- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Kolumna
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Piłka nożna – szansa czy zagrożenie?
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Wychować piłkarza
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. A nasz chłopak piłkę kopie
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Boisko - moje życie
- ROZMOWA Z... Dla mnie nie było innej drogi
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Futbol? Ależ tak!
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Jedziemy po zwycięstwo
- POD ROZWAGĘ. Jak narkotyk
- POKÓJ PEDAGOGA. Telefon komórkowy
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Aborcja jako wymiar globalizacji?
- DUCHOWOŚĆ. Pewne zwycięstwo
- MISJE. Misje w Peru pachną deszczem
- MISJE. Dom dla misjonarzy
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Obraz Maryi w Ewangeliach
- PRAWYM OKIEM. Nie dajmy się wpędzić w smoleńską religijność
MISJE. Misje w Peru pachną deszczem
Aleksandra Słomska, Bernadetta Jamróz
strona: 18
Ludzie w wioskach andyjskich uprawiają jedynie ziemniaki, którymi sami się żywią. W rejonie Cusco, ze względu na bardziej sprzyjający mikroklimat, uprawiają kawę i owoce. Część upraw wędruje na lokalne stragany. Poza kawą i owocami potomkowie Inków uprawiają również kokę.
Koka w rejonie Cusco, pradawnej dolinie Inków, nie jest postrzegana jako narkotyk, ale jako zioło lecznicze. Peruwiańczycy piją z niej herbatę – mate de coca, która ma właściwości pobudzające. Napar z tych liści łagodzi objawy choroby wysokogórskiej – zwanej tam soroche. Zabija głód, który nierzadko doskwiera peruwiańskiej ludności. Żują ją też jak gumę do żucia. Ziele dodaje siły, ma dużo wartości odżywczych, nie ma nic wspólnego z narkotykami. Sami zwierzają się niejednokrotnie misjonarzowi, mówiąc: „Księże, ja nic nie zjadłem przed wyjściem, tylko tę kokę i wracam dalej do pracy na polu. Jedynie wieczorem jem posiłek”.
Kiedyś koka była świętym zielem Inków. Specyfik ma mnóstwo minerałów, pomaga na wiele chorób. Z tych samych liści po odpowiedniej ekstrakcji chemicznej uzyskiwana jest kokaina – od 1988 r., oficjalnie uznana przez ONZ za środek odurzający. W liściach koki ilości kokainy są bardzo małe. Do wytworzenia 10 dekagramów tego białego proszku potrzeba około 16 kilogramów liści koki – a więc herbatka z kilku listków jest w zasadzie niegroźna. Jednakże Peru należy do jednego z trzech światowych ośrodków produkujących narkotyki, obok Boliwii i Kolumbii. Ich odbiorcami są kraje bogatej Północy – głównie Stany Zjednoczone. Według raportu Białego Domu z 2008 roku, w Peru znajduje się 30 procent wszystkich upraw koki. Europejskimi odbiorcami tego produktu jest Wielka Brytania, Hiszpania i Holandia.
Potrzeby na placówkach misyjnych w Peru są podstawowe – brakuje jedzenia, ubrań, przyborów szkolnych dla dzieci, wiele domów nie ma kanalizacji ani prądu. Miejsce, w którym pracuje ks. Dariusz Sobczak SDB jest prawie całkowicie odcięte od elektryczności. Nie ma tam Internetu, co jest naturalną konsekwencją wysokości terenu, na której położona jest placówka – ponad 4 tys. m n.p.m. Po zakupy trzeba jeździć do Cusco, co zajmuje ponad trzy godziny. Wszystkie najważniejsze sprawy są załatwiane przez telefon.
Drogi dojazdowe w górach są bardzo strome i kręte. Na wysokości 4 tys. m n.p.m. często zdarzają się wypadki. To niejedyny problem. W pewnym momencie droga się kończy i trzeba iść spory kawał pieszo. Jeśli masz jeszcze jakiś bagaż, to idziesz objuczony prawie jak muł, który zwykle ma za zadanie pomóc w takich eskapadach. Każda wizyta u mieszkańców parafii to długa wyprawa z przygodami. Dodatkowo wioski porozrzucane są na różnych wysokościach. Wiąże się to z szybką zmianą klimatu. Od upału i wilgoci po suche mroźne powietrze z widokami przyklejonych do skał resztek śniegu. Do tego dochodzi odmienna mentalność ludzi. Na przykład w wyższych partiach gór, gdzie jest dość zimno, ludzie są skryci i nieśmiali. Z kolei kiedy dojdziemy w rejony niższe, klimat przypomina wręcz tropiki. Trzeba przygotować się na wybuchowe temperamenty mieszkańców. Do takiej wyprawy trzeba się odpowiednio ubrać, żeby po drodze móc zdjąć z siebie grube ubrania i wejść spokojnie w strefę tropikalną.
W lutym, kiedy zaczyna się karnawał, można spróbować dania puchero tradycyjnie zwanego timpu – przygotowywanego z wołowiny, boczku i głowy baranka. Wszystko zapieczone i podawane z warzywami. W Wielkim Tygodniu mieszkańcy tego regionu jedzą dwanaście specjalnych potraw na pamiątkę dwunastu apostołów. Dania te nie zawierają mięsa jako znak umartwienia przed męką Pana Jezusa.
W Poniedziałek Wielkanocny ulicami Cusco przechodzi wielka procesja. W 1650 roku dzięki modlitwom do Chrystusa czczonego w wizerunku Chrystusa od Dobrej Śmierci została powstrzymana fala trzęsień ziemi, która niszczyła miasto. Krzyż Senor de los temblores, czyli Pana Trzęsień Ziemi obnoszony jest po różnych uliczkach Cusco. Szczególnie ważną rolę w tym święcie odgrywa kwiat szałwii. Dawniej służyła jako ofiara dla bogów Kon i Wiracocha. Dziś służy do ozdabiania krzyża, a przede wszystkim zaplata się z niej koronę cierniową na głowę Ukrzyżowanego. Szkarłatny kolor płatków rośliny symbolizuje krew Jezusa.
W Peru co region to inne jedzenie. Popularne dania składają się z kukurydzy, ziemniaków, chili, owoców morza. Najbardziej znana peruwiańska potrawa to ceviche, czyli surowa biała ryba marynowana z chili, cebulą i cytryną, podawana z kukurydzą lub ziemniakami. Mało kto wie, że ziemniaki przywędrowały do nas właśnie z Peru i to tutaj jest ich kolebka. Inną znaną potrawą jest smażona na głębokim oleju cuy – czyli świnka morska. Ma ona niezwykle delikatne mięso i uchodzi za specjał w domach Peruwiańczyków, a w turystach wywołuje sprzeczne uczucia. Kiedy więc chcesz zagościć w jednym z lokalnych domów, przygotuj się na ucztę z tego zwierzątka.
Im wyżej w góry, tym ludzie zjadają mniej ryb, a więcej mięsa z hodowlanych zwierząt. Dla nas Polaków może się to wydawać śmieszne, ale daniem narodowym Peruwiańczyków jest kurczak z frytkami. Ustanowiono z tej okazji nawet święto narodowe Kurczaka Pieczonego. W rejonach ubogich podczas tego święta gotuje się rosół z części kury. Do tego pije się kawę lub napary z lokalnych ziół, ale też i napoje gazowane takie jak w Europie, ale dużo bardziej słodkie.
Ludzie w Peru są gościnni, chetnie dają schronienie i pożywienie misjonarzowi w swoich chatach krytych strzechą. A kiedy zdarza się, że nawałnice niszczą wszystkie plony, to w obliczu takich sytuacji szukają pomocy u Boga, bo wiedzą, że nic i nikt inny nie jest w stanie zaradzić takim problemom. Wtedy zapraszają księdza do swojej wioski, proszą o błogosławieństwo, przyjmują sakramenty i na nowo nawracają się.
Ks. Dariusz Sobczak, salezjanin, od prawie dwudziestu lat pracuje jako misjonarz w Peru, w południowych Andach. Wyjechał tam do pracy zaraz po święceniach kapłańskich w 1995 roku.