facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2019 - listopad
Inkulturacja i Wcielenie

Tomasz P. Terlikowski

strona: 29



Inkulturacja Ewangelii jest i pozostaje drogą Kościoła, ale spór o jej głębokość stawia nas przed pytaniami o realność Wcielenia.

W momencie, gdy większość czytelników będzie miała mój tekst w rękach, synod na temat Amazonii dobiegnie już końca, ale pytania, jakie są przez niego zadawane, pozostaną aktualne. A jednym z najważniejszych z nich jest i pozostaje pytanie o to, na ile głęboka powinna być inkulturacja, jak ją realizować i czy każda kultura powinna mieć na przykład własną liturgię. Ojcowie synodalni akurat na to ostatnie pytanie odpowiedzieli twierdząco, a ja choć akurat do tego postulatu mam stosunek negatywny, nie będę polemizował z samą ideą.

Dlaczego? Bo wydaje mi się, że naprawdę istotny jest zupełnie inny problem, a mianowicie pytanie o Wcielenie i Objawienie. Zwolennicy najgłębszych koncepcji inkulturacji zdają się przyjmować założenie, że miejsce i czas Wcielenia, a także historia Kościoła są w istocie pozbawione znaczenia. Owszem Jezus został Żydem, a urodził się w imperium rzymskim, w którym językiem potocznym była greka, ale… to w istocie nie miało znaczenia. Przypadkowe byłoby także to, że teologia chrześcijańska, a później katolicka kształtowała się wewnątrz tradycji grecko-rzymskiej i że wpłynęła na jej kształtowanie zarówno filozofia Platona, Plotyna, Arystotelesa, jak i stoików, i to wpłynęła tak bardzo, że nie da się jej zrozumieć bez odniesienia do tych właśnie idei. To samo przesłanie, ten sam przekaz można by jednak, ich zdaniem, wyrazić w innym języku, w innych obrazach, a także w innej filozofii.

Teologiczne takie myślenie dowodzi, w pewnym sensie, braku zrozumienia głębi Wcielenia, jego absolutnej nieprzypadkowości. A przecież Bóg wcielił się nie tylko w konkretnym ludzie i narodzie, ale także ustanowił Kościół, który rozwijał się w konkretnych warunkach. Hellenizacja i romanizacja chrześcijaństwa nie są przypadkowymi elementami historii Kościoła, ale można powiedzieć, że są „zamierzone” przez Boga. To, że chrześcijaństwo wyraziło się w języku filozofii greckiej i rzymskiego prawa nie jest przypadkiem ani wypadkiem przy pracy, ale faktem dziejów wyrażania się Objawienia. Nie da się ani zdehellenizować, ani zdelatynizować teologii chrześcijańskiej, bo – nie wydaje się – by istniał lepszy język, lepsza filozofia i lepsze sposoby myślenia do jej budowania. Nie odbiera to wartości innym systemom religijnym czy filozoficznym, a jedynie przypomina, że mają one radykalnie inne fundamenty, które nie wydają się nadawać do wyrażania głębi Objawienia. Tym bardziej nie wydaje się, by koniecznym elementem przemawiania do ludzi innych kultur było „cofanie” rozwoju chrześcijaństwa i wyrażanie go w kategoriach szamanizmu czy innych religii bardziej pierwotnych. Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem, i podobnie chrześcijaństwo – takie jakim jest w XXI wieku – wchodzi w inne kultury nie po to, by pozostawić je na ich poziomie, ale by podnieść je ku Bogu. Nie, nie oznacza to, że nasza cywilizacja jest najlepsza, ale że nie ma chrześcijaństwa bez greckich, rzymskich wpływów, a liturgia – choć może się rozwijać – nie powinna być sprowadzana do poziomu gry rozmaitymi systemami religijnymi.

Dlaczego? Dlatego, że lex orandi zawsze pozostaje lex credendi. Przesadna, nieuporządkowana, entuzjastyczna wobec innych kultur inkulturacja liturgii pociągać za sobą może bardzo poważne skutki teologiczne, by nie powiedzieć wprost, prowadzić do teologicznych błędów. 