- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Kolumna
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Piłka nożna – szansa czy zagrożenie?
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wychować piłkarza
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. A nasz chłopak piłkę kopie
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Boisko - moje życie
- ROZMOWA Z... Dla mnie nie było innej drogi
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Futbol? Ależ tak!
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Jedziemy po zwycięstwo
- POD ROZWAGĘ. Jak narkotyk
- POKÓJ PEDAGOGA. Telefon komórkowy
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Aborcja jako wymiar globalizacji?
- DUCHOWOŚĆ. Pewne zwycięstwo
- MISJE. Misje w Peru pachną deszczem
- MISJE. Dom dla misjonarzy
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Obraz Maryi w Ewangeliach
- PRAWYM OKIEM. Nie dajmy się wpędzić w smoleńską religijność
POD ROZWAGĘ. Jak narkotyk
Robert Tekieli
strona: 14
Panie Robercie, mojemu mężowi pewien dominikanin polecił rekolekcje medytacyjne u benedyktynów w Lubiniu. Na stronie internetowej rekolekcji jest podane, że jedną z sesji (dla bardziej zaawansowanych uczestników) ma prowadzić „Mikołaj Uji Markiewicz Zen Kannon Warszawa – psycholog i psychoterapeuta, praktykuje zen od ponad 30 lat, uczeń Rosi Kwonga, od którego w 2007 roku otrzymał przekaz Dharma Holdera, nauczyciel zen soto i lider sanghi Kannon w Polsce, od 1989 roku współpracuje z Ośrodkiem Medytacji Chrześcijańskiej w Lubiniu, gdzie od 2007 roku prowadzi regularne sesje zen w dialogu międzyreligijnym”. Wzbudziło to moje wątpliwości i podważyło zaufanie do sensu rekolekcji, w których ekspertami są wyznawcy duchowości dalekiej od chrześcijaństwa. Czy moje obawy są przesadzone?
Kamila
Witam Pani Kamilo. W mojej opinii te obawy nie są przesadzone. Czym innym jest dialog międzyreligijny, czym innym praktyka. Ten dialog mogą prowadzić wyspecjalizowane i kompetentne instytucje Kościoła powszechnego. Ale powierzanie wiernych w ręce nauczycieli zen jest zwyczajnie nierozsądne.
Benedyktyni z Lubinia znani są z prowadzenia warsztatów medytacyjnych, których przebieg otwiera katolików na wschodnie praktyki medytacyjne. Różnica pomiędzy katolicką modlitwą a buddyjską techniką jest zasadnicza. Boga, do którego kierowana jest modlitwa, żadną techniką do niczego nie jesteśmy w stanie zmusić. Nie ma więc żadnego powodu, by chrześcijan wprowadzać w techniki. Jeśli prowadzący medytację jako warunek dobrej modlitwy uznaje np. pozycję z wyprostowanym kręgosłupem, wykracza poza chrześcijaństwo. Jeśli chrześcijanin skłaniany jest przez benedyktyna czy dominikanina, by „opróżnił umysł” w trakcie modlitwy, to może być pewien, że jest właśnie wprowadzany w przestrzeń mistyki naturalnej. A ta nie ma nic wspólnego z poszukiwaniem Transcendentnego. Z poszukiwaniem Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba.
Z praktyki ignacjańskiej wiemy, że droga takiej wschodniej medytacji jest całkowicie różna od drogi modlitwy. Na rekolekcjach ignacjańskich do znajomej trafiła osoba wcześniej ćwicząca zen. Na codziennych rozmowach duchownych okazało się, że ta osoba nie jest w stanie się modlić, bo kiedy tylko wycisza się do modlitwy, automatycznie wchodzi w stan transu. Natychmiast wchodzi na drogę prowadzącą do pożądanych przez mistrzów zen stanów bezmyślenia. Wykluczało to oczywiście modlitwę. To są dwie zupełnie różne drogi.
Wystarczy głębiej sięgnąć w teksty na stronach grup propagujących „medytację chrześcijańską”, by znaleźć teksty mistrzów hiunduistycznych, którzy np. tłumaczą „jak ważne jest dla chrześcijan poznanie drogi energii kundalini”. Wejście w ten religijny język obcej chrześcijaństwu religii jest krokiem ku apostazji.
Chrześcijaństwo jest tak bogate w ortodoksyjne duchowości, że nie ma najmniejszego powodu, by praktykować na sposób buddyjski czy hinduistyczny.
By uniknąć zbędnych dyskusji cytat. Jak brzmi „Sutra Kannon przedłużająca życie?”. Tej właśnie sangi Kannon liderem jest zapraszany przez benedyktynów do prowadzenia katolików Mikołaj Uji Markiewicz. „Kanzeon, w jedności z Buddą, związany z wszystkimi Buddami, w przyczynie i skutku, z Buddą, Dharmą i Sanghą. Radosna, czysta, wieczna istota”. Czy trzeba kogokolwiek przekonywać, że wchodzący w takie klimaty katolik łamie pierwsze przykazanie?
Dlaczego katoliccy mnisi narażają siebie i ufających im wiernych na takie niebezpieczeństwa? Nie zakładam złej woli. Jednak z wielu świadectw wiem, że wschodnie praktyki medytacyjne uzależniają. A uzależnienie to nie tylko niezdolność do władania całą swoją wolą, to również zaciemnienie umysłu w kwestiach istotnych. Zwodziciele sami są zwiedzeni. Ja to rozumiem i nie formułuję oskarżeń. Jednak bardzo głośno trzeba wołać, pokazując niebezpieczeństwa związane z niektórymi szkołami „chrześcijańskiej medytacji”. Milczenie w tej kwestii jest zwyczajnym grzechem.
A do praktyków wschodnich medytacji mam jedną prośbę. Proszę, przestańcie praktykować wschodnią medytację na trzy miesiące. Człowiek wolny jest w stanie to zrobić. Jeśli nie jesteście w stanie odmówić sobie tego –czy to nie jest jak narkotyk?