- Zeffirino i Dominik
- Wyzwania
- Ksiądz Bosko w przedszkolu?
- Mamy czas?
- U starszaków w Pieszycach
- Czy warto?
- Czerwińsk nad Wisłą
- W oczekiwaniu na święcenia
- Sposób na dobry początek
- Zajęcia formacyjne
- Na drugim końcu Europy
- Wiara ze słuchania
- Przyjaciel
- Listy do redakcji
- Błyskawiczny Kurs Modlitwy
- Zdrowy rozsądek
- Szkoły salezjańskie
Listy do redakcji
Małgorzata
strona: 19
Szanowna Redakcjo
Po 11 latach pracy w szkole uważałam się za doświadczonego pedagoga. Uczyłam jednak przede wszystkim w szkołach średnich i nie rozumiałam problemów moich koleżanek zmagających się z „oporną materią”. Z powodów osobistych byłam jednak zmuszona zmienić miejsce zamieszkania oraz pracę. Zaczęłam uczyć w gimnazjum i... prawie codziennie wracałam do domu ze łzami w oczach. Nie przypuszczałam nawet, że dzieci mogą tak bezwzględnie wykorzystywać łagodny charakter nauczyciela. Gdyby nie wsparcie najbliższych, bardzo szybko załamałabym się. Zaczęłam wątpić w moje zdolności pedagogiczne. Choć lubiłam uczyć i lubiłam uczniów, postanowiłam znaleźć inną pracę.
Nieoczekiwanie przyszła mi z pomocą bł. Maria Romero Meneses. Jedna z sióstr salezjanek poradziła mi, żebym zwróciła się do niej z prośbą o wstawiennictwo u Boga. Ta błogosławiona pracowała w szkole, była niezwykle dobra, wrażliwa i podobnie, jak ja miała kłopoty z dyscypliną. Zaczęłam się więc modlić, przyrzekając, że jeśli mi pomoże, napiszę o tym do gazety salezjańskiej.
Wkrótce moje problemy zostały rozwiązane. Uczniowie zmienili do mnie nastawienie, a ja nabrałam pewności siebie. Oczywiście, uczenie gimnazjalistów, to nadal bardzo ciężka i często niewdzięczna praca. Zdarzają się dni, kiedy ma się wszystkiego dość. Jednak gdy sięgnę pamięcią wstecz i przypomnę sobie dawną sytuację, rozumiem, jak wiele się zmieniło. Dziękuję bł. Marii Romero Meneses za wstawiennictwo, a dobremu Bogu za to, że pomógł mi służyć Mu w tym zawodzie, który kocham.