facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2018 - wrzesień
Wiara ateistów

Tomasz P. Terlikowski

strona: 29



ATEIŚCI, wbrew temu, co wciąż powtarzają, zazwyczaj wcale nie są tak ateistyczni, jak to opowiadają. A najlepiej widać to w czasie pogrzebów ich bliskich.

Wtedy nagle okazuje się, że… ateizm jest ideologią, która nie sprawdza się w obliczu wydarzeń granicznych, że trzeba go zamaskować smętną gadką i uniknąć mówienia prawdy o tym, co – przynajmniej według nich – się wydarzyło. A że nie jest to przesada doskonale widać było podczas pogrzebu Kory. Nie, nie chodzi mi o swoistą kanonizację, jaka dokonała się w dniach po jej śmierci. To można jeszcze zrozumieć, nawet na bazie ateizmu. Tam, gdzie brakuje życia wiecznego, pojawia się (inna sprawa, czy możliwa) pragnienie wiecznej pamięci czy swoistego „upamiętnienia” zmarłego. Ale podczas pogrzebu padły słowa jeszcze mocniejsze, choćby w wydaniu koryfeuszki współczesnego radykalnego ateizmu prof. Magdaleny Środy. – Trudno mówić o Korze, której nie ma, a o której wiem, że wszystko słyszy. Nie, żebym wierzyła w jej wieczne życie, ale dlatego, że ta ilość energii, którą w sobie miała i którą była, nie mogła tak po prostu rozproszyć się i zniknąć – mówiła Środa. Nie, nie chcę się z niej natrząsać, nie mam zamiaru budować wrażenia, że jest ona nielogiczna czy nieracjonalna, a jedynie zwracam uwagę na to, że w świetle światopoglądu ateistycznego (a nie chodzi o buddyzm, a o ateizm materialistyczny), którego wyznawanie wielokrotnie deklarowała pani profesor, te słowa kompletnie nie mają sensu. Jeśli nie ma Boga, dusza nie istnieje, a świat jest jedynie materialny, to… tak się składa, że zmarły nic już nie słyszy, niczego nie widzi, bo go zwyczajnie nie ma. Zostały jego zwłoki, wspomnienia, które za jakiś czas wyblakną, zdjęcia, w przypadku osób znanych ich twórczość. Nic więcej. Dla ateisty śmierć jest końcem wszystkiego, nie ma nadziei, nie ma szansy na spotkanie, nie ma nic. Uznanie tego jest, nie ma co ukrywać, bardzo trudne psychicznie i emocjonalnie. Nie jest łatwo przyznać coś takiego, nie jest łatwo się z tym pogodzić, szczególnie gdy stajemy wobec śmierci kogoś bliskiego, ale takie są konsekwencje przyjęcia materialistycznego ateizmu. I żadne opowieści o energiach tego nie zmienią. Czym zresztą miałyby być owe „energie”? Skąd miałyby się brać? Jakie miałoby być ich pochodzenie, jeśli świat jest jedynie materialny, i gdzie miałyby przetrwać śmierć ludzkiej osoby? Nie sposób też nie zadać pytania, w jaki to cudowny sposób energie miałyby cokolwiek słyszeć? W jaki sposób miałyby sprawić, że osoba, która nie istnieje, nadal jest z nami w kontakcie? Wszystkie te pytania wiszą w powietrzu, gdy czyta się słowa Magdaleny Środy, ale tylko nieliczni chcą je zadawać, żeby nie urazić, nie pokazać, że ateizm jest w istocie… sprzeczny z ludzką naturą. Te słowa pokazują to aż nadto dobrze. Człowiek nie jest gotowy, nigdy nie będzie gotowy na to, by przyznać, że jego bliscy idą do piachu, gdzie zjedzą ich robaki i nigdy się z nimi już nie spotkamy. I nie ma w tym nic zaskakującego, to wynika z ludzkiej natury, z głęboko w nas wpisanej świadomości, że… nasze życie ma sens, że jest ukierunkowane ku czemuś, że… śmierć nie jest końcem, ale początkiem prawdziwego życia. Człowiek nie może tego z siebie wyrzucić, bo… tak został stworzony, że jest w nim ślad Stwórcy, że jest w nim ślad, pamięć wieczności. I dlatego, nawet najbardziej konsekwentni ateiści, zazwyczaj nie są gotowi, nie są w stanie zgodzić się na to, że śmierć jest końcem wszystkiego, nie są w stanie przyznać tego szczerze. I dlatego opowiadają bajki o tym, że zmarły nadal ich słyszy, bo – choć nie wierzą w życie wieczne, to „ta ilość energii, którą w sobie miała i którą była, nie mogła tak po prostu rozproszyć się i zniknąć”. Nie, nie kpię z tego, tylko pokazuję, że… prawda o człowieku, nadzieja, proste przeczucie jest silniejsze, niż wyznawana ideologia. 