- Franciszek przeniknięty Bogiem
- Jak stworzyć wspólnotę szkolną
- Ukraina Nie patrzymy, czy ktoś jest katolikiem, czy nie
- Zambia. Nasi wolontariusze
- Argentyna. Płaczę, bo to jest nasz papież
- Człowiek nawrócony spojrzeniem Jezusa
- Msza święta w rodzinie
- Co zasiejemy, to z pewnością wyda owoce
- Droga światła przedłużeniem ewangelicznej radości Zmartwychwstania
- Kochajmy biskupa Rzymu
- Apostołowie miłosierdzia
- Mama, tata i miłość na całe życie
- Kultura egoistów
- Bo ja chcę…
- Pascual Chávez Villanueva przypomina nauczanie księdza Bosko
Pascual Chávez Villanueva przypomina nauczanie księdza Bosko
Pascual Chávez Villanueva
strona: 23
To źli powinni drżeć przed dobrymi, a nie dobrzy przed złymi
Byłem żywym i uważnym chłopcem, który za zgodą mamy chodził na różne festyny ludowe, których występowali kuglarze i iluzjoniści. Stawałem zawsze w pierwszym rzędzie, z oczyma utkwionymi w ich ruchach, którymi starali się odwrócić uwagę widzów; powoli byłem w stanie odkryć ich triki. Po powrocie do domu powtarzałem godzinami. Ale często moje ruchy nie przynosiły oczekiwanego skutku. Nie było łatwo przejść po tej nieszczęsnej linie, rozpiętej między dwoma drzewami. Ileż było upadków, ileż otarć nóg! Ileż razy miałem ochotę rzucić to wszystko… Ale później wznawiałem próby, spocony, zmęczony, a czasem także rozczarowany. Potem powoli udawało mi się utrzymać równowagę; czułem, jak podeszwy gołych stóp przylegały do liny. Kiedy ja i ruchy stanowiliśmy jedno, wyżywałem się zadowolony, powtarzając i wymyślając nowe ruchy. Oto dlaczego, gdy przemawiałem do chłopców, mówiłem im: „Trzymajmy się prostych rzeczy, ale czyńmy je z wytrwałością”. Oto moja praktyczna pedagogia, będąca owocem wielu zwycięstw i tyluż samo porażek, znaczona uporem, który był moją najbardziej charakterystyczną cechą. W ten sposób zrodził się mój styl wychowania, bez pompatycznych słów, bez wielkich schematów ideologicznych, bez odsyłania do licznych znamienitych autorów. Tak oto zrodziła się moja pedagogia, przyswajana na łąkach Becchi, a później na ulicach Chieri, a jeszcze później w więzieniach, na placach, w zaułkach Valdocco. Pedagogia zbudowana na podwórku. Co do śmiałości, wykazałem się nią kilka lat później, kiedy po przybyciu do Chieri w celu kontynuowania nauki zostałem powitany przez nauczyciela przed całą klasą takim oto mało entuzjastycznym zwrotem: „Ten chłopiec albo jest wielkim nieukiem, albo wielkim talentem”. Poczułem się wtedy bardzo nieswojo. Pamiętam, że wybrnąłem z tej kłopotliwej sytuacji, wypowiadając te oto słowa: „Coś pośrodku, proszę pana. Jestem biednym chłopcem, który chce wypełnić swój obowiązek i robić postępy w nauce”. Potem był ten niezrozumiały sen, gdy miałem 9, 10 lat (sen, który się powtórzył jeszcze kilka razy!), który mnie dręczył, a pragnienie stania się kapłanem młodzieży było coraz silniejsze… Wtedy zrobiłem pewną rzecz, która nie była po mojej myśli, i odniosłem tym samym wspaniałe zwycięstwo nad swoim charakterem, co było nie lada wyczynem: wyciągnąłem rękę, zwracając się o pomoc, prosząc o coś, co pomogłoby mi spełnić mój sen. Wyznałem później pewnemu salezjaninowi: „Ty nawet nie wiesz, ile kosztowało mnie to proszenie o wsparcie”. Oczywiście z moim dumnym usposobieniem nie było mi łatwo uniżyć się, aby prosić o pomoc. Moja odwaga była karmiona wielką ufnością w Opatrzność − także tego nauczyłem się od mojej matki. W jej szkole nauczyłem się zasady, którą wszędzie się kierowałem: kiedy napotykam jakąś trudność, robię tak, jak to czyni ten, kto się znalazł na drodze zatarasowanej przez wielki głaz. Jeżeli nie mogę go usunąć, obchodzę go. I mogę cię zapewnić: wielkich kamieni znalazłem wiele na mojej drodze.