- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. s. Maria Troncatti FMA (1883-1869)
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE - SYSTEM ZAPOBIEGAWCZY. Wychowanie w stylu św. Marii Dominiki
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Posługa towarzyszenia
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. Salezjanki nie tylko wychowują
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Moje duchowe wsparcie
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Wybór, który owocuje
- ROZMOWA Z ... Życie zakonne jest piękne
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Założyciel i współzałożycielka
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Żyliśmy za Jana Pawła II
- POD ROZWAGĘ. Szybkie czytanie
- POKÓJ PEDAGOGA. Nadmiar ambicji?
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- BIOETYKA. GMO – groźne ma oblicze?
- DUCHOWOŚĆ. Zakryta świętość
- MISJE. Elegancki narzeczony
- MISJE. Świat na czterech kółkach
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Powstawanie Ewangelii
- PRAWYM OKIEM. Muzułmańskie kleszcze
SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Założyciel i współzałożycielka
ks. Marek T. Chmielewski SDB
strona: 12
Początki salezjanek sięgają grupy Córek Niepokalanej (należała do nich Maria Dominika Mazzarello), istniejącej w Mornese na długo przed pojawieniem się tam księdza Bosko, który zainicjował przekształcenie ich w Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki.
Siostry salezjanki poznałem w sposób tak naturalny, jak salezjanów. Po prostu w pewnym momencie pojawiły się w mojej rodzinnej parafii. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Siostry miały świetne pomysły, a w pewnych propozycjach bywały „odważniejsze” od salezjanów. Pierwsze dyskoteki „przy kościele” przeżyłem u salezjanek, a nie w oratorium u księży. Z siostrami jeździło się na rowery, nad rzekę i na łąkę. Ba, z siostrami grało się w rugby. No i siostry miały z nami katechezę. Siostra była też w zakrystii. Tak, wtedy wszyscy wiedzieli, kto rządzi kościołem. Do sióstr chodziło się też rąbać drewno i nosić węgiel. I żebym nie zapomniał, siostry dbały o naszą formację. Były konferencje, Msza św., okazja do spowiedzi. To przy wspólnocie sióstr w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku zawiązana została wspólnota młodych Salezjańskich Pomocników Kościoła. Grupa dorosłych istniała już przy salezjanach w parafii. To wszystko nie przeszkadzało mi być ministrantem i czynnie uczestniczyć w oratorium u salezjanów.
Taki obraz naturalnie poukładanego środowiska trwał we mnie niezmącony przez wiele lat. Podtrzymywały go kontakty z siostrami z czasów dzieciństwa i obecność supersióstr w seminaryjnej kuchni i szatni w Lądzie (pozdrawiam siostrę Barbarę!). Od zawsze było dla mnie jasne, że siostry „są żywym pomnikiem Maryi Wspomożycielki”, bo tak chciał ksiądz Bosko, ich założyciel. Tak samo jasne było, że Maria Dominika Mazzarello jest ich współzałożycielką. Ten mój nabyty w dzieciństwie porządek zachwiał się, kiedy jako student duchowości pojechałem w pielgrzymce do Mornese, kolebki salezjanek. Oprowadzała nas pewna starsza siostra. Co chwilę przywoływała matkę Mazzarello, dodając za każdym razem: „założycielkę Córek Maryi Wspomożycielki”. Wychowany inaczej, w pewnym momencie nie wytrzymałem: „Chyba współzałożycielkę, siostro?”. Nie będę tu opisywał tego, co potem się stało. Współbracia, w obronie przed burzą z piorunami, schowali mnie daleko w ostatnim rzędzie i zabronili pokazywać się do końca pielgrzymki.
To doświadczenie, które zachwiało moją błogą relacją z siostrami, skłoniło mnie do studiowania problemu. Dzięki Bogu wśród naszych wykładowców były też siostry, z którymi mogliśmy ze spokojem powracać do tego drażliwego tematu. Rzeczywiście, na relacji pomiędzy dwoma zgromadzeniami salezjańskimi zaciążyły pewne fakty, które wyrwane z kontekstu, przestają być rozumiane właściwie, a co gorsza – poprzez dowolne interpretacje – zaczynają żyć własnym życiem. Początki salezjanek sięgają grupy Córek Niepokalanej (należała do nich Maria Dominika Mazzarello), które istniały w Mornese na długo przed pojawieniem się tam księdza Bosko, który zainicjował przekształcenie ich w Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki. Pragnął bowiem powstania zakonu, który czyniłby dla dziewcząt to, co salezjanie robili dla chłopców. W swoich początkach nowe zgromadzenie nie miało autonomii. Jego przełożonym był ksiądz Bosko. Siostry uzyskały autonomię dopiero za czasów ks. Ruy. Pierwsze salezjanki nie znały życia zakonnego. Co więcej, były niepiśmienne i rozmawiały w dialekcie. Ksiądz Bosko musiał zadbać o to, aby wdrożyć je w życie konsekrowane i zadbać o ich wykształcenie. To właśnie w tym okresie rozwoju zgromadzenia sióstr sama Maria Dominika Mazzarello nauczyła się pisać. To wszystko jednak nie przeszkadzało Marii Dominice na bardzo twórczą współpracę z księdzem Bosko. Ich kontakty przed powstaniem salezjanek były sporadyczne, w okresie fundacji bardzo częste, a w okresie konsolidacji nieco rzadsze. To, że miała w sobie wrodzone dary – jak mówiono, była „salezjanką z instynktu” – pozwoliło jej nie tyle wypełniać polecenia księdza Bosko, co przyjmować jego inspiracje, wychwytywać intuicje i stopniowo, w miarę potrzeb i możliwości, przekazywać je siostrom. W tym sensie była twórcza, a przekazywane wartości – pochodzące z inspiracji księdza Bosko – docierały do sióstr w formie właściwej dla nich, jako kobiet konsekrowanych i wychowawczyń.
Od księdza Bosko Maria Dominika przejęła koncepcję ascezy nabytą już w grupie Maryi Niepokalanej, pogłębiła dzięki niej styl miłości apostolskiej, salezjańskiej prostoty i świętej radości. Z nielicznych listów, jakie napisała do księdza Bosko, przebija wielka miłość do założyciela, a jednocześnie czuje się w nich jej świadomość własnej niezależności jako pierwszej odpowiedzialnej za nowe zgromadzenie. Szkoda, że o tych subtelnościach nie mogłem porozmawiać z siostrą w Mornese.