- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Bł. Filip Rinaldi
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Wychować jedynaka
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Oczko w głowie
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Rodzeństwo dla Tosi
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Ja, jedynak
- ROZMOWA Z... Jedynak też podzieli się cukierkami
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Miłość pod kontrolą
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Bo nie ma dzieci
- POD ROZWAGĘ. Biorezonans
- POKÓJ PEDAGOGA. Córka mnie upokarza
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. Prawa człowieka, czyli czyje?
- DUCHOWOŚĆ. Tytuł do miłosierdzia
- MISJE. Krwawa perła Oceanu Indyjskiego
- MISJE. Z myślą o darczyńcach
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Droga ucznia w Ewangelii według św. Marka
- PRAWYM OKIEM. Zakazać niehigienicznego polewania wodą!
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 15
Niedzielny wieczór to tradycyjnie kontrola szkolnego ekwipunku. Poniedziałek nadciąga, lekcje na pewno odrobione, ale wyposażenie podlega kontroli. Seweryn dorzuca książki do angielskiego, Olek książkę do oddania w bibliotece. Perswazją zmuszam obydwóch do zaostrzenia kredek i ołówków. Jak to możliwe, że nie przeszkadza im pisanie takimi „kołkami”? Rzut oka na plan lekcji, strój na wf potrzebny tylko Olkowi. W łazience okazuje się, że spodenki lekko wilgotne, więc obwieszczam głośno i wyraźnie, że strój trzeba dopakować rano i że zostawię go na plecaku.
Poniedziałkowy bieg zaczynam jak zawsze przed świtem. Między kanapkami a myciem zębów na Olka plecaku kładę koszulkę i spodenki i biegnę dalej. Po pracy prosto do szkoły. Seweryn czeka w świetlicy, a Olek kończy trening. W drzwiach do sali gimnastycznej widzę moje młodsze potomstwo wymachujące w najlepsze nogami ubranymi w… jeansy! I to już nie pierwszy taki numer. Palę się ze wstydu przekonana, że trenerka mnie obwinia za nieprzygotowanie potomstwa.
– Gdzie strój? – pytam
– Nie wiem – bez skrępowania odpowiada Olek.
– Jak to „nie wiem”? Przecież uszykowałam na plecaku, nie widziałeś?
– Nie było go tam!
To niemożliwe, przecież nie wyparował w ciągu godziny. Kiedy wracamy do domu okazuje się, że strój leży w najlepsze wciśnięty pod łóżko, a Olgierd uparcie twierdzi, że nigdy nie leżał na plecaku. Postanawiam uderzyć do wyższej instancji. Podczas następnych zajęć rozmawiam z trenerką w obecności Olka:
– Pani Agnieszko, jeśli Olek jeszcze raz pojawi się bez stroju, proszę go nie wpuszczać na zajęcia. On musi sam pamiętać o stroju, bo ja do jego 40. urodzin nie będę tego robić za niego!
– No dobrze, jeśli takie jest pani życzenie – pani jest trochę zdziwiona. – Ale to dokąd mam go wtedy odesłać?
– Do świetlicy!
No i mamy pełny sukces! Od tej rozmowy Olek nie dość, że ani razu nie zapomniał stroju, to już od soboty upewnia się, że jest wyprany i przygotowany.