facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2007 - styczeń
OKIEM RODZIA. Nie dajmy się zwariować

Ewa Rozkrut

strona: 7



Mamusiu, ona zabrała mi gumkę! – Jesteś głupi, nienawidzę Cię!

W ciągu dnia niejednokrotnie słyszymy takie wymiany zdań, niekiedy dochodzą do tego bójki. Może to odebrać nie tylko siły witalne, ale też radość życia. Nasza wytrzymałość zaczyna maleć w zastraszającym tempie i zamiast zapanowania nad komunikacją między dziećmi, wpadamy w pułapkę rozwiązywania za nie wszelkich problemów, tak „dla świętego spokoju”. Oczywiście takim działaniem nie wprowadzamy pożądanego ładu, jedynie na chwilę wyciszamy skutki, nie usuwając przyczyny.

Po wielu niepowodzeniach w tej kwestii, przy licznej rodzinie, oraz po rozmowach z wieloma innymi rodzicami, dopracowaliśmy się z mężem pewnej metody. Najpierw ustaliliśmy jednakowy sposób reagowania na niepożądane zachowania dzieci. Już nie mogły wykorzystywać rozdźwięku w tej sferze między nami, wzmocniliśmy tym samym nasze oddziaływania wychowawcze. Następnie poszukaliśmy sposobów szybkiego dochodzenia do siebie, relaksowania się, szczególnie w chwilach, gdy wpadniemy w złość. Koniecznie trzeba doprowadzić siebie do równowagi, gdyż demonstrowanie wściekłości i histeryczne rozdawanie kar zawsze prowadzi do porażki. Dlatego gdy czujemy wzrost tego typu namiętności, jak najszybciej staramy się sobie pomóc. Nie wolno żałować na to czasu, bowiem o ile nie leje się krew i wzajemne przepychanki nie grożą uszczerbkiem na zdrowiu, dzieci powinny odczuć efekty swojego zachowania, taki dyskomfort przyda im się i śmiało możemy je pozostawić w swoim towarzystwie. A my najlepiej, jeśli zajmiemy się wyciszeniem swoich własnych emocji.

Niektórym dorosłym pomaga wypicie herbaty w jakimś ustronnym miejscu albo policzenie do dziesięciu (na mnie to nie działa). Czasem samo uświadomienie sobie swojego stanu obniża poziom narastającej w nas agresji, ale to trzeba potrenować. Wiele razy przekonałam się, że gdy zbyt emocjonalnie angażowałam się w spory dzieci, to zamiast stać się rozjemcą, byłam stroną, zaczynałam się denerwować, złościć i krzyczeć. Zawsze to była moja przegrana. A najważniejsze w takich chwilach – to nie przejmować poziomu emocji dzieci. Nie krzyczeć, nie wściekać się, czyli nie zachowywać się tak samo jak one w danej chwili. Jesteśmy dorośli i naszym zadaniem jest spojrzenie na sytuację „z góry”, obiektywnie. Nie warto forsować argumentów w rodzaju „ustąp mu, bo jesteś starszy”. Reagowanie w każdej sytuacji nie przynosi dobrych efektów, niczego nie nauczymy dzieci, a sami możemy popaść w jakąś nerwicę, bowiem ciągłe rozdzielanie, wyciszanie kłótni nie pozostanie bez wpływu na rozjemców.

Kiedy sprawy zajdą już za daleko i rzeczywiście trzeba wkroczyć, dobrym sposobem jest rozdzielenie towarzystwa bez wskazywania winnych. Dzieci najpierw muszą ochłonąć, na rozmowę przyjdzie czas później. Dopóki są zamknięte w sobie i tylko udają, że słuchają, to szkoda czasu na wszelkie wyjaśnienia. Nasz spokój, opanowanie niemal automatycznie wprowadzą dyscyplinę (w dobrym tego słowa znaczeniu). Można po jakimś czasie zaaranżować wspólne zajęcia, które przyniosą uspokojenie emocji. Kiedyś zaproponowałam przygotowanie podwieczorku, ale warunkiem współpracy miał być miły nastrój w kuchni, gdyż kłótnie lub marsowe czoła nie sprzyjają pieczeniu ciasta.

Gdy dzieci były młodsze, wprowadziliśmy „czarodziejskie słowo” i po jego wypowiedzeniu trzeba było natychmiast zmienić swoje zachowanie. To rzeczywiście działało. Takie słowo wybieraliśmy wspólnie, po to by dzieci mogły je poznać. Dobre rezultaty odnosiło także zapraszanie „agresora” do wyznaczonego pokoju, by przez określony czas przemyślał swoje postępowanie. Taki pomysł poddały starsze dzieci podczas wspólnej rozmowy o życiu rodzinnym. Uważały, że przynosi dobre rezultaty i jednocześnie nikogo nie poniża. Ponadto ma jeszcze jedną zaletę: w chwilach silnych emocji rodzice mogą popełnić wiele błędów.