- Obudź się, Europo!
- Od redakcji
- Dać dzieciom podstawy do poznania Boga
- Misje salezjańskie – wielka pasja księdza Bosko
- Sudan – piekło na ziemi
- STOP zwolnieniom z wychowania fizycznego
- Pierwsi polscy salezjanie
- Dziecko i... złość
- Opowiadania Wypadek
- Integralne wychowanie JAK WYCHOWYWAĆ CHŁOPCÓW
- W szkole Mądrości
- Jak skutecznie się uczyć?
- Lekcja 13 Temat: W szkole przede wszystkim trzeba być i to na każdej lekcji.
- Kompas na życie
- Co Bóg widzi i czy wciąż kocha?
- Irracjonalne bzdury dalej mają swoich amatorów
- Nasz świat
Sudan – piekło na ziemi
s. Teresa.
strona: 13
Sudan jest miejscem, gdzie życie mieszkańców podobne jest do piekła na ziemi. W tym ogromnym kraju afrykańskim żyją ludzie pozbawieni jakichkolwiek praw, skrzywdzeni wieloletnią wojną, prześladowani do granic możliwości. Szczególnie chrześcijanie z Południa, którzy na skutek okrutnej wojny (1983-2005) uciekli do Chartumu. Osiedlili się na peryferiach miasta w ubogich glinianych chatach. Tu znaleźli pracę, tu posłali dzieci do szkoły, tu czekali na możliwość powrotu na swoje piękne Południe.
Gdy w lipcu 2011 roku proklamowano niepodległość nowego państwa – Republiki Sudanu Południowego, chrześcijanie z Chartumu stali się obywatelami innego państwa. Dlatego w kilka godzin buldożery zrównały z ziemią gliniane chaty, a ich samych wywieziono w głąb pustyni, kilka kilometrów od stolicy, do wielkich obozów dla uchodźców. Pozbawieni wody, żywności, opieki medycznej mieli tam czekać na możliwość powrotu do siebie, na swoje Południe. Wielu z nich czeka tam do dzisiaj. Wielu, którym udało się wyjechać, nie dotarło na miejsce, zginęli po drodze. A wielu z tych, którzy dotarli, dziś wraca na pustynię pod Chartumem, bo na Południu znowu trwa wojna. Sudańczycy z Południa - wydziedziczeni i poniżeni. Dzieci z rojem much w oczach. Starcy umierający na gorącym piachu pustyni, ale szczęśliwi, że to „piekło” właśnie się dla nich kończy.
Wśród tych chrześcijan z Południa pracuje polska salezjanka, s. Teresa Roszkowska. Organizuje dla nich transporty żywności, opłaca autokary, które przywożą ich do lekarza w Chartumie. Odwiedza ich, dodaje otuchy i płacze razem z nimi. Pracuje tam z 84-letnią s. Josephine, Hinduską, bo tylko one dwie mają jeszcze ważną wizę pobytową. Czasami siostrom brakuje sił, czują, jakby serce im pękało wobec tak wielkiego bólu chrześcijan z pustyni, ale nie poddają się. „Bez Bożej pomocy nie da się tutaj przetrwać” – mówi s. Teresa.