwszy krok do tego, aby poprawić sytuację żywieniową w Polsce – mówi dietetyczka. Jak ważne jest to, żeby wraz z nową ustawą prowadzić szeroką kampanię edukacyjną, świadczą wyniki badania pod hasłem „Przyszłość na talerzu” przeprowadzonego w sierpniu tego roku wśród dzieci w wieku 6-15 lat w ramach programu edukacyjnego „Tesco dla szkół”. Okazało się, że 50 proc. uczniów poproszonych o wskazanie zdrowych przekąsek, zaliczyło do nich... pączki i drożdżówki.

Magdalena Tymczewska-Engler podejrzewa, że nie tylko dzieci, ale nawet niektórzy rodzice nie wiedzą, jakie skutki, prócz otyłości, może powodować nadmierne spożycie cukru. A cukier, jak twierdzi dietetyczka, może wywoływać u dzieci rozdrażnienie, kłopoty z koncentracją i nauką. Dietetycy zgodnie podkreślają, że bardzo ważne jest też to, aby ograniczyć używanie soli kuchennej. Dzienna dawka soli, którą powinniśmy spożywać, to mniej więcej jedna łyżeczka. W ich opinii norma ta jest notorycznie przekraczana. Z drugiej strony uważają, że nie można też popadać w skrajność, bo dziecko nie zje nieprzyprawionych potraw. Minimalna ilość soli nie zaszkodzi. Tak samo jak inne przyprawy. Papryka czy pieprz mogą jedynie zwiększać apetyt, ale z drugiej strony przyspieszają trawienie. Polska nie jest pierwszym krajem w Europie, który zdecydował się wprowadzić zakaz podawania dzieciom niezdrowego jedzenia w placówkach oświatowych. Główny cel tych zakazów to walka z plagą otyłości wśród dzieci. Wcześniej na Węgrzech i w Danii wprowadzono podatek od śmieciowego jedzenia. Na Cyprze w szkołach może być sprzedawany tylko towar wytypowany przez tamtejsze ministerstwo. Na listach są produkty żywnościowe, w tym napoje (tylko w pojemnikach 200-250 ml), odpowiadające aktualnym zaleceniom dla danej grupy wiekowej. Doświadczenia wyżej wymienionych krajów wskazują na pozytywne skutki tych zabiegów. Jak będzie w naszym kraju? Trudno powiedzieć. Z ostatnich wypowiedzi szefowej resortu edukacji wynika, że rygory, związane z wprowadzeniem w życie ustawy na temat zdrowego żywienia dzieci, zostaną poluzowane.