- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Grupy Rodziny Salezjańskiej
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Ku cywilizacji ekologicznej
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. W harmonii ze sobą i środowiskiem
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Śmieciarkowa gratka
- ROZMOWA Z ... Moja siostra Ziemia
- GDZIEŚ BLISKO. Jeszcze czasami rzucam papierki
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. W trosce o środowisko
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Harmonia życia
- DUCHOWOŚĆ. Odczucie Boga
- POD ROZWAGĘ. Mój obrońca amulet
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Droga Krzyżowa
- MISJE. Nadal niewiele wiem o Afryce
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Historia ze sztandarem w tle
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- POKÓJ PEDAGOGA. Kłopotliwa dziesiąta muza
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- PRAWYM OKIEM. Nie karmić dzieci kulturowymi chipsami
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 22
Wyprzedaż! Hura! W końcu coś dla ciała! W końcu matce też się należy! Dobra, wiem, bez entuzjazmu. Męża trzeba ciągnąć, bo ktoś musi płacić. A jeśli zabieram Tomka, to potomków również. Coś za coś – jeśli zostawię ich w domu, sama będę płacić, więc ryzykuję. Trzeba się tylko odpowiednio nastawić psychicznie i przygotować na każdą ewentualność. Zakładam zatem, że Olkowi ze trzy razy zachce się siusiu, Seweryn będzie bez przerwy głodny, a Tomasz zapragnie nabyć model okrętu Bismarck, który później położy na szafie do bliżej nieokreślonej chwili, kiedy będzie miał czas go skleić. Nic to. Stawiam ich w rzędzie i daję wykład:
– Olgierd, proszę zrobić siusiu przed wyjściem. Seweryn – bez nerwów, mama zabiera coś do jedzenia. Tomuś, tylko proszę cię, na modele do sklejania się nie zgadzam, wybierzesz sobie jakąś koszulę, bo jest ci potrzebna nowa.
Głęboki oddech i startujemy. W pierwszym sklepie podłoga śliska. Zanim zdążę zanotować ten fakt, dzieciaki dają popis lepszy niż w „Tańcu na lodzie”. Obywa się jednak bez strat w ludziach i kościach. Nie wpisują nas też na tablicę: „Tych klientów nie obsługujemy”.
Sklep drugi całe szczęście jest wyposażony w kino dla dzieci. Mam mnóstwo czasu na przymiarki i wybór. Kiedy w końcu zaopatrzona w prześliczną spódnicę odnajduję rodzinę, Tomek stawia opór:
– Idź sobie jeszcze coś poszukaj, za 15 minut skończy się bajka, to dopiero wyjdziemy!
W trzecim sklepie wieszaki zawieszone są bardzo wysoko. Powoduje to rozbawienie personelu, który słyszy tylko nawoływanie na cztery głosy: – Olek! Mama! Seweryn! Tata! Zupełnie jak na grzybach w lesie. W porę dobiegam do Olka z chusteczką, bo widzę, że zamierza wydmuchać nos w coś, co po prostu jest najbliżej. Coś błyszczącego, ozdobionego koralikami i za kosmiczne pieniądze. Ups, bylibyśmy w tym sklepie spaleni.
Opuszczamy centrum handlowe w pełni zaopatrzeni. Nikt nie chciał siku, nikt nie wolał o jedzenie... Mam takie niejasne przeczucie, że to jakaś zmowa, żeby postawić mnie w stan zupełnego osłupienia.
I udało się!