- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Kolumna
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Piłka nożna – szansa czy zagrożenie?
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wychować piłkarza
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. A nasz chłopak piłkę kopie
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Boisko - moje życie
- ROZMOWA Z... Dla mnie nie było innej drogi
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Futbol? Ależ tak!
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Jedziemy po zwycięstwo
- POD ROZWAGĘ. Jak narkotyk
- POKÓJ PEDAGOGA. Telefon komórkowy
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Aborcja jako wymiar globalizacji?
- DUCHOWOŚĆ. Pewne zwycięstwo
- MISJE. Misje w Peru pachną deszczem
- MISJE. Dom dla misjonarzy
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Obraz Maryi w Ewangeliach
- PRAWYM OKIEM. Nie dajmy się wpędzić w smoleńską religijność
WYZWANIA
ks. Andrzej Godyń SBD
strona: 3
„Trzeba kochać to, co kocha młodzież, a wtedy młodzież pokocha to, co wy kochacie” – mówił św. Jan Bosko do pierwszych salezjanów. Co prawda, nie mogło mu jeszcze chodzić o piłkę nożną, która za jego życia dopiero raczkowała na dalekich Wyspach Brytyjskich, ale sport, podobnie jak muzyka, był zawsze popularny w oratorium księdza Bosko i wszędzie tam, gdzie salezjanie nieśli jego ducha. Salezjańska legenda mówi, że kiedy św. Jan Bosko miał „namaścić” swego następcę, to wybrał bł. Michała Ruę znanego ze swojej skrupulatności, oszczędności, wierności przepisom konstytucji i regulaminów salezjańskich. Kiedy jednak zakładał nowy dom, nie wysyłał księdza Ruy, zwanego przez salezjanów „żywą regułą”, ale Jana Cagliero, późniejszego misjonarza w Ameryce Południowej, pierwszego salezjańskiego biskupa i kardynała. Wiedział, że obecność pełnego poczucia humoru i radości życia ks. Cagliero gwarantuje, że w nowej placówce chłopcy będą mieli, obok nauki i katechizmu, sport i muzykę, będą gry i zabawy, powstanie orkiestra, a młodzież będzie wystawiała poważne i żartobliwe spektakle na oratoryjnej scenie. W duchu salezjańskim były to zawsze ważne sposoby prowadzenia młodych do Boga.
Ta metoda udowadniała swoją skuteczność na całym świecie. Jej owocem jest świętość błogosławionych wychowanków salezjańskich z Poznania, którzy w przedwojennym oratorium przy ulicy Wronieckiej grali w piłkę i tenisa stołowego, wystawiali jasełka, śpiewali w chórze i - jak pisali przed męczeńską śmiercią w grypsach z niemieckich więzień – to u salezjanów zahartowali swojego ducha.
Jednak skuteczność tej metody wychowawczej ma swój podstawowy warunek – sport, muzyka, teatr, wolontariat itp. nie mogą być celem, ale jedynie środkiem dla zbawienia dusz młodych ludzi. Włoscy salezjanie żartują czasem sami z siebie: trzeba kochać to, co kocha młodzież, np. piłkę nożną, wtedy młodzież, będzie kochała, to co my kochamy, czyli piłkę nożną. Gdyby tak rzeczywiście było to bylibyśmy solą, która straciła smak...
Zawołaniem księdza Bosko było i musi pozostać wśród jego duchowych spadkobierców: da mihi animas caetera tolle (daj mi dusze, resztę zabierz). Inaczej nie ma sensu. I nie działa.