- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Grupy Rodziny Salezjańskiej
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Ku cywilizacji ekologicznej
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. W harmonii ze sobą i środowiskiem
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Śmieciarkowa gratka
- ROZMOWA Z ... Moja siostra Ziemia
- GDZIEŚ BLISKO. Jeszcze czasami rzucam papierki
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. W trosce o środowisko
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Harmonia życia
- DUCHOWOŚĆ. Odczucie Boga
- POD ROZWAGĘ. Mój obrońca amulet
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. Droga Krzyżowa
- MISJE. Nadal niewiele wiem o Afryce
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Historia ze sztandarem w tle
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- POKÓJ PEDAGOGA. Kłopotliwa dziesiąta muza
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- PRAWYM OKIEM. Nie karmić dzieci kulturowymi chipsami
GDZIEŚ BLISKO. Jeszcze czasami rzucam papierki
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
strona: 10
Jedni będą grzmieć: „Ziemia, to nasz wspólny dom, podcinamy gałąź, na której siedzimy, ograniczmy emisję gazów cieplarnianych!”. Inni przykują się łańcuchami do drzew, żeby bronić żab i nie będzie ich obchodziło, że w tym czasie, morduje się dzieci, jeszcze inni będą dowodzić, że Matka Natura świetnie by sobie poradziła, zadbałaby o swoje stworzenia i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to jedno niesforne i wielce kłopotliwe – człowiek. Ale są też i tacy, których ideologia w ogóle nie zainteresuje, za to będą uczyć dzieci, że dobrze jest nie śmiecić w lesie, nie marnować wody, gasić zbędne żarówki i zabiorą je na wakacje w naprawdę czyste miejsce. A to wszystko pod jednym wspólnym szyldem – ekologia.
Są oczywiście i tacy, którzy nie identyfikują się z żadną z tych grup, a na hasło „ekologia” popukają się w czoło, może rzucą na odchodne: bla, bla, bla… i pójdą myć samochód nad rzekę albo pić tam piwo, „utylizując” butelki w wodnym nurcie.
Niewątpliwie jednak Ziemia jest darem Boga dla nas i możemy być pewni, że zostaniemy rozliczeni z tego, jak „uczyniliśmy sobie ją poddaną”. Ekologia pojmowana jako troska o przyrodę jest więc bez wątpienia dobrem. I naszym obowiązkiem. Niestety, posługując się hasłami ekologicznymi, można dziś wiele (i niekoniecznie będzie to miało wspólny mianownik z troską o naszą planetę i wszystkich jej mieszkańców). Można np. wspiąć się na wyżyny kariery politycznej, osiągając upragnioną władzę, można zastąpić sobie religię, można żyć w przekonaniu o swojej mocy sprawczej (sądząc, że jako ludzie mamy wpływ nawet na klimat).
Ideologia
W 2003 r. Watykan wydał dokument dotyczący New Age „Jezus Chrystus dawcą wody żywej”. Zawarł w nim także uwagi na temat ekologii, a właściwie zagrożeń z nią związanych. Można w nim m.in. przeczytać, że niektóre nurty New Age szerzą ekologię będącą bałwochwalstwem. Natura jest przez nie postrzegana jako żywy byt, który ludzie usiłują opanować. Co więcej, Ziemia jest dla nich boginią (Matką lub Gają), która zapełnia lukę między Bogiem Ojcem i stworzeniami.
W takim ujęciu już nie człowiek, jak uczy Kościół, jest w centrum stworzenia. Konsekwencją tego jest przesadna troska o zwierzęta z równoczesną zgodą na aborcję, eutanazję, eksperymenty na ludzkich zarodkach… Człowiek powinien się czuć winny, bo się pojawił, dopóki go nie było Natura radziła sobie doskonale.
Zupełnie inną sprawą jest histeria dotycząca tzw. gazów cieplarnianych, której ogromne konsekwencje (nie tylko ekonomiczne) ponoszą biedniejsze państwa, a wygląda na to, że będą ponosić jeszcze większe. Narody się jednoczą w utopijnej walce z wiatrakami, działacze dostają nagrody i… nadal nic z tego nie wynika. Może tylko odwrócenie uwagi od rzeczy o wiele bardziej istotnych.
Wychowanie
Na dole jednak wygląda to zgoła inaczej. Lokalne fundusze ochrony środowiska proponują naprawdę istotne działania i wiele programów, z których chętnie korzystają przedsiębiorstwa, osoby indywidualne, a nawet wychowawcy. I rzeczywiście przynosi to wymierne efekty. Szczególne znaczenie ma to na terenach zanieczyszczonych i zdewastowanych. Np. na Górnym Śląsku.
Z programów tych korzysta także świetlica prowadzona przez Salezjańską Organizację Sportową przy Salezjańskim Zespole Szkół Publicznych w Zabrzu. Wychowawcy, nauczyciele i animatorzy uznali, że gdzie jak gdzie, ale wśród szpecących hałd i wszechobecnych zakładów przemysłowych ekologicznie wychowywać trzeba. I wzięli się do dzieła. Organizują warsztaty ekologiczne, badania na profesjonalnym sprzęcie, festyny, quizy, konkursy, pogadanki, wycieczki, a nawet obozy wakacyjne.
Wiceprezes zabrzańskiego Salosu – Rafał Strzelecki – najbardziej chyba zadowolony jest z wycieczki do Elektrowni Szczytowo-Pompowej na Górze Żar. ”Młodzież mogła zwiedzić tę elektrownię w całości – opowiada – a nie jest to taka prosta sprawa, bo na wejście na jej teren nie zawsze można uzyskać pozwolenie. A nam udało się pokazać ją prawie 300-osobowej grupie.” Rozwiewa też moje wątpliwości, związane z tym, dlaczego organizacja sportowa zajęła się ekologią. „Ekologia, to nie tylko ochrona środowiska – tłumaczy – ale także szeroko pojęta promocja zdrowego stylu życia, a więc sportu, rekreacji, odpowiedniego odżywiania, przebywania na świeżym powietrzu.”
Niektóre projekty realizowane w zabrzańskiej świetlicy skierowane są do dzieci biednych i wychowawczo zaniedbanych, jak np. „Eko-tour”, który polegał na organizowaniu wycieczek dla dzieci zagrożonych wykluczeniem społecznym z obszarów zdegradowanych przemysłowo w miejsca ekologicznie czyste.
Ekologia, to także doskonały punkt wyjścia do formacji, na co zwrócił uwagę ks. Sylwester Rozemberg, prezes Salosu i dyrektor salezjańskiej wspólnoty w Zabrzu. „Dbałość o zdrowie, o środowisko ma także wymiar religijny, o tym też trzeba pamiętać – tłumaczy ks. Sylwester – dopiero, jak dołożymy jeszcze tę perspektywę możemy mówić o ekologii jako całości. W te działania powinni się włączyć wszyscy – dodaje – rodzice, wychowawcy, księża, dopiero wówczas mogą przynieść efekt wychowawczy. Choć u nas już teraz małe efekty są widoczne, dzieci inaczej zachowują się na wycieczkach, wiedzą na przykład, że śmieci nie wolno im zostawić w lesie”.
Efekty ekologicznej działalności zabrzańskiej wspólnoty wychowawczo-duszpasterskiej zauważył także Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, przyznając w zeszłym roku Stowarzyszeniu Lokalnemu Salezjańskiej Organizacji Sportowej Nagrodę „Eko Aktywni”.
Dzieci
Nagroda rzecz jasna cieszy, tylko czy ma znaczenie dla samych dzieci? Dla wychowawców jest na pewno źródłem satysfakcji i zastrzykiem finansowym dla ich działalności, ale dla dzieci liczy się o tyle, o ile pozwoli na realizację kolejnych badań, przy których będą się świetnie bawić czy obozów, które będą miesiącami wspominać.
Postanowiłam zapytać je same, jak się ma rzecz z tą ekologią w świetlicy. Z ekologią? Wydają się zdziwione pytaniem. Z jaką ekologią? Nie bardzo wiedzą, o czym mówię. Wniosek pierwszy – teoretycznych pojęć nie znają.
Próbuję, więc badać, jak się ma rzecz z praktyką. Pytam o obozy w Tatrach, o konkursy, wykłady. Trochę się ożywiają. Opowiadają, jakie były… dyskoteki, że starsi koledzy i ksiądz musieli nosić Kevina na barana, jak szli w góry, bo kiedy pojechał pierwszy raz, to miał sześć lat i nie nadążał za grupą, że fajny był konkurs karaoke. Zaczynam się czuć zupełnie pokonana, ale na szczęście Kasia przypomina sobie o obozowych pogadankach na temat oszczędzania wody, wyłączania „światła”, nieśmiecenia w lesie. Julka dorzuca, że był konkurs rysunkowy (z żalem dodając, że ksiądz niestety nie wybrał jej rysunku), a sprawę kończy Weronika stwierdzeniem, że w domu ma zepsuty kran, z którego wciąż kapie woda, a na dodatek wszystkiego tata, jak myje ręce, to nie zakręca wody podczas namydlania…
Odetchnęłam. Jednak wiedzą, co w trawie piszczy z tą ekologią, choć nie zdają sobie sprawy, że to się właśnie tak nazywa. Ale teoria nie jest im potrzebna, jeśli w praktyce będą dbały o środowisko i o własne życie i zdrowie. A wygląda na to, że dbają, jeśli przeszkadza im cieknący kran i niewyłączane światło (ktoś z nich był w tej kwestii tak gorliwy, że w ciemnościach na mamę przewróciła się choinka)!
Moje wątpliwości na dobre rozwiało wstydliwe, ale jakże szczere, wyznanie jednej z dziewczynek, rzucone już na odchodne: „A ja, proszę pani, jeszcze czasami rzucam papierki na ulicę. No, może nawet często…”. No i proszę, świadomość ekologiczna, jak nic.