- Wzlecieć wyżej i zajść dalej
- Od redakcji
- Śpiewajmy kolędy!
- Ghana, Liberia Ochronić przed ebolą
- Peru Podziękować czynami
- Peru Istny dar
- Co powiedział synod o rodzinie
- Wyzwania dla szkół katolickich
- Bł. Bronisław Markiewicz, niespokojny duch
- Empatia? Dziękuję, wolę sympatię.
- Opowiadania
- Boże Narodzenie i rodziny
- Rodzinne Boże Narodzenie
- Biblijne wzorce osobowe
- Świętowanie w szkole
- Lekcja 11 Temat: Wspólne śpiewanie kolęd? To się może udać...
- Nowenna, dobra spowiedź... „Gelindo" i „Befana"
- Kolędować i błogosławić, czyli czynić szczęśliwym
- Racjonalna próba obrony młodych
- Otwartość na życie i synod
Empatia? Dziękuję, wolę sympatię.
Marianna Pacucci
strona: 18
W słowniku pedagogicznym, jaki powstał w ostatnich latach z myślą o rodzinie - słowniku mało sformalizowanym, ale szeroko traktującym o różnych zagadnieniach towarzyszących rozwojowi dzieci - takie terminy, jak „nakaz" czy „posłuszeństwo", nie znalazły miejsca.
Muszę wyznać, że czasem odczuwam chęć, a nawet konieczność odwołania się do tradycyjnych zasad. Ale ponieważ doświadczyłam na własnej skórze, że skuteczność w relacjach wychowawczych i zasady wcale nie są zbieżne ze sobą, postaram się powstrzymać od tej pokusy. A poza tym, moje dzieci, chociaż są dość „udomowione", nigdy nie poddałyby się rozkazom wydanym w pośpiechu. Zarówno Alessandra, jak i Claudio są bardzo wierni regule motywacji: niczego nie można od nich zażądać, jeśli to nie zostanie wystarczająco ukazane jako rozsądne i nacechowane przenikliwością pedagogiczną. Tak więc w przypadku dzieci tak wymagających, nie można odwołać się do rozkazu, bo jeśli to uczynimy, możemy być pewni, że skutek będzie negatywny. Zresztą, daje mi trochę do myślenia to upieranie się przy jakimś szczególnym rodzaju zachowania, który należy przyjąć, jako że zawsze opowiadałam się za kształtowaniem pewnych postaw: uważam, że na tym polu odpowiedzialność rodziców jest bardzo duża. Natomiast co do konkretnych działań, dobrze będzie, jeśli pozwolimy, by same dzieci znalazły swój styl, który odzwierciedli ich charakter. Wystarczające będzie, jak tym ich działaniom, myślom i wartościom będzie towarzyszyć konsekwentność, która jest do przyjęcia. Pozostając wierna temu założeniu, jak również oczekiwaniom dzieci, wyrażanym czasem bardzo żywiołowo, zawsze starałam się wychodzić z pewnymi propozycjami, pozostawiając miejsce dla ich autonomicznej decyzji, wynikającej z alternatywnych rozwiązań, warunkowanych taką samą godnością obu stron. I aby uniknąć konfliktów, znajduję inspirację dla tego cierpliwego ćwiczenia się w wychodzeniu z propozycjami w empatii: stawiam się w położeniu nastolatka, aby zrozumieć, jakie przesłanki, rozumowanie i język są najbardziej odpowiednie do tego, aby wyjść z taką a nie inną propozycją dotyczącą zachowania, która byłaby do przyjęcia dla ich specyficznego sposobu myślenia i życia.
Nie jestem jednak za harmonią za wszelką cenę, ponieważ nie chcę wpaść w pułapkę odmładzania się, jak i dlatego, że uważam, iż problemy wychowawcze nie mogą być rozwiązywane w statyczny sposób. Wydaje mi się bardziej słuszne dążenie do tego, aby rozpalić pewną dynamikę rozwoju, która doprowadzi do koniecznych zmian w procesie dojrzewania, jednak nie w sposób automatyczny, ale w pełnej świadomości i uwzględniając ten cały protagonizm, do jakiego dzieci są zdolne.
Stąd też sądzę, że empatia oznacza jedynie początkowy wysiłek, pewien strategiczny wybór w najlepszym słowa tego znaczeniu, zaś tym, na co kładę nacisk są możliwości, jakie daje sympatia, która nie jest wcale, jak to wielu sądzi, umiejętnością nawiązywania kumplowskich relacji pomiędzy rodzicami i dziećmi, ale - przeciwnie - gotowością do dzielenia się cierpieniem, wypływającą z obowiązku łączenia różnych sposobów rozumienia życia i stawiania czoła rozmaitym sytuacjom.
I tutaj muszę uściślić pewną rzecz, nad którą zastanawiałam się przez wiele lat: Z pewnością moje pokolenie bardzo różni się od tego moich dzieci, ale trzeba - tak powinno być przynajmniej wśród osób, które się kochają - postawić na możliwości, aby odmienności przemieniły się w różnice.
Co to oznacza? A to, że odmienności oddalają jednych od drugich i mogą pozostać ukryte - nie przynosząc rozwiązania - za sprawą pewnych złych metod. Natomiast różnice są do zniesienia, jeśli wykażemy się dobrą wolą, poszukując punktu porozumienia, który uwzględni, §w stopniu możliwie największym, świat wewnętrzny i doświadczenie każdego.
Sympatia jest tym, co tłumaczy ten zasadniczy wybór: rodzi wzajemne zaufanie - ponieważ nigdzie nie jest napisane, że rodzice mają zawsze rację - pomagając czuć się solidarnym, także wtedy, gdy trzeba stawić czoło przeciwnościom, wymagającym nieco większego zaangażowania, a przede wszystkim pozwala wszystkim dorosłym wejść w perspektywę zmiany i stania się lepszym. A jeśli prawdą jest, że młodzi muszą stać się dorosłymi, jest również oczywiste, że my, rodzice, musimy stać się dziećmi w najlepszym słowa tego znaczeniu, oczywiście nie starając się przy tym narzucać wszystkimi za wszelką cenę swojej woli.