- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO - Dziesięć słów
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Blaski i cienie emigracji
- WYCHOWANIE. Czy warto emigrować?
- OKIEM RODZICA. Rodzicielstwo szkoła miłości
- ROZMOWA Z... Powołani dla Polonii
- GDZIEŚ BLISKO. Jak się modlić, to po polsku
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Gdyby nie emigracja
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- DUCHOWOŚĆ. Psalm emigranta
- DUCHOWOŚĆ. Komu zadośćuczynił Jezus cd.
- POD ROZWAGĘ. Nieprzyjemne skutki przyjemności
- SALEZJAŃSKI RUCH MŁODZIEŻOWY. W świat na rowerze
- MISJE. Kubańska rzeczywistość
- MISJE. Już szósty raz
- RODZINA SALEZJAŃSKA. Błogosławiony ks. Artemides Zatti
- Z ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONYCH ORATORIANÓW
- W ANEGDOCIE
- PLACÓWKI SALEZJAŃSKIE. Łódź wspólnota św. Teresy i św. Jana Bosko
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Gdyby nie emigracja
ks. Marek Chmielewski SDB
strona: 12
Gdyby nie emigracja, życie księdza Bosko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Tak się bowiem złożyło, że konieczność pokonywania życiowych przeszkód, potrzeba realizacji planów, osiągania celów wiązała się u niego z opuszczeniem dotychczasowego miejsca pobytu. W początkach jego życia migracja miała przynieść poprawę warunków bytowych. Jego rodzice opuścili dzierżawioną zagrodę Bioglione i przenieśli się do Becchi, „na własne”. Nadzieje związane z tą małą emigracją zgasły szybo, wraz z przedwczesną śmiercią Franciszka Bosko, ojca rodziny. Odtąd w życiu Janka Bosko przenosiny zwykle oznaczały małą lub większą tragedię. Tak było w wypadku jego duchowej przyjaźni z ks. Calosso, u którego zamieszkał w Morialdio. Znalazł ojca, ale musiał opuścić dom rodzinny. Nagła śmierć ks. Calosso zmusiła go do reemigracji do rodzinnego domu. Ale zaraz potem wyszedł z niego pewnego ranka z małym zawiniątkiem na plecach. Poszedł do rodziny Mogli. Tam znalazł dom, ciepło i przyjaźń. Koszt był wysoki: półtora roku z dala od rodziny. Kiedy z racji zaślubin Antoniego, starszego brata Janka, doszło do podziału ojcowizny, ten ostatni, dysponując skromnymi środkami, mógł rozpocząć naukę w prawdziwej szkole. Znów kosztem emigracji z Becchi do Castelnuovo i do Chieri. Wstąpienie do seminarium duchownego okazało się dla Jana kolejnym etapem życiowej emigracji. Niedalekiej, co prawda. Tylko z ulic w Chieri do miejsca formacji przyszłych kapłanów. Fizycznie przekroczył jedynie bramę, ale psychicznie, duchowo porzucił świat, który kochał i to ze wzajemnością.
Po święceniach kapłańskich pozostawił Chieri i zamieszkał w Turynie, podejmując formację w Konwikcie Kościelnym. To też była emigracja. Ksiądz Bosko był wychowany na wsi i w małych miasteczkach, teraz trafił do stolicy Piemontu. Naocznie przekonał się o problemach, które nękały miasto. Wykorzeniony ze starego, bezpiecznego świata, uczył się nowego. Jak prawdziwy emigrant. A musiał to robić szybko, bo wyzwania nagliły. Te najpoważniejsze, jak rozumiał, wypowiadane były głosem młodych. Znalazł ich w więzieniu, potem na ulicy, potem znów, tych samych, w więzieniu. Budziły się w nim nieodparte pytania: Dlaczego tak się dzieje? Jak temu zaradzić? Odpowiedź przyniosła obserwacja życia. Chłopcy, którym chciał pomóc, byli, tak jak on kiedyś, emigrantami. Odeszli ze wsi, gdzie zostawili rodziny, bliskich i przyszli do miasta. Byli wykorzenieni ze wszystkiego: rodziny, parafii, obyczajów, przyjaźni. Kiedy kończyły im się skromne oszczędności, trafiali pod most, kradli, aby żyć i… zapełniali więzienia.
Ksiądz Bosko szybko zrozumiał, że trzeba zająć się młodymi emigrantami, aby nie było młodych więźniów. Tak, w ramach poszukiwania odpowiedzi na potrzeby emigrantów, rodziło się w nim przekonanie do zastosowania prewencji w wychowaniu. W ten sposób rozpoczął się też nowy etap życiowej emigracji księdza Bosko. Jego dzieło wychowawcze, zalążek przyszłego Oratorium z Valdocco, rosło i rozwijało się, migrując z miejsca na miejsca. Wykuwało swą tożsamość, wędrując z pokoju ks. Bosko w Konwikcie Kościelnym, do schroniska markizy Barolo, na łąki, cmentarze, do kościółków turyńskich, aż znalazło trwałą siedzibę w szopie Pinardiego i zaczęło rozwijać się w jednym miejscu.
Doświadczenie emigracji pomogło potem księdzu Bosko w nadaniu impulsu do rozwoju swego działa poza Turynem, w Europie, w świecie. W ten sposób system prewencyjny dojrzewał, polaryzował swe idee w nieustannej konfrontacji z wciąż nowymi kulturami. Instytucje wychowawcze obecne w różnych kontekstach kulturowych nabierały kształtów typowych dla dzieła salezjańskiego. Po 1875 r. emigracja stała się żyzną glebą dla rozwoju misji salezjańskich. Np. w Buenos Aires znajdowały się duże skupiska emigrantów z Włoch. Ksiądz Bosko uważał, że w tym właśnie środowisku misjonarze salezjańscy znajdą przyjaciół, nauczą się nowego języka, przygotują do eksploracji Pampy. Rzeczywistość okazała się bardziej prozaiczna. Emigranci potrzebowali natychmiast intensywnej opieki i wsparcia ze strony salezjanów, duszpasterzy i wychowawców. Musiały minąć trzy lata, zanim pierwszy salezjanin mógł z daleka zobaczyć maszerujących indios.
Emigracja na stałe wpisała się w posłannictwo Zgromadzenia Salezjańskiego. O związkach księdza Bosko i salezjanów z emigracją nie wolno nam zapominać, zwłaszcza dzisiaj, kiedy tak wielu Polaków opuszcza ojczyznę w poszukiwaniu lepszego losu.