- LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO. Wychowanie Jezusa
- WYZWANIA
- WYCHOWANIE. Niech mówią „nie”
- WYCHOWANIE - UWAGI PSYCHOLOGA. Sprawdzian wolności
- WYCHOWANIE - RODZICIELSKA TROSKA. O wiarę trzeba walczyć
- WYCHOWANIE - Z DRUGIEJ STRONY. Pod prąd
- ROZMOWA Z... Co trzy minuty ginie nasz brat w wierze
- SŁÓWKO O KSIĘDZU BOSKO. Sekret wierności
- BŁYSKAWICZNY KURS MODLITWY
- GDZIEŚ BLISKO. Nie lękajcie się!
- POKÓJ PEDAGOGA. Kłótnie dzieci
- TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
- POD ROZWAGĘ. Medytacja medytacji nierówna
- ZDROWA MEDYCYNA. Z dziejów bioetyki
- DUCHOWOŚĆ. Sakrament odwagi
- MISJE. Szkoła w Sunyani
- MISJE. Pomoc dla Haiti
- WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO. Jedna KSIĘGA – różne nazwy
- PRAWYM OKIEM. Ideologia tacierzyństwa
TAKA NASZA CODZIENNOŚĆ
mama Ania
strona: 13
– Mam dla Ciebie prezent! – woła synek i nic to, że termometr na podwórku wskazuje minus dwadzieścia stopni, drzwi otwierają się z impetem, tylko ściana zdecydowanie przeszkadza w otwarciu ich jeszcze szerzej.
Prezenty zmieniają się zgodnie z porą roku. Latem są to podeschnięte lekko kwiaty jaskółczego ziela (chwastów w okolicy jest pod dostatkiem), jesienią ciut pokruszone liście dębu wyciągnięte wprost z plecaka. Zima za to, to prawdziwy poligon kreatywności – dostaję rysunki, pocztówki, laurki i całe mnóstwo trudnych do zidentyfikowania urządzeń z rolek po ręcznikach papierowych, od lunety począwszy, na mikserze skończywszy.
– Mamo, mam dla ciebie fartuszek! – ani się obejrzałam, a już jestem przepasana fartuchem z tektury. Ozdobiony oszałamiająco kawałkami kolorowego papieru. Z błyszczącą fioletem tasiemką do zawiązania. Jest serduszko w odcieniach brązu z nieco tylko poszarpanymi brzegami, a to żółte, to chyba coś na kształt frędzli. O, a tu chyba zabrakło różowego papieru, bo kwiatek dokończony pomarańczowym.
Odrobinę sztywny ten fartuch, ale przyjmijmy, że po prostu dobrze wykrochmalony. Wracam do kuchni, żeby patelnia nie spłonęła razem z naleśnikami. Pal sześć patelnię, ale jak spłoną naleśniki, to będzie afera. Po trzech naleśnikach przestaję odczuwać trudności w poruszaniu się i czuję się niemalże komfortowo.
Dzwoni domofon, biegnę do drzwi otworzyć. W progu stoi ciocia Marta, przyzwyczajona już do dziecięcych pomysłów, głosem bez żadnego zdziwienia pyta:
– O, widzę, że kazali Ci dziś chodzić w rycerskiej zbroi, ta łopatka teflonowa ma być mieczem, czy co?