- Widziałem i przeżyłem misyjny sen księdza Bosko
- Od redakcji
- Film, który może zmienić twoje życie
- Kenia: Ze slumsów do szkoły
- Madagaskar
- Wakacyjne wspinaczki duchowe
- Młodzi nie dajcie się zniewolić
- Strajki 1988 i ich salezjańskie wątki
- Alfabet świętego Jana Bosko
- Jak wychowywać wnuki
- Każdy czas powinien być czasem nawrócenia i powrotu do Boga
- Co piją nasze dzieci
- Gość jest od Boga
- Trudna miłość
- Wielu wychowawców, ale niewielu ojców
- Idźcie i głoście - Misja osób świeckich
- Kwestia PUBLICZNA
Gość jest od Boga
ks. Piotr Lorek sdb
strona: 25
My Polacy mówimy: gość w dom, Bóg w dom. I coś mamy jeszcze z tej staropolskiej tradycji. Dla wierzących wyznawców Chrystusa gościnność jest przecież wyrazem miłości.
Podejmując przyjaciół, którzy przyjechali do mnie w odwiedziny, poszliśmy coś przekąsić. Na ścianie baru, do którego zawitaliśmy, widniała mapa Gruzji otoczonej sąsiednimi krajami oraz napis w tamtejszym języku. Niesiony ciekawością zapytałem o znaczenie tajemniczych słów, które witają wszystkich wchodzących. Sympatyczna kelnerka odpowiedziała z uśmiechem: gość jest od Boga. Ucieszyłem się na te słowa, tym bardziej że obsługa skromnego lokalu wydawała się traktować swoich klientów wedle owego hasła. Już w Starym Testamencie odwiedziny trzech przybyszów i ich serdeczne przyjęcie przez Abrahama i Sarę były oznaką obecności samego Boga. Jezus wielokrotnie powtarzał, że jest w drugim człowieku, którego przyjmujemy. Z kolei w Nowym Testamencie czytamy zachętę: „Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę” (Hbr 13,2). Tej ludzkiej miłości przejawiającej się w gościnności doświadczyłem wielokrotnie. Szczególnie cenne spotkania przeżywałem, gdy była ze mną młodzież. Gdy jesteśmy na co dzień w rodzinnym domu, to nie dostrzegamy wartości podstawowych rzeczy: wody, posiłku, łazienki, toalety. Wszystko to jest przecież na wyciągnięcie ręki. Dopiero, gdy którejś z tych rzeczy nagle zabraknie, dostrzegamy ich znaczenie. Jednym z najlepszych momentów na doświadczenie, jak cenna jest gościnność są pielgrzymki, rajdy i wyjazdy, które związane są z fizycznym wysiłkiem. Po całodniowej wyprawie każdy ma potrzebę, aby doprowadzić się do porządku, najeść do syta i odpocząć. Wielkim błogosławieństwem są wtedy proste ściany schroniska czy otwarte drzwi rodzin zapraszających do środka. Podczas pielgrzymki corocznie uczymy się wdzięczności i utrwalamy w sobie postawy pełne otwartości i wrażliwości. Właśnie owa gościnność, gdy ktoś wpuszcza nas pod swój dach, dzieli się z nami stołem, łazienką i własnym życiem, staje się błogosławieństwem. Dla nas samych, jak również dla tych, którzy swą serdeczność nam okazali. Ksiądz Bosko pierwsze oratorium nazwał domem, który przygarnia. W pierwszej kolejności chodziło mu o serdeczne przyjęcie bliźniego, uśmiech, gotowość spotkania, zainteresowanie. Za tym szły konkretne postawy pomocy, zaproszenia, zapewnienia posiłku i gwarancji dachu nad głową. Tego uczyli się od wychowawcy z Turynu pierwsi salezjanie. Gościnność pozostaje niezwykle cennym aspektem salezjańskiej pedagogii i sposobem realizowania przykazania miłości. Ktoś, kto został serdecznie przyjęty, zapamięta wartość takiego potraktowania. Będzie wiedział, jak podjąć bliźniego, gdy znajdzie się w podobnej sytuacji. Świetną okazją do nauki gościnności są organizowane w mojej inspektorii formacyjne spotkania dla animatorów oratorium zwane Oratoriadami. Odbywają się kilka razy w roku w różnych placówkach. Każda z nich ma okazję, by poczuć się gospodarzem. Młodzież pod kierunkiem duszpasterzy i wychowawców uczy się planować spotkanie oraz godnie przyjąć gości. Młodzi sami wtedy doświadczają, jak wielką pomocą jest przyjęcie tego, co się proponuje, szanowanie pomieszczeń i rzeczy, pozostawienie po sobie porządku, pomoc podczas posiłków. Gdy następnym razem przyjadą w gościnę do rówieśników, to bardziej docenią ich starania. Wiedzą już przecież, ile kosztuje przygotowanie spotkania i godne przyjęcie bliźnich. Gościnności uczymy się przede wszystkim we własnym domu, ale również tam, gdzie ktoś nas podejmował. Lubiłem przywozić młodzież w rodzinne strony, bo tam zawsze byłem pewien, że będzie dobrze przyjęta. Tak zresztą uczył ks. Bosko, który zabierał młodych do swojego brata na wakacje. I wcale nie musiało być „na bogato”, ale wystarczyła ludzka życzliwość i przyjęcie tego, co ludzie tym młodym dawali. To w pamięci i sercu zostawało najbardziej. W takich chwilach pojawiała się na przyszłość gwarancja i nadzieja, że inni będą mogli doświadczyć tego samego z ich strony. Będąc gościnnymi praktykujemy przykazanie miłości i pogłębiamy duchowość. Bo przecież wedle gruzińskiego przysłowia – gość jest od Boga.