- Miłosierdzie jest dowodem tożsamości naszego Boga
- od redakcji
- Bóg pilnuje moich dzieci
- AMERYKA POŁUDNIOWA: Miejsce narodzin misji salezjańskich
- Sudan Południowy Dzieci z miasta Wau
- Generator prądu dla misji Bosconia w Peru
- Z „Iskrą Miłosierdzia” do papieża Franciszka
- Sposób na dobry charakter
- Salezjanie z Moskwy
- Sześć słów o miłosierdziu: „Wzruszył się”
- Boże serce
- Jak wychowywać dziewczeta. Nikt nie może żyć sam, czyli budowanie relacji przyjaźni
- Wierność prawu Bożemu w życiu osobistym i społecznym
- Negatywne nastawienie utrudnia kontakt
- Wywiadówka to czas trudny dla nauczycieli, ale chyba jeszcze trudniejszy dla rodziców.
- Niech ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi
- Z wiary matki
- Pokój i Radość <”))><
- Sól, która traci smak, jest niepotrzebna
Z wiary matki
Ks. Marek Chmielewski sdb
strona: 26
Ks. Bosko wychował się właściwie bez ojca. A przecież nikt nie wątpi w jego ogromną wiarę. On jest jednym z tych, którzy wiarę zawdzięczają matce. Niech ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi Powszechne jest przeświadczenie o roli ojca w wychowaniu dzieci do wiary. Świetnie wyrażają tę prawdę wspomnienia ks. A. Duvala, kapłana muzyka działającego bezpośrednio po Vaticanum II. Mówił on, że u korzeni jego powołania stanęła wiara jego taty. „Do dziś porusza mnie wspomnienie mojego ojca. Zmęczony pracą na roli klękał po kolacji na podłodze, opierał łokcie na siedzeniu krzesła i ukrywał twarz w dłoniach. Nie spoglądał na nas, nie podnosił głowy, nie pokaszliwał, nigdy nie okazywał zniecierpliwienia. A ja myślałem sobie: jaki Bóg musi być wielki, jeśli mój ojciec przed nim klęka, ale i jak bardzo bliski ludziom, skoro mój ojciec rozmawia z Nim w zwykłym ubraniu roboczym”. Przy okazji takich świadectw, nieodparcie wracało do mnie pytanie: „A co z tymi, którym taty zabrakło?”. W sukurs przyszedł mi Kieślowski ze swoim „Dekalogiem I” (1988). Krzysztof (Henryk Baranowski), pracownik naukowy, ateista tłumaczył świat małemu synowi Pawłowi (Wojciech Klata) za pomocą empirycznych doświadczeń i wyliczeń. Syn ufny w przekaz ojca przed Wigilią Bożego Narodzenia wyszedł poślizgać się na łyżwach na osiedlowym stawku. Ojciec wyliczył, że lód powinien wytrzymać ciężar chłopca. Niestety, stało się inaczej i malec utopił się. Zanim do tego doszło, Paweł często odwiedzał swoją ciocię (Maja Komorowska) Irenę, siostrę Krzysztofa. Ciocia zapisała Pawła na katechezę. Gdy kiedyś odwiedził ją po lekcji religii ona pokazała mu swoje zdjęcie z Janem Pawłem II. Wtedy chłopiec zapytał o Boga. „Bóg jest. To bardzo proste” – mówi ciocia.„Kim On jest?” – pyta chłopiec. Ciocia zamiast odpowiedzi tuli go do piersi i pyta: „Co czujesz?”. „Kocham Cię!” – wyznaje dziecko. „I on w tym jest!” – mówi ciocia Irena. Ks. Bosko wychował się właściwie bez ojca. A przecież nikt nie wątpi w jego ogromną wiarę. On jest jednym z tych, którzy wiarę zawdzięczają matce. Jego matka, Małgorzata Bosco, z domu Occhiena (1788-1856) była prostą, niepiśmienną chłopką z okolic Turynu. Gdy Janek miał dwa lata, zmarł jej mąż Franciszek. Małgorzata została wdową z trojgiem synów: Antonim, Józefem i Janem. Mama pomimo propozycji ponownego zamążpójścia nigdy nie poszła tą drogą. Mówiła: „Bóg dał mi męża i go zabrał. Mąż powierzył mi synów w chwili śmierci. Byłabym wyrodną matką, gdybym ich zostawiła, gdy tak bardzo mnie potrzebują”. Mama wiedziała, że choć niewiele posiada, może i powinna dać synom swe uczucie, zadbać o ich wiarę, nauczyć uczciwego życia. Aby przekazać im zasady wiary i ukształtować w nich świadomość obecności Bożej odwoływała się do prostego katechizmu. Już przy pobudce, przypominała: „Dobre dziecko Boże, zaraz po przebudzeniu, czyni znak Krzyża świętego!” oraz „Kiedy się ubieracie, możecie odmówić Aniele Boży”. Trzy razy dziennie recytowała z chłopcami Anioł Pański, niezależnie od tego, czy byli w domu, na łące, w kościele. Codziennie też wspólnie odmawiali różaniec. Po wieczornych modlitwach wraz z mamą chłopcy oddawali swe dusze i serca Jezusowi, Maryi i św. Józefowi. Mama Małgorzata katechizowała synów przez krótkie pouczenia: „Bóg cię widzi”, „Z Bogiem nie ma żartów”, „Bóg jest dobry”, „Mamy mało czasu, aby czynić dobro”. Umiejętnie też przygotowywała synów do sakramentów. Najpierw omówiła wszystko z proboszczem. Potem uczyła dzieci katechizmu. Na jakiś czas przed spowiedzią, a potem komunią św. nauczyła ich specjalnych modlitw. Pomogła im odbyć rachunek sumienia i przygotować się do spowiedzi. W dzień komunii zadbała, aby świętowali, modlili się, byli wolni od obowiązków, mieli czas na „kontemplowanie” Boga. Chłopcy uczestniczyli też w codziennej katechezie miłosierdzia, kiedy mama przyjmowała do domu żebraków, uciekinierów, głodnych, bezdomnych. Wszystkich karmiła, czyściła, pozwoliła im odpocząć. Każdy był przychodzącym do domu Jezusem. To wszystko otaczała serdecznością, ciepłem, dobrym słowem. Ufała swoim dzieciom. W rogu jej kuchni stała rózga. Nigdy po nią nie sięgnęła. Wychowała dobrych ludzi. Jeden z nich na pewno jest świętym. Gdy zabrakło ojca, musiały wystarczyć miłość matki i proste środki wychowawcze. To właśnie w tym wszystkim był Bóg! ▪