- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Kolumna
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Piłka nożna – szansa czy zagrożenie?
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wychować piłkarza
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. A nasz chłopak piłkę kopie
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Boisko - moje życie
- ROZMOWA Z... Dla mnie nie było innej drogi
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Futbol? Ależ tak!
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Jedziemy po zwycięstwo
- POD ROZWAGĘ. Jak narkotyk
- POKÓJ PEDAGOGA. Telefon komórkowy
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Aborcja jako wymiar globalizacji?
- DUCHOWOŚĆ. Pewne zwycięstwo
- MISJE. Misje w Peru pachną deszczem
- MISJE. Dom dla misjonarzy
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Obraz Maryi w Ewangeliach
- PRAWYM OKIEM. Nie dajmy się wpędzić w smoleńską religijność
PRAWYM OKIEM. Nie dajmy się wpędzić w smoleńską religijność
Tomasz P. Terlikowski
strona: 22
Smoleńska sekta, smoleńska religijność – to jedno z najczęściej powracających określeń na sposób myślenia i działania części polskich katolików. Media głównego nurtu lubują się w tym określeniu i z coraz większą natarczywością próbują przekonać, że taki byt istnieje. Katolicy, także ci określani w ten sposób, muszą jednak zrobić wszystko, by określenie to odrzucić i zanegować.
Zdarza mi się uczestniczyć w obchodach miesięcznic smoleńskich, bywam w miejscach, w których odsłaniane są pomniki, a także tam, gdzie ludzie modlą się w intencji ofiar. Podzielam niemałą część opinii i przekonań grupy, która w mediach określana jest mianem „smoleńskiej sekty”. Ja także, tak jak oni, uważam, że rosyjskie śledztwo
i oparty o nie raport Komisji Millera jest skandaliczny i niczego nie wyjaśnia, podobnie jak oni uznaję, że katastrofa smoleńska była momentem autentycznego przełomu (nie wiem, tak jak nie wie tego nikt, w którą stronę sprawa się przełamie) zarówno narodowego, jak i w mniejszym stopniu, ale także zauważalnie, religijnego. Nie ma wątpliwości, że wydarzenie to na wiele lat, może nawet dziesięcioleci naznaczy historię naszego kraju. Nie mam też pewności, że w Smoleńsku nie doszło do zamachu, choć dopuszczam także inne przyczyny. Słowem jestem idealnym przedstawicielem grupy określanej mianem smoleńskiej sekty. Z perspektywy mediów mam tylko jedną wadę: nigdy nie odważyłbym się zakrzyknąć „Jarosław, Polskę zbaw”, bowiem za Zbawiciela uznaję tylko Jezusa Chrystusa i nie przekonuje mnie, że okrzyk ten jest tylko przenośnią. Czy nie jest to okrzyk fałszywy i niebezpieczny, bo wprowadzający dyskusję polityczną na za wysoki poziom?
Ale niezależnie od tych zastrzeżeń, w istocie Wojciech Maziarski czy Wojciech Mazowiecki, posługując się poręcznym określeniem sekta czy bardziej opisowym „religijność smoleńska”, właśnie takich ludzi jak ja mają na myśli. I dlatego właśnie tacy jak ja powinni na używanie tego terminu odpowiedzieć. A odpowiedź ta musi być jednoznaczna: nie jesteśmy zwolennikami smoleńskiej religijności, ale katolikami, którzy z perspektywy wiary próbują odczytywać znaki czasu, szukać religijnej interpretacji wydarzeń, także politycznych, a także modlić się za ofiary (wszystkie) i włączać owo wspomnienie w kontekst polskiej, a zatem katolickiej, religijności. Smoleńsk nie jest dla nas wydarzeniem zbawczym, nie należy do historii świętej. Jest jednak – by posłużyć się pięknym, soborowym określeniem „znakiem czasu”, który musimy odczytać, zinterpretować, także z perspektywy religijnej.
Bóg przemawia do nas przecież nie tylko przez Słowo Pisma Świętego, Tradycji i Magisterium Kościoła, ale także przez wydarzenia w świecie. Takim wydarzeniem była zarówno II wojna światowa, zniszczenie Warszawy (przepowiedziane jako kara za grzech dzieciobójstwa w łonach matek, o czym mówiła św. Faustyna Kowalska), jak i jest nim katastrofa smoleńska (niezależnie od tego, jakie są jej przyczyny). Szukanie tego, co Bóg mógł chcieć nam powiedzieć, dopuszczając tak wielką traumę jest zaś właśnie zadaniem ludzi wierzących. Zadaniem, które nie jest smoleńską religijnością, ale pozostaje zwyczajnym zadaniem chrześcijanina. Odczytywanie „znaków czasu” jest, o czym też nie wolno zapominać, zawsze zadaniem indywidualnym, dokonywanym na osobistą odpowiedzialność odczytującego.
Nie jest także niczym specyficznie „smoleńskim” przekonanie, że za zmarłych czy za Polskę trzeba się modlić. Modlitwa za państwo, za zmarłych, za przemianę czy nawrócenie, także w wymiarze narodowym (a nie znam nikogo, kto nie byłby zdania, że Polacy potrzebują nawrócenia), jest dla chrześcijanina czymś absolutnie oczywistym i niezbędnym. Stąd uznawanie, że modlenie się na Krakowskim Przedmieściu (niezależnie od politycznych poglądów) jest wyrazem jakiejś smoleńskiej religijności, dowodzi absolutnego niezrozumienia chrześcijaństwa.