facebook
Audiobook:
O Janku przyjacielu młodzieży
autor: Maria Kączkowska
odcinek 33: Zadanie życia spełnione


W Waszych intencjach modlimy się codziennie
o godzinie 15:00 w Sanktuarium
M.B.Wspomożycielki Wiernych w Szczyrku
O ustanie pandemii corona wirusa
Staszek
2020-05-29 10:06:03
W intencji wszystkich MAM
Ala
2020-05-29 10:04:41
Za Tomka z W
Piotr
2020-03-29 19:05:04
Blogi:
Agnieszka Rogala Blog
Agnieszka Rogala
relacje między rodzicami a dziećmi
Jak nie kochać dzieci.
Karol Kliszcz
pomiędzy kościołem, szkołą a oratorium
Bezmyślność nie jest drogą do Boga
Karol Kliszcz Blog
Łukasz Kołomański Blog
Łukasz Kołomański
jak pomóc im uwolnić się od uzależnień
e-uzależnienia
Andrzej Rubik
z komżą i bez komży
Na dłoń czy na klęczkach?
Andrzej Rubik Blog
Maria Fortuna-Sudor Blog
Maria Fortuna-Sudor
na marginesie
Strach
Tomasz Łach
okiem katechety
Bóg jest czy nie jest?
Tomasz Łach Blog

Archiwum

Rok 2018 - lipiec/sierpień
Widziałem i przeżyłem misyjny sen księdza Bosko

Ángel Fernández Artime

strona: 2



Drodzy przyjaciele i bracia, piszę do was z Asunción, stolicy Paragwaju. Jeszcze godzinę temu przebywałem w Chaco Paraguayo, gdzie spędziłem trzy intensywne dni, bardzo piękne i pełne doświadczeń. Mogłem pozdrowić i spotkać się z członkami wielu miejscowych plemion. To było moim celem. Tym, o co prosiłem. Chciałem spotkać się i przywitać z tubylcami z tych ludów, z którymi moi bracia salezjanie i moje siostry salezjanki, Córki Maryi Wspomożycielki, dzielili życie, nawet przez 70 lat, jak to było w niektórych przypadkach. Spędziłem kilka godzin w mieście Chamacocos, w Górnym Paragwaju, w pobliżu Fuerte Olimpo. Po długiej podróży dotarliśmy do miasta Carmelo Peralta, gdzie mogłem spędzić całe przedpołudnie ze społecznością miasta Ayoreo. A na koniec, po trzygodzinnej przejażdżce łodzią kanoa po rzece Paragwaj, która stanowi granicę między Paragwajem a Brazylią, i awanturniczej podróży zalanymi drogami Puerto Casado, udało nam się spotkać z tubylcami z plemienia Maskoy. Czułem, że moje serce przepełnione jest radością i prawdziwymi emocjami. I mogę wam wyznać całkowicie szczerze, że sen misyjny, który zajmował tak wiele nocy księdzu Bosko, a który w swojej ujmującej inspiracji rozpoczął się właśnie od Patagonii, jest wciąż aktualny. Ja to widziałem i tego doświadczyłem. Mógłbym powiedzieć: wszedłem w sen księdza Bosko. Jego odbicie widziałem w oczach i uśmiechu ludzi, których spotkałem: byli szczerze wdzięczni za te ponad siedemdziesiąt lat obecności wśród nich salezjanów i salezjanek. Wydawało mi się, że ponownie słyszę opowiadanie o śnie księdza Bosko, jak to zostało przedstawione w „Memorie Biografiche”: „Nie chciałem ich przepuścić i stanąłem tak, aby ich zatrzymać. Spodziewałem się, że w każdej chwili mogą podzielić los poprzednich misjonarzy. Chciałem ich zawrócić, kiedy zobaczyłem, że ich pojawienie się obudziło ogromną radość wśród barbarzyńców, którzy, opuściwszy dzidy i wyzbywszy się swej dzikości, uprzejmie ich przyjęli. I zobaczyłem, że nasi misjonarze szli ku barbarzyńskim hordom; pouczali ich, a tamci chętnie słuchali ich głosu; uczyli, a oni wprowadzali w życie ich wskazówki. Stałem tam i przyglądałem się, i zauważyłem, że misjonarze odmawiali święty różaniec, podczas gdy dzicy, biegając wszędzie, torowali im drogę i zgodnie odpowiadali na tę modlitwę. Wkrótce salezjanie usadowili się w samym środku tej ciżby, wszyscy otoczyli ich, a oni uklękli. Dzicy, położywszy broń na ziemię u stóp misjonarzy, również zgięli kolana. I oto jeden z salezjanów zaintonował: >Chwalcie Maryję, usta wierne<, a wszyscy jednym głosem podjęli pieśń chwały z taką siłą, że ja – przerażony – obudziłem się. Ten sen zrobił na mnie ogromne wrażenie, ponieważ uznałem, że jest to proroctwo z nieba”. Mogę was zapewnić, że bardzo trudno jest żyć w Chaco. Tak jest dzisiaj, tak więc możecie sobie wyobrazić, jak było pięćdziesiąt, a nawet więcej lat temu. Mogłem z wielką dumą po bratersku uściskać i objąć myślą licznych współbraci salezjanów, którzy pracowali w Chaco Paraguayo przez 40, 42, 51 lat. Czasem temperatura sięga tu 45 stopni i panuje niesamowicie męcząca wilgoć. A ten ich wybór dla Jezusa przyjął po prostu nazwy plemion: Chamacoco, Ayoreo, Maskoy. Zapadło to głęboko w moim sercu, kiedy przywódcy Caciques powiedzieli mi, że jedynymi białymi, których zaakceptowali i pozwolili zostać z nimi, by dzielili z nimi życie, byli nasi misjonarze, ponieważ nie uważali ich za niebezpiecznych i dostrzegli w nich prawdziwe człowieczeństwo. Ci nasi bracia i siostry trzydzieści lat temu, kiedy państwowa edukacja publiczna zaczęła uwzględniać tubylcze ludy, już założyli szkoły dla nich i przygotowywali ich do egzaminów państwowych, dzięki czemu mogli się dostać do szkół średnich. Jednym z tych młodych ludzi jest obecny dyrektor szkoły z „María Auxiliadora” w Puerto Casado Oscar, który wywodzi się z plemienia Ayoreo, a który jest dzisiaj szczęśliwym ojcem rodziny. Także wśród Maskoy jeden z wodzów czy kacyków uczył się w salezjańskiej szkole w Puerto Casado, a następnie także jego dzieci: dwójka z nich uczęszcza obecnie na uniwersytet w Asunción. Śmiejąc się, powiedział mi, że kiedy był dzieckiem, jego pierwszym nauczycielem był salezjański misjonarz ks. Martin, który po tak wielu latach znalazł się tam ze mną. Czyżby ksiądz Bosko nie był bardzo dumny z tych swoich synów i swoich córek? Walczyli u boku tubylczych ludów, aby odzyskać ziemię, która do nich należała. Jakiś czas temu salezjańscy misjonarze poruszyli niebo i ziemię, aby odzyskać 2000 hektarów ziemi, aby dołączyć je do tych już odzyskanych przez Ayoreo. I tę samą walkę podjęto na rzecz plemienia Maskoy, które teraz odzyskało te ziemie, które straciło.