- Jezus jest przyjacielem
- Od redakcji
- Czego nie uczy polska
- Trzeba działać i to energicznie
- Filipiny Przywrócić podstawy egzystencji
- Ludzie bez barier
- Co powinniśmy wiedzieć o gender
- Arcybiskup Antoni Baraniak - zapomniane męczeństwo
- Wychowanie i kultura
- Wdrażanie do wartości etycznych
- Modlitwa: Pokarm dla duszy
- Późne powroty
- Lekcja 2 Temat: Dobrze uczyć i stawiać sprawiedliwe oceny.
- Nauka i wychowanie (cd.)
- Kochali Boga i ziemię ojczystą
- Toksyczne praktyki New Age
- Uczmy dzieci filozofii. I teologii też.
Lekcja 2 Temat: Dobrze uczyć i stawiać sprawiedliwe oceny.
ks. Tomasz Łach, salezjanin
strona: 21
Główną płaszczyzną porozumienia między katechetą i uczniami nie jest wspólne przeżywanie tych samych wartości duchowych, ale przede wszystkim rzetelna wiedza.
Jakiś czas temu uczyłem religii w jednej ze szkół średnich w Krakowie. W ramach ćwiczeń katechetycznych przychodzili do mnie na lekcje klerycy z naszego salezjańskiego seminarium duchownego. Któregoś razu zdarzyła się rzecz następująca. Temat lekcji przygotowany przez studenta dotyczył bodajże sakramentu chrztu. Chodziło o to, by poprzez metaforę światła ukazać Chrystusa, który jako Światłość prawdziwa rozprasza ciemności naszych grzechów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie metoda, jaką chciał ów alumn się posłużyć. przyniósł on na lekcję świece i zapalone chciał roz-dać każdemu uczniowi, aby w ten sposób „doświadczyli tego”, albo „przeżyli to”, o czym im opowiadał. Na szczęście w porę zareagowałem i uniknęliśmy nieszczęścia. Nie myślę tu jedynie o realnej możliwości zaprószenia ognia, ale także o późniejszej mojej wizycie „na dywaniku” u pana dyrektora i tłumaczenia się z nieodpowiedzialnego stosowania tego rodzaju „środków dydaktycznych” podczas zajęć. O ile bowiem w kościele, w ramach katechezy parafialnej, tego typu zachowania są dopuszczalne, a czasem nawet wskazane, o tyle w szkole są bezużyteczne, a nawet szkodliwe.
Z żalem muszę stwierdzić, że i we współczesnych podręcznikach metodycznych można jeszcze znaleźć propozycje podobnych „metod aktywizujących”. Błąd polega na tym, że wiedza zostaje utożsamiona z doświadczeniem. W większości przedmiotów szkolnych, może z wyjątkiem wychowania fizycznego czy praktycznych przedmiotów nauki zawodu, uczniowie mają do czynienia jedynie z wiedzą o danych zjawiskach. Uczą się na geografii o trzęsieniach ziemi, na historii o wojnach, a na fizyce o cząstkach elementarnych. Przecież większość z nich nigdy nie przekona się na własnej skórze, czym jest wojna albo inny kataklizm, ani nie będzie im dane zaobserwować kwarków i leptonów. A jednak wiedza o tych zjawiskach jest pewna i prawdziwa i jako taka potrzebna do zrozumienia otaczającego nas świata. Zadaniem szkoły jest przekazywanie wiedzy, będącej skutkiem długich i żmudnych badań, a nie organizowanie dla uczniów „paranaukowego reality show” łudząc się, że sami w kilka godzin posiądą wiedzę, którą inni zdobywali latami.
Ta sama zasada powinna obowiązywać na lekcjach religii. Potrzebna jest świadomość tego, że większość uczniów, szczególnie w dużych miastach, nie ma żadnego doświadczenia religijnego. Nie uczestniczą w niedzielnej eucharystii, nie modlą się, że już nie wspomnę o jakimkolwiek uczestnictwie w życiu wspólnoty parafialnej. Może wyjątkiem są szkoły katolickie, ale nawet tam bywa z tym różnie. Główną płaszczyzną porozumienia między katechetą i uczniami nie jest więc wspólne przeżywanie tych samych wartości duchowych, ale przede wszystkim rzetelna wiedza przekazywana ciekawie i kompetentnie. Niektórzy katecheci próbują różnych „sztuczek”, którymi - jak sądzą - mogą „pociągnąć młodzież” do Boga. Chcą, aby ich lekcje były za wszelką cenę oryginalne, inne, nieschematyczne. Tymczasem wystarczy, że będą dobrze uczyć i stawiać sprawiedliwe oceny. Czy to nie za mało? Wręcz przeciwnie, to bardzo dużo. Co daje ludziom więcej pożytku? ■
Długo żarzący się w piecu węgiel czy jedno krótkie, choć oślepiające i głośne, uderzenie pioruna? Ja wybieram węgiel.