- Wzlecieć wyżej i zajść dalej
- Od redakcji
- Śpiewajmy kolędy!
- Ghana, Liberia Ochronić przed ebolą
- Peru Podziękować czynami
- Peru Istny dar
- Co powiedział synod o rodzinie
- Wyzwania dla szkół katolickich
- Bł. Bronisław Markiewicz, niespokojny duch
- Empatia? Dziękuję, wolę sympatię.
- Opowiadania
- Boże Narodzenie i rodziny
- Rodzinne Boże Narodzenie
- Biblijne wzorce osobowe
- Świętowanie w szkole
- Lekcja 11 Temat: Wspólne śpiewanie kolęd? To się może udać...
- Nowenna, dobra spowiedź... „Gelindo" i „Befana"
- Kolędować i błogosławić, czyli czynić szczęśliwym
- Racjonalna próba obrony młodych
- Otwartość na życie i synod
Bł. Bronisław Markiewicz, niespokojny duch
Ks. Marcin A. Różański
strona: 16
Wśród wielu wybitnych postaci, jakie wydała dla Kościoła wspólnota salezjańska, jest bł. Bronisław Markiewicz, który był uczniem św. Jana Bosko i wiernym jego naśladowcą. Z czasem stał się założycielem nowych zgromadzeń zakonnych.
Urodził się 13 VII 1842 r. w licznej rodzinie. Zdobył solidne wykształcenie z zakresu nauk humanistycznych i przyrodniczych. Gdy przebywał w gimnazjum w Przemyślu, przeżył kryzys wiary. Tak o tym opowiadał swoim wychowankom: „Zgubiłem wiarę w Boga, zatraciłem pokój duszy i sens zmysłu zgodności wewnętrznej i zostałem przeniknięty przez smutek. Wszystko to wydawało mi się dziwne i napawało zmartwieniem. Wiarę odzyskałem dopiero po półtora roku. Gdy czytałem nowelę Józefa Korzeniowskiego ukląkłem i zacząłem się modlić: Boże, jeśli istniejesz, daj mi się poznać".
Po tym wydarzeniu gimnazjalista rozmyślał nad dalszą drogą swojego życia. Wybrał kapłaństwo, tym pomogło mu ważne wydarzenie 1863 r. W Przemyślu jego gimnazjalny kolega Józef Dąbrowski spotkał 16-letniego chłopca, przepowiadającego ważne wydarzenia, odnoszące się do spraw polskich. Markiewicz zainspirowany tymi opowieściami, chcąc włączyć się w odbudowę Polski przez dzieło pomocy biednym i opuszczonym, postanowił wstąpić do seminarium duchownego w Przemyślu. Jak sam mówił, wstępował do niego z wątpliwościami i niepewnością, co do swojego powołania. Jednak po modlitwie i spowiedzi r w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny 8 grudnia 1863 r. wątpliwości go opuściły i, jak zaświadczał po czterdziestu latach kapłaństwa, nigdy nie powróciły.
Po przyjęciu święceń kapłańskich 15 IX 1867 r. bł. Bronisław pracował jako wikariusz w Harcie i Przemyślu. Jego kapłańskim oczkiem w głowie była nauka religii, którą prowadził w bardzo różnych miejscach: w szkole, na pastwisku, w więzieniu i knajpach. Jednak ta działalność nie dawała mu wewnętrznego pokoju i pchała do szukania innych dróg realizacji powołania. Można powiedzieć, że jego niespokojny duch skłonił go do podjęcia studiów z zakresu pedagogiki i filozofii najpierw we Lwowie, a potem w Krakowie. Studiów jednak nie ukończył. Najprawdopodobniej rozczarował się głębokim racjonalizmem i wyśmiewaniem Kościoła i jego nauki. Nie mógł tego ścierpieć.
Po dwuletnich studiach został proboszczem, a potem po kilku latach duszpasterstwa profesorem w seminarium duchownym, gdzie prowadził wykłady dla kleryków, ucząc ich teologii pastoralnej i homiletyki. Ale i to nie było dla niego wystarczające. Zafascynowany popularną działalnością św. Jana Bosko, bardzo wówczas znanego w kręgach polskich, w 1885 r. opuścił ojczyznę i wyjechał do Turynu, wstępując do salezjanów. Od tej chwili nazywać będzie Jana Bosko swoim patriarchą, drogowskazem i przewodnikiem. Po kilku latach pobytu we Włoszech oraz po ciężkiej chorobie, która przyprawiło go niemal o śmierć, powrócił do Polski i jako proboszcz parafii w Miejscu Piastowym rozpoczął działalność duszpastersko-wychowawczą. Wydawałoby się, że znalazł swoje wygodne miejsce. Markiewicz błądzi w swojej samotności i bezradności, uporze swego charakteru, pełen różnych dręczących myśli, tak jak wędrowiec na pustyni, i postanawia w 1897 r. opuścić swoją macierzystą salezjańską wspólnotę, zakładając nową rodzinę zakonną, znaną dziś pod nazwą Zgromadzenie św. Michała Archanioła. Po wielu latach intensywnego i pracowitego życia, wielkich planów, zmian, jakie podejmował, oraz walki o prawdę i o ubogich, żegna się z małą grupką swoich uczniów i uczennic i odchodzi do Pana 29 stycznia 1912 r. ■
Czy ma on nam jeszcze coś do powiedzenia?
Swoje nauczanie oparł o dwa słowa: powściągliwość i praca. Powściągliwość rozumiał jako poprzestawanie na tym, co konieczne do życia oraz wezwanie do podejmowania codziennych zwyczajnych obowiązków. „Powściągliwość - mawiał błogosławiony - oznacza tyle, co umartwiać swoje namiętności, znosić krzyż obowiązków i przyjmować wszelkie dolegliwości, przykrości, bóle i krzywdy z poddaniem się woli Bożej". Pracę natomiast rozumiał jako trójnóg w odniesieniu do: Ducha, intelektu i rozwoju fizycznego. „Praca, mawiał nasz błogosławiony, w wymiarze duchowym, fizycznym i intelektualnym ma doprowadzić nas do chrześcijańskiej doskonałości".
Jako wykładowca w seminarium pozostawił po sobie obszerne dzieło „O wymowie kaznodziejskiej". W tej książce podał wiele ciekawych wskazówek odnoszących się do działalności duszpasterskiej i mówienia kazań. Mówił o tym do swoich studentów: „Dlaczego po naszych homiliach ludzie się nie nawracają? Człowiek prędzej się zmieni, gdy zobaczy przykład, a nie kwiecistą mowę. Na nic się przydadzą wszystkie reguły i przepisy retoryczne, jeśli sam kaznodzieja nie będzie własnym życiem potwierdzał głoszonych przez siebie treści, a już zwłaszcza jeśli jego życie będzie moralnie wypaczone. Dobry kaznodzieja sprawia, że słuchacze podczas słuchania kazań w siebie wchodzą, a zły kaznodzieja, że z siebie wychodzą".
Jako naśladowca św. Jana Bosko, wiele miejsca w swoim nauczaniu ks. Markiewicz poświęcił sprawom wychowawczym. Koncepcja wychowania ks. Jana Bosko zawarta w tzw. metodzie prewencyjnej była dla niego głównym drogowskazem w codziennym życiu. „Metoda ta, w połączeniu z religią katolicką - pisał ks. Markiewicz - konsekwentnie wprowadzana w czyn, a więc sakrament spowiedzi, eucharystia, katecheza, umartwienie, posty oraz odprawianie rekolekcji, przyniosą rezultat".
Nie mógł się pogodzić z ograniczaniem i spychaniem religii katolickiej. Ostro krytykował pojawiające się już wówczas opinie o ograniczeniach nakładów finansowych na działalność religijną. Pisał: „Ludziom słabej wiary wydatki na cele religijne wydają się szaleństwem. Przeciwnicy tych wydatków podobni są do prostaków, którzy nie mogą pojąć sensu nakładów na szkoły wyższe, na utrzymywanie muzeów, zbieranie dzieł sztuki itp. Nam, oświeconym katolikom - którzy uznajemy religię za podstawę wszelkiego działania na ziemi i za jedyny warunek naszego szczęścia wiecznego - wydatki takie są konieczną potrzebą serca oraz rozumu oświeconego przez wiarę".
Bardzo ważną rzeczą w całym jego wychowawczym powołaniu był nauczyciel rozumiany jako przewodnik na drodze duchowej, intelektualnej i fizycznej. Według niego nauczyciel powinien mieć trzy niezbędne cechy: nieskazitelność życia, uzdolnienia wychowawcze i przygotowanie fachowe. Brak choćby jednej z tych cech u nauczyciela odbijał się potem przez całe życie na jego wychowanku.