- Marzy mi się Rodzina Salezjańska pełna wiary, pełna Boga
- Od redakcji
- Wychowanie dziecka do przeżywania choroby, fizycznego bólu i cierpienia
- Boliwia: Otwierając oczy ze zdumienia
- Rwanda Toalety dla szkoły zawodowej w Muhazi
- Peru Rok bez Eucharystii
- M jak miłość równa się R jak rodzina
- Czy egzaminy testowe są potrzebne?
- 100 lat salezjanów na Zasolu
- Powiedz to pierwszy
- Jak zmienić negatywne nastawienie
- Jak wychowywać dziewczęta. Milczenie jest złotem, czyli o dyskrecji i zaufaniu
- Jesień życia – to nie musi być „stan spoczynku”
- Jak wspierać nastolatka podczas choroby i śmierci bliskich?
- Temat: Będzie ksiądz dzisiaj pytał ?”
- Cierpienie to życie
- Batonik w wielkanocnym koszyczku
- Wołać demona
- Wielki Post. To lubię!
Cierpienie to życie
ks. Marek Chmielewski sdb
strona: 26
Nie można cierpienia oderwać od życia ludzkiego. Każda próba czynienia tego jest budowaniem atrap życia i oszukiwaniem człowieka. Ks. Bosko dobrze o tym wiedział.
Przed kilku laty salezjanie współpracownicy poświęcili swoje doroczne rekolekcje służbie życiu. Jednym z głoszących był ksiądz pallotyn, dyrektor hospicjum. Złożył świadectwo o swojej pracy. Wiedziałem, że hospicjum nie jest miejscem umierania. Wcześniej słyszałem o panującej tam atmosferze domu, o dobrych posiłkach, o wystroju jak w mieszkaniu. Już przed spotkaniem wiedziałem, co powie zakonnik. Tymczasem jego opowieść przerosła mnie. Wisiałem mu na ustach. Sceny z hospicjum: zobaczyłem ludzi, wziąłem udział w dramatycznych wydarzeniach. Nie to jednak najbardziej mnie zdumiało. On mówił o ludziach cierpiących z takim entuzjazmem, jak najbardziej zapalony salezjanin opowiada o młodzieży. Odkrywałem ze zdumieniem, że mieszkańcy hospicjum, tak jak młodzież, potrzebują, żeby ich zauważyć, rozmawiać z nimi, szukać porozumienia i budować zaufanie. Oni, pomimo umęczenia chorobą potrzebują, aby pokazać im ich godność i to, że są piękni, że tyle jeszcze im się może udać, że ich życie było, jest i będzie dobre, że Bóg jest i że jak trzeba to wybacza, że wreszcie na ich cierpienie i ofiarę z uczciwie przeżytego dnia czekają w świecie inni, którzy mają się gorzej niż oni. Choć zdrowym wydaje się, że oni stoją na progu śmierci, nie wolno ich do niczego zmuszać. Trzeba być z nimi, szukać dróg dotarcia do serca, powoli. Tak jak z młodymi. Po spotkaniu odprowadziłem pallotyna do auta. Nie wytrzymałem, aby nie podzielić się z nim moimi odczuciami. „Bo wszędzie mamy do czynienia z człowiekiem!” – odpowiedział. „Bo człowiek przecież wciąż tego samego potrzebuje!”.Cierpienie jest szczególną kondycją człowieka. Trzeba pomagać w jego znoszeniu, w godnym przeżywaniu. Tak, aby w cierpieniu czuł się człowiekiem i aby inni w nim go widzieli. Trzeba dążyć, jeśli to możliwe, do eliminowania bólu. Nie można jednak cierpienia oderwać od życia ludzkiego. Każda próba czynienia tego, a współcześnie ich nie brakuje, jest budowaniem atrap życia i oszukiwaniem człowieka. Ks. Bosko dobrze o tym wiedział. We wczesnym dzieciństwie doświadczył śmiertelnej choroby swego ojca, jego nagłej śmierci, a potem cierpienia najbliższych. W domu Bosko w Becchi umarła schorowana i zmęczona życiem Margherita Zuccha (1826), babcia ks. Bosko. Po cierpieniu i chorobie opuścił go Alojzy Comollo (1839), najbliższy przyjaciel młodości. W 1846 r. ks. Bosko wyczerpany pracą zapadł na zapalenie oskrzeli, któremu towarzyszyły bolesne krwotoki i zupełne wyczerpanie organizmu. Po wyzdrowieniu, jak sam mówił: za sprawą modlitwy swych wychowanków, przez trzy miesiące przechodził rekonwalescencję. W 1854 r. grupa wychowanków oratorium włączyła się w pomoc chorym na cholerę mieszkańcom Turynu. W 1856 r. Po dziesięciu latach życia w oratorium na ciężkie zapalenie płuc odeszła Mama Małgorzata, matka ks. Bosko. Zmarła pośród chłopców. Pochowano ją we wspólnej mogile z grupą innych ubogich zmarłych. W biografii Dominika Savio (1859) ks. Bosko opowiedział czytelnikom historię jego przyjaźni z Janem Massaglią. Przy tej okazji opublikował listy, jakie Dominik i Jan wymienili podczas choroby tego drugiego. W tej samej biografii opisał też chorobę i śmierć samego Dominika. W swej starości ks. Bosko dał przykład cierpliwego znoszenia niedogodności i cierpień wynikających z powolnej utraty zdrowia. Nigdy nie poprosił o lepsze i wygodniejsze warunki życia. Został ze swoimi do końca. Jego głębokie przekonanie o tym, że cierpienie to życie świetnie ilustruje praktyka tzw. ćwiczenia dobrej śmierci. Ks. Bosko co miesiąc proponował chłopcom i salezjanom dzień skupienia, przy okazji którego mieli oni uporządkować swoje rzeczy, oddać co pożyczone, pojednać się z ludźmi, odbyć spowiedź i przyjąć komunię św. Na zakończenie „ćwiczenia” wszyscy odmawiali modlitwy, prosząc Boga, aby zmiłował się nad nimi, gdy: „gdy nogi zdrętwiałe ostrzegą, że życie kończy się dla mnie”, „gdy ręce skostniałe nie będą mogły uścisnąć Ciebie ukrzyżowanego”, „gdy twarz moja blada i zsiniała wzbudzi w otaczających litość i przerażenie”, „gdy uszy moje zamykając się na głosy ludzkie, otworzą się na usłyszenie głosu Twego”, „gdy wyobraźnia moja okropnymi widziadłami miotana będzie”, „gdy z oczu moich ostatnie łzy spadną”, „gdy wszystkie zmysły przygasną we mnie”. I tak każdego miesiąca. Bo przecież cierpienie i śmierć to życie. Trzeba je przeżyć dobrze! ▪