- Obudź się, Europo!
- Od redakcji
- Dać dzieciom podstawy do poznania Boga
- Misje salezjańskie – wielka pasja księdza Bosko
- Sudan – piekło na ziemi
- STOP zwolnieniom z wychowania fizycznego
- Pierwsi polscy salezjanie
- Dziecko i... złość
- Opowiadania Wypadek
- Integralne wychowanie JAK WYCHOWYWAĆ CHŁOPCÓW
- W szkole Mądrości
- Jak skutecznie się uczyć?
- Lekcja 13 Temat: W szkole przede wszystkim trzeba być i to na każdej lekcji.
- Kompas na życie
- Co Bóg widzi i czy wciąż kocha?
- Irracjonalne bzdury dalej mają swoich amatorów
- Nasz świat
Pierwsi polscy salezjanie
ks. Artur Świeży
strona: 16
Szeroko prowadzona „kampania informacyjna” o ks. Bosko i Zgromadzeniu Salezjańskim – ukazana w styczniowym numerze Don Bosco – zaowocowała pierwszymi polskimi powołaniami salezjańskimi. Choć nie wszyscy na trwale związali się z salezjanami, to oddziaływanie charyzmatu ks. Bosko miało wpływ na ich styl życia i dalsze losy.
Pierwszy Polak salezjanin: ks. Mateusz Grochowski
Pierwszym odnotowanym w annałach historii salezjańskiej Polakiem, który wstąpił w szeregi synów ks. Bosko, był Mateusz Grochowski. Stosunkowo niewiele o nim wiadomo. Urodził się w 1839 r. na terenie diecezji lubelskiej. Zanim wstąpił do Zgro-madzenia Salezjańskiego był klerykiem nowicjuszem u oo. Reformatów, najpierw w Solcu, a później w Kazimierzu. Po kasacie klasztorów w Królestwie Polskim w 1864 r., chcąc nadal zostać kapłanem, wyjechał do Krakowa, gdzie przebywał jako kleryk przy kościele Mariackim. Nie będąc jednak obywatelem austriackim, nie mógł w Galicji otrzymać święceń kapłańskich. Pod koniec 1876 r. wyjechał do Włoch i w Turynie na Valdocco rozpoczął drogę formacji salezjańskiej, począwszy od nowicjatu, poprzez śluby wieczyste, a skończywszy na przyjęciu upragnionych święceń kapłańskich 7 czerwca 1879 r. Parę miesięcy później za zgodą przełożonych wyjechał do ojczyzny, by zbierać ofiary na budujący się kościół św. Jana Ewangelisty w Turynie. Przez dłuższy czas nie informował ks. Bosko i innych przełożonych, co się z nim dzieje. Oni sami usiłowali, poprzez listy do różnych osób, ustalić, gdzie przebywa. W końcu ks. Grochowski ujawnił swój zamiar opuszczenia zgromadzenia i poprosił ks. Bosko o zwolnienie go ze ślubów zakonnych, co nastąpiło 15 marca 1880 r. Po kilkunastu latach pracy duszpasterskiej we Francji i w Stanach Zjednoczonych powrócił do Galicji i w 1896 roku zamieszkał w Samborze. Dwa lata później znów nawiązał kontakt ze Zgromadzeniem Salezjańskim, oferując swoją posiadłość w Samborze na salezjańską szkołę rzemieślniczą. Niestety, do realizacji tych zamierzeń nie doszło.
Drugim w kolejności Polakiem, który wstąpił do Zgromadzenia Salezjańskiego, był ks. Bronisław Markiewicz. Jego postać i związki z ks. Bosko zostały ukazane w nr 11 Don Bosco z grudnia 2014 r.
Napływ polskich powołań
Uboga młodzież z ziem polskich, przybywająca do coraz liczniejszych zakładów ks. Bosko, szukała w nich możliwości zdobycia zawodu, wykształcenia, ale też realizacji swego powołania kapłańskiego czy zakonnego. Wyprawa do dalekich Włoch była podróżą w nieznane, do tego stopnia, że wielu z nich, jadąc koleją, miało na piersiach tabliczkę z napisem Don Bosco Italia, by konduktorzy wiedzieli, dokąd ich kierować na stacjach węzłowych. Niektórzy docierali pieszo. Nie znając języka, kultury i zwyczajów włoskich przebywali w zakładach ks. Bosko z nadzieją, że będą mogli realizować swoje ideały i marzenia, których zabraniano im pod zaborami. Jeden z nich, koadiutor, czyli brat zakonny Franciszek Szkopek, pisze w swoich wspomnieniach, że gdy salezjanie szukali powołań u innych narodowości, to Polacy sami przyszli szukać salezjanów. W ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku obserwuje się niespotykanie duży napływ młodzieży polskiej z zaboru pruskiego z terenu Śląska i Wielkopolski oraz zaboru rosyjskiego, która we wszystkich domach salezjańskich osiągnie liczbę niemal 300 osób. Ciekawym zjawiskiem było wstępowanie do zgromadzenia większej liczby rodzeństwa. Wśród pierwszych są bracia Hlondowie (August,
Antoni, Ignacy), Sikorowie (Jan, Piotr), Symiorowie (Antoni, Franciszek, Jan), Sonsala (Paweł, Teodor), Heinzel (Józef, Theobald). Z niektórych miejscowości, jak choćby Miechowice koło Bytomia, Wieszowa i Tarchały w Wielkopolsce, pochodziła większa liczba powołań salezjańskich. Wielu z nich chciało powrócić na ziemie polskie, by szerzyć i rozwijać wśród swoich dzieło ks. Bosko. Większość z nich jeszcze w ostatnich latach XIX wieku rozpocznie realizowanie swego powołania salezjańskiego poprzez działalność misyjną i pracę wśród polskich emigrantów w Ameryce Południowej.
Filary salezjańskiej Polonii we Włoszech: ks. August Czartoryski i ks. Wiktor Grabelski
Licznie przybywającej młodzieży polskiej do zakładów salezjańskich utorowali drogę dwaj kolejni polscy salezjanie: ks. August Czartoryski i ks. Wiktor Grabelski. Przy tej okazji warto wspomnieć, że wstąpienie księcia Czartoryskiego do zgromadzenia w Turynie zapoczątkowało liczny napływ młodych Polaków do zakładów salezjańskich we Włoszech. Dzięki hojności księcia powiększono zakład w Turynie na Valsalice o jedną kondygnację specjalnie dla młodzieńców z Polski, a następnie zakupiono dla nich zakład w Lombriasco.
Formacją i wychowaniem pierwszych szeregów polskich salezjanów zajął się ks. Wiktor Grabelski. Urodził się 17 października 1857 r. w Gleśnie (Wielkopolska). Jako syn nauczyciela, przy tym nadzwyczajnie uzdolniony, miał możliwość uczyć się w poznańskim gimnazjum, a następnie rozpocząć studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Dość szybko przerwał je, przenosząc się na Uniwersytet Gregoriański w Rzymie, a z kolei w krótkim czasie rozpoczął studia na Uniwersytecie w Innsbrucku. Odczuwając powołanie do stanu kapłańskiego, napisał do Turynu list z prośbą o informacje o zgromadzeniu. Otrzymał obszerną odpowiedź napisaną przez ks. Bronisława Markiewicza zachęcającą go do wstąpienia do Zgromadzenia Salezjańskiego. Po rocznym okresie zastanowienia przybył na początku kwietnia 1887 r. do Turynu, decydując się na wstąpienie do salezjanów. 24 listopada tegoż roku, razem z księciem Augustem Czartoryskim i dwoma innymi nowicjuszami, otrzymał sutannę z rąk samego św. Jana Bosko w bazylice turyńskiej.
Pierwsze śluby zakonne (1888), jak i wieczyste (1890) złożył na ręce ks. Michała Rua, pierwszego następcy ks. Bosko. Sam przygotowując się do święceń kapłańskich, mając ukończoną teologię, jednocześnie z polecenia przełożonych wykładał klerykom salezjańskim Pismo św., język hebrajski i geografię. Święcenia kapłańskie przyjął w Turynie 27 września 1891 roku.
Szczególną zasługą ks. Grabelskiego była praca z młodymi Polakami, którzy bardzo licznie po roku 1890, pojedynczo czy grupowo, zaczęli przybywać do Turynu. Był dla nich ojcem, przewodnikiem duchowym, przełożonym i opiekunem, a także nauczycielem uczącym języka polskiego i włoskiego, łaciny, geografii, objaśniającym Pismo św. Od rana do wieczora z ogromną pasją i poświęceniem oddawał się nauczaniu i wy-chowaniu polskiej młodzieży, co z biegiem czasu odbiło się na jego zdrowiu. Od 1896 roku przełożeni zlecają mu redagowanie „Wiadomości Salezjańskich”. Pierwszy numer „Wiadomości” w języku polskim ukazał się w styczniu 1897 r. Na Śląsku można było znaleźć Wiadomości Salezjańskie w każdej rodzinie. Ślązacy nazywali je czerwoną książeczką ze względu na kolor okładki. Ten swoisty informator o ks. Bosko i salezjanach zawdzięczał swój rozmach i powodzenie wielkiemu talentowi pisarskiemu ks. Grabelskiego.
Z powodu stale pogarszającego się stanu zdrowia zmuszony jest zostawić dotychczasową pracę redaktorską i w 1900 r. powrócić do kraju. Umiera w zakładzie salezjańskim w Oświęcimiu 9 października 1902 r., w wieku 45 lat. Poprzez swoją ofiarną pracę na rzecz młodych powołań salezjańskich i propagowanie charyzmatu salezjańskiego, wraz z księciem Augustem Czartoryskim, zakładał fundamenty pracy salezjańskiej w naszym kraju. ■
Pewnego dnia ks. Rua, zakłopotany brakiem personelu, uniemożliwiającym mu otwieranie nowych placówek, o co stale otrzymywał prośby z różnych stron, zagadnął ks. Bosko w ostatnich już dniach jego życia:
- Skąd będziemy mogli mieć tyle powołań wobec stale wzrastających gwałtownie potrzeb?
A na to Święty:
- Nie obawiaj się! Wkrótce przyjdzie tu wielu Polaków i z ich udziałem będziesz mógł zaradzić niejednej potrzebie!
Wnet ta przepowiednia zaczęła się sprawdzać.