- Życie pełne
- Od redakcji
- Jakiego Kościoła chcą młodzi
- Zambia: Adopcja na odległość
- Zambia Budowa centrum dla dzieci ulicy
- Rodzice: „współpracownicy Boga”
- Przed nami drugi rok reformy
- Młodzieży polska patrz na ten krzyż…
- Wychowanie opiera się na przykładzie i słowie
- Kiedyś to była młodzież, nie to, co teraz!
- Dlaczego świat cierpi?
- Czy małe dzieci powinny oglądać telewizję?
- Nie możemy zatracić wiary w młodzież
- Życie jako POWOŁANIE
- Wyzwanie wiary
- Tęsknota za Jordanem. Doktorem Jordanem
- Wiara ateistów
Tęsknota za Jordanem. Doktorem Jordanem
Piotr Legutko
strona: 28
dr jordan uważał, że tylko silny, wysportowany młody człowiek, a zarazem świadomy patriota będzie zdolny do walki o niepodległość Polski.
Dorastałem wśród krakowskich kamienic, gdzie trudno było o przestrzeń do grania w piłkę. Najbliżej mojego domu, wciśnięty między ulice Krowoderską a Łobzowską, znajdował się niewielki plac z kilkoma huśtawkami, gdzie udawało nam się wytyczyć jakieś niby-boisko. Podczas deszczu można było skryć się w baraczku, gdzie znajdował się stół do ping-ponga. Teren został ogrodzony i oznaczony tablicą „Ogród Jordanowski”. Wtedy, w czasach wczesnego Gierka, nie zdawałem sobie rzecz jasna sprawy, że nazwa ta miała się do idei dra Henryka Jordana tak jak termin „demokracja socjalistyczna” do demokracji właściwej. Bo Jordan to był ktoś! Chociaż nie Michael, tylko Henryk, i nie amerykański koszykarz, tylko polski lekarz i społecznik. Ale kozak nie mniejszy od tego z NBA. Zresztą właśnie zza oceanu (podróże kształcą!) doktor Henryk przywiózł ideę wychowania młodych ludzi przez sport. Przeszczepił ją na krakowski bruk w czasach, gdy dzieciakom zabraniano hasać po Plantach. Jako radny miejski dobijał się o obowiązkowe lekcje gimnastyki w szkołach, upowszechnił bieganie za piłką po Błoniach, to z jego inicjatywy wytyczony został park, w którym edukację fizyczną połączono z… historyczną. I to już był jego oryginalny patent, absolutnie nowatorski na przełomie XIX i XX wieku. Dr Jordan uważał, że tylko silny, wysportowany młody człowiek, a zarazem świadomy patriota będzie zdolny do walki o niepodległość Polski. Mało tego, poza ciałem i umysłem, dbał o młode dusze. Zorganizował w Krakowie chór młodzieży rękodzielniczej, który miał w repertuarze pieśni patriotyczne i religijne. Park Jordana znają dziś wszyscy, mało kto pamięta o bardzo popularnym w tamtych czasach Chórze dra Jordana, którego pierwsze występy odbyły się już w roku 1889 w kościele oo. Pijarów. Młodzież śpiewała nie tylko w kościołach, uświetniała także akademie i wieczorki patriotyczne. Po kilku latach działalności zespół liczył już 40 chłopców – głównie ze środowisk rzemieślniczych. W takiej atmosferze powstały w 1906 roku „Cracovia” i „Wisła”. Termin „kultura fizyczna”, wyglądający dziś jak oksymoron, żart sam w sobie, wówczas pełen był głębokiej treści. Hasło „w zdrowym ciele – zdrowy dych” brzmiało niebanalnie, idee piękna i dobra spotykały się właśnie na sportowym boisku, to był czas odradzania się olimpiad. Po odzyskaniu niepodległości (a nawet jeszcze przed wybuchem I wojny światowej) parki i ogrody jordanowskie pojawiły się w większości polskich miast. Bez przesady można krakowskiemu doktorowi (specjalność wyuczona: ginekologia) przypisać współautorstwo modelu wychowawczego obowiązującego w szkołach II Rzeczpospolitej. Poza nimi sport też prężnie się wówczas plenił, choć bez nawozu wielkich pieniędzy. Kluby miały charakter towarzystw, a nie spółek, powstawały z oddolnej inicjatywy, były mocno związane z małymi ojczyznami. Drużyny składały się wyłącznie z chłopaków z sąsiedztwa, barwy klubowe zobowiązywały, przypominały o tradycji, historii, lokalnych obyczajach. Po wojnie już wszystko było inne. Tzw. ogródki (bo już nie ogrody) jordanowskie oznaczały miejsce, a nie środowisko wychowawcze. Kluby podpięto pod zakłady pracy czy wręcz siłowe resorty. Pojawiła się ideologia, potem wielkie ambicje, pieniądze, korupcja. Transformacja (nomen omen) dokonała w pewnym sensie dzieła zniszczenia. Małe, dzielnicowe kluby poznikały lub wegetują. Liczy się wyłącznie sukces. Akademie piłkarskie kuszą młodych chłopców – oraz ich rodziców – wizją zagranicznych transferów. Barwy klubowe stają się parawanem, za którym młodzież wsiąka w środowiska przestępcze. Idolami kibiców nie są piłkarze, zwani wkładami do koszulek, tylko lokalni gangsterzy i przywódcy bojówek. O tempora! o mores! chciałoby się westchnąć, marząc o powrocie do korzeni. I tęskniąc za doktorem Jordanem.