- Marzy mi się Rodzina Salezjańska pełna wiary, pełna Boga
- Od redakcji
- Wychowanie dziecka do przeżywania choroby, fizycznego bólu i cierpienia
- Boliwia: Otwierając oczy ze zdumienia
- Rwanda Toalety dla szkoły zawodowej w Muhazi
- Peru Rok bez Eucharystii
- M jak miłość równa się R jak rodzina
- Czy egzaminy testowe są potrzebne?
- 100 lat salezjanów na Zasolu
- Powiedz to pierwszy
- Jak zmienić negatywne nastawienie
- Jak wychowywać dziewczęta. Milczenie jest złotem, czyli o dyskrecji i zaufaniu
- Jesień życia – to nie musi być „stan spoczynku”
- Jak wspierać nastolatka podczas choroby i śmierci bliskich?
- Temat: Będzie ksiądz dzisiaj pytał ?”
- Cierpienie to życie
- Batonik w wielkanocnym koszyczku
- Wołać demona
- Wielki Post. To lubię!
Wielki Post. To lubię!
Tomasz P. Terlikowski
strona: 29
Jest taki czas w roku liturgicznym, który lubię szczególnie. I nie będę ukrywał, że jest to właśnie Wielki Post.
Nie jestem w tym, z tego, co wiem z rozmów z wieloma moimi przyjaciółmi, osamotniony. Fioletowy kolor, mocny akord Środy Popielcowej, posypania głowy popiołem, przypomnienia, że jesteśmy śmiertelni, postu ścisłego, a potem kolejne dni, w których wyrzekamy się rozmaitych rzeczy, szukamy (a czasem wręcz o niego walczymy) czasu na modlitwę, cudne wielkopostne śpiewy. Wszystko to razem sprawia, że Wielki Post jest czasem szczególnym, jakby wydzielonym z całego roku, i zwieńczonym Triduum Paschalnym. I nie chodzi tylko o estetykę (choć nie ma co ukrywać, że Wielki Post jest też czasem w liturgii i śpiewach pięknym), ale przede wszystkim o życie. W tym okresie jakoś szczególnie mocno uświadamiam sobie, że jestem słaby, bezsilny, że powalić mnie może na łopatki jednodniowy post ścisły (szczególnie gdy go sobie postanowię), a odcięcie się od mediów społecznościowych, choć – wydawać by się mogło drobiazgiem – staje się prawdziwą ofiarą. Tak się bowiem nagle staje, że w telefonie Facebook zaczyna się uruchamiać samodzielnie, a na Twitter wysyła zawiadomienia o kolejnych znajomych, którzy mnie zaczepiają. Ale ofiara ta, i to jest chyba najcudowniejsze, otwiera na przestrzeń wolności. Nagle bowiem okazuje się, że mam więcej czasu, by czytać książki i modlić się, bo nie tracę go na siedzenie w internecie. (Przy)gotowanie posiłków, w których nie będzie składników, których sam sobie zakazałem, staje się znakomitą okazją do pobycia z żoną i dziećmi (bo przecież gotowanie z tatą jest świetną zabawą) i rozmawiania. I wreszcie stopniowo odkrywa się, że nie wszystko, co jem jest mi rzeczywiście konieczne, że jem o wiele za dużo, niż rzeczywiście potrzebuję (co akurat po mnie widać doskonale). Jednym słowem same korzyści. Gdy zaś już człowiek jest zadowolony z siebie, że pości i się umartwia, a do tego ma z tego same korzyści, przychodzi czytanie mszalne, które mocno uświadamia, że w istocie wszystko to nie ma znaczenia bez jałmużny. „Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał? Otóż w dzień waszego postu wy znajdujecie sobie zajęcie i uciskacie wszystkich waszych robotników. Otóż pościcie wśród waśni i sporów i wśród bicia niegodziwą pięścią. Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie, żeby się rozlegał zgiełk wasz na wysokości. Czyż to jest post, jaki Ja uznaję, dzień, w którym się człowiek umartwia? Czy zwieszanie g łowy jak sitowie i u życie wora z popiołem za posłanie – czyż to nazwiesz postem i dniem miłym Panu? Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać, i nie odwrócić się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: Oto jestem!” – głosi Izajasz. I człowiek zostaje wprowadzony w inny wymiar Wielkiego Postu, jakim jest jałmużna. Bez niej, bez oddania tego, co udało się zaoszczędzić na poście, ten ostatni przestaje mieć znaczenie. Staje się dietą albo ćwiczeniem, a nie prawdziwym realnym postem. I wreszcie modlitwa. Bez niej, bez oddania czasu Bogu, bez znalezienia mocnej duchowej lektury, też nie ma Wielkiego Postu. Ona, czasem wywalczona, dodaje siły w codziennym zmaganiu się z rodzinną ascezą i wyrzeczeniami. I przygotowuje na szczególny czas Paschy Chrystusa. Pamięć o Wielkanocy uświadamia, że po walce duchowej tu na ziemi przyjdzie czas na wieczną nagrodę. Jeśli tylko przyjmie Krzyż Chrystusa. ▪